Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

12.11.2010
piątek

„Front Mission Evolved” – recenzja gry

12 listopada 2010, piątek,

Screen z gry Front Mission EvolvedPokraczna ewolucja

Od czasu wydania czwartego „Mechwarriora” wśród gier wideo traktujących o pilotowaniu mechów zapanował kompletny zastój. Motyw bojowych maszyn kroczących przewinął się co prawda chociażby przez „Lost Planet: Extreme Conditions”, ale nie posiadał właściwego sobie rozmachu, a wielkie roboty pełniły tam jedynie rolę drugoplanową. Gdy po raz pierwszy przeczytałem o „Front Mission Evolved”, byłem nastawiony dość sceptycznie. Idea shootera osadzonego w tym samym świecie, co moja ulubiona seria o mechach z konsoli Playstation, jakoś do mnie nie przemawiała, ale kilkuletnia abstynencja kazała mi się przemóc i spróbować. Co z tego wyszło? Już opisuję.

Dla osób mniej zorientowanych, kilka słów wyjaśnienia. Korzenie serii „Front Mission” sięgają czasów konsoli SNES, ale prawdziwą popularność zyskała ona dopiero po przeniesieniu na platformę SONY. W założeniu była to strategia turowa z elementami RPG, w której mieliśmy możliwość kierowania oddziałami tzw. wanzerów(czyli  mechów pod inną nazwą). Seria zyskała sobie tak wielu fanów, że w pewnym momencie powstała nawet inicjatywa fanowska, mająca na celu przekład „Front Mission 5: Scars of War” z języka japońskiego na angielski, w związku z brakiem planów wydania tego tytułu na rynku amerykańskim lub europejskim.

Screen z gry Front Mission Evolved

Akcja „Front Mission Evolved” rozgrywa się w bardzo dalekiej przyszłości, w roku 2171, 50 lat po wydarzeniach w „FM 5”. Zaawansowana technologia pozwoliła ludziom na zbudowanie potężnych wind, które łączą powierzchnię planety ze stacjami kosmicznymi orbitującymi wokół Ziemi. Pewnego dnia dochodzi do incydentu, w czasie którego zostaje zniszczona jedna z wind znajdujących się na terenie UCS (odpowiednik Stanów Zjednoczonych). Porywczy Jankesi nie zastanawiają się zbyt długo nad tym, czy nie jest to jakaś prowokacja (co jest podwójnie zabawne, jako że motyw podżegania do wojny przewijał się w niemal wszystkich poprzednich odsłonach FM – widać, ci ludzie nie uczą się na błędach) i od razu szykują kontruderzenie na swoich rywali z OCU (czyli Wspólnotę Oceanii). W całą drakę zostaje zamieszany protagonista, Dylan Ramsey, młody inżynier i pilot wanzerów. Pomaga on armii w zażegnaniu niebezpieczeństwa ze strony najeźdźców, po czym sam zostaje wcielony do wojska, od czego rozpoczyna się jego krótka podróż w poszukiwaniu prawdy.

 

Pierwsze minuty spędzone z programem nie rzucają na kolana. „Front Mission Evolved” to shooter z krwi i kości, bardziej przypominający „Shogo: Mobile Armor Division”, aniżeli symulator kroczącej maszyny bojowej, jakim był „Mechwarrior”. Przez większość czasu zasiadamy za sterami wanzera, mobilnego mecha, uzbrojonego po zęby w najróżniejszej maści działka i wyrzutnie rakiet. Przemierzając kolejne plansze, w ilościach hurtowych niszczymy stojących nam na drodze przeciwników. W starciu jeden na jednego wrogowie (nie licząc bossów) nie mają z naszym bohaterem najmniejszych szans. Niestety, w ogólnym rozrachunku rozgrywka sprowadza się do więc trzymania przycisku „fire” i grzania do przeciwników ze wszystkiego, co mamy pod ręką. Niby można próbować uszkodzić wrogowi ręce czy nogi, ale po co, skoro strzelanie na ślepo przynosi lepsze rezultaty. Podejrzewam, że taki zabieg jest ukłonem w stronę casualowych użytkowników, ale mnie zupełnie to nie przekonało.

Screen z gry Front Mission Evolved

Po wirtualnym roku 2171 spodziewałem się rozwoju technologicznego świata Front Mission, a w raz z nim nowych wanzerów, ale się zawiodłem. Jeśli ktoś grał w poprzednie odsłony „Front Mission”, to z pewnością rozpozna sztandarowe konstrukcje, występujące jedynie pod odrobinie zmienioną nazwą (albo i nie). Jednak nie zmienia to faktu, że możliwości indywidualizacji wanzerów są – jak zwykle – ogromne. Opcji jest multum, począwszy od bardzo lekkich konstrukcji, przeze mechy wsparcia, roboty przeznaczone do walki wręcz, a na ciężkich wanzerach szturmowych i rakietowych kończąc. Możemy więc przebierać do woli, zależnie od upodobań.

Autorzy oddali do naszej dyspozycji  tylko (i aż) 18 misji. „Aż”, bo 18 nie jest liczbą małą jak na dzisiejsze standardy. „Tylko”, ponieważ całość można spokojnie pokonać  ciurkiem w dwa wieczory. Z drugiej strony misje są dosyć monotonne (przejdź od punktu A do B, eliminując po drodze wrogów), więc tych kilkanaście godzin spędzonych z grą wystarcza aż nadto.

Screen z gry Front Mission Evolved

Od strony wizualnej „Front Mission Evolved” wydało mi się bardzo nierówne. Architektura map została nadmiernie uproszczona. Otoczenie składa się w większości z kwadratowych budynków albo rozległych płaskich terenów. Przypomniały mi się czasy PSX, gdzie elementy świata przedstawionego maksymalnie upraszczano, by nadto nie obciążać jednostki procesora. Zupełnym przeciwieństwem są natomiast wanzery i postacie pilotów. Te wyglądają solidnie i aż chce oglądać się je na polu bitwy oraz w cutscenach. Na tym tle bardzo przyzwoicie prezentuje się warstwa dźwiękowa. Mnogość różnych odgłosów sprawia, że naprawdę czujemy się, jakbyśmy przebywali na polu bitwy, choć aktorzy podkładający głosy pod dialogi, mogliby być mniej sztywni.

Screen z gry Front Mission Evolved

„FM Evolved” to pozycja bardzo nierówna. Z jednej strony korzysta ze sprawdzonych rozwiązań poprzedniczek, z drugiej wprowadza wiele nowych elementów, które dla stałych bywalców świata „Front Mission” będą szokiem (jak chociażby przemiana ze strategii w shooter!). Mówiąc szczerze, mam nadzieję, że jest to ostatnia taka próba Square Enix i nie stanie się ona początkiem do rozmieniania na drobne legendy „FM”. Ten produkt mogę polecić jedynie graczom złaknionym jakiejkolwiek formy obcowania z mechami, aczkolwiek ostrzegam, że i oni mogą poczuć się rozczarowani, jeśli będą oczekiwać czegoś więcej niż tylko nieskomplikowanej strzelanki.

Andrzej Jakubiec

Ocena: 60%

0% 100%

Zalety: Duże możliwości indywidualizacji wanzerów; dynamika starć; nieźle animowane postaci.

Wady: Zbyt casualowa; za krótka; paskudna architektura map.

Dla rodziców PEGI 16+. Z punktu widzenia dorosłego odbiorcy, wydaje się, że jest to ocena nieco zbyt surowa.

Wymagania sprzętowe gry Front Mission Evolved: Procesor wielordzeniowy 1.8 GHz; karta grafiki z 512 MB pamięci VRAM ? NVIDIA GeForce 7800 lub ATI Radeon X1900; 1 GB pamięci RAM (XP), 2 GB RAM dla Vista/ Win 7; 11 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym; Windows XP / Vista / Windows. 

Front Mission Evolved, gra akcji/TPP, PEGI 16+. Deweloper: Square Enix , polski dystrybutor: Cenega. Cena wersji PC: około 120 zł; również na PS3 i Xbox 360.

Polecamy także:

„Darksiders” – recenzja gry

„God of War III” – recenzja gry  

 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Co do pierwszego zdania recenzji, a słyszał autor o Armored Core?

  2. Autor słyszał i nawet grał, ale nie doprecyzował, że chodziło mu o wyłącznie o gry, jakie pojawiły się na PC. 🙂

  3. A, Shogo – fajna gra była. Chyba jedyna japońszczyzna, którą udało mi się skończyć 😉
    JMD

  4. „wprowadza wiele nowych elementów, które dla stałych bywalców świata ?Front Mission? będą szokiem (jak chociażby przemiana ze strategii w shooter!)”

    Heh rzeczywiście szok dla „znawców” FM 🙂 już druga gra Front Mission jaką wydano była shooterem, FM Gun Hazard z 1996 roku. FME jest już 4 nie turową grą FM a w dodatku trzecim shooterem.

    Cut-scenka z FMOnline(ekstra rzecz);
    http://www.youtube.com/watch?v=atp4qLLNW2I
    FM Gun Hazard;
    http://www.youtube.com/watch?v=IRjZLH1J4wk
    FM Alternative(strategia ale już nie turówka);
    http://www.youtube.com/watch?v=v5nrw_8pf9w

    A tak wogle to ani słowa o multi w FME? na pozór trudno znaleźć ludzi do grania ale tylko na pozór, no przynajmniej jeśli chodzi o wersję na PC.
    K.A.

css.php