ŚWIAT WEDŁUG GLUTA
Gra „World of Goo”, co można przetłumaczyć jako błotny lub lepki świat, to dzieło twórców niezależnych, projektanta Kyle’a Gablera i dewelopera Rona Carmela. Jest dobra. Pełna zaskakujących pomysłów, urokliwa, dopieszczona graficznie i muzycznie, a na dokładkę chwytająca za serce – bo panowie z 2D Boy sięgnęli po własne zaskórniaki (było tego 10 tys. dolarów, jako rzecze Wikipedia), żeby, za sprawą dopingu ze strony graczy zachwyconych wersją demonstracyjną, dokończyć projekt. Dokończyli, i słusznie, bo zaraz potem „Błotny świat” został nominowany do kilku nagród, między innymi za innowacyjny dizajn oraz techniczną doskonałość.
Postępując w zgodzie z duchem miejsca zamieszkania, czyli San Francisco, gdzie wręcz nie wypada pracować w biurze, i całymi dniami przesiaduje się pod parasolem bezprzewodowego Internetu z kawiarni Starbucksa, Gabler i Carmel nie wynajęli biura i pracowali w Starbucksie. Idąc z duchem czasu z dobrym skutkiem użyli technologii opensourceowych. Można tylko przypuszczać, że to reakcja na lata udręki w korporacyjnym kieracie Electronic Arts, wytwórni, której obaj niegdyś byli pracownikami.
Screen z gry World of Goo
Duchy owe sprowokowały znakomity efekt: plansze, których jest blisko pół setki, ujmują oryginalnością plastyczną; ich atmosferę podkreśla odrobinę tylko wtórna, specjalnie do gry skomponowana muzyka. Przede wszystkim jednak urzekają wyposażone w ułamkową wprawdzie, ale sympatyczną osobowość glutki – główni bohaterowie „Błotnego świata”. Obdarzone różnymi atrybutami – lepkością, sprężystością, skocznością, łatwopalnością, czepliwością czy smarkliwością stanowią prawdziwie rewolucyjny wynalazek Gablera i Carmela. Jeszcze o nich usłyszymy.
Każdą z plansz rządzi prosta idea nadrzędna – zadaną liczbę glutków wszelkimi możliwymi metodami należy doprowadzić do wlotu stalowej rury, która je zasysa ku górze, do kolektywnego nieba dla glutków. Mówiąc w skrócie, im więcej glutków w niebie, tym lepiej. Brzmi to trywialnie, ale realizacja do łatwych nie należy, bo oznacza zwykle budowanie złożonych struktur z materii gluta, która glucią jest. Nie bez powodu nie stawiano z niej katedr. Przyda się znajomość podstaw architektury i inżynierii materiałowej, ze wskazaniem na znajomość konstrukcji przypór, podpór, sklepień i ożebrowań, śladowa choćby wiedza z alpinistyki oraz wyniesione z dzieciństwa doświadczenie w pracy z materiałami lepkimi.
Screen z gry World of Goo
Bardzo ujmujący jest fakt, że bezwzględne, zimne prawa fizyki, takie jak prawo powszechnego ciążenia, Keplera czy Bernoulliego, manifestują się w „Błotnym świecie” w formie prostej i zarazem pięknej. Współczynniki tarcia statycznego i dynamicznego, lepkości i sprężystości, które determinują lot glutków występujących w kilkunastu chyba gatunkach, nabierają namacalnego niemal wymiaru. W zasadzie można by powiedzieć, że „Błotny świat” to miniaturowe laboratorium fizyczne z elementami rodem ze sklepu zoologicznego. Tyle, że trudno byłoby sprzedać cokolwiek z takim hasłem na opakowaniu.
Screen z gry World of Goo
Zabawa (z) glutkami jest więc znakomita. Ale tylko przez jakiś czas. Bo po kilkunastu planszach daje o sobie znać wywołane brakiem suspensu znużenie, a poza tym pojawia się starcza refleksja, że drzewiej to dopiero bywały gluty, i nutka tęsknoty za czasami, gdy dzieci plus zapałki równały się wspaniałej zabawie. I że nie ma to jak rzeczywiste, pełne zaskakujących zastosowań błoto, a nie takie na ekranie. Mniej więcej po trzecim (z pięciu) etapów myśl gracza przestaje też nadążać za szczątkową fabułą – farmazonami o niewyczerpanej energii piękna, czy niecnych zamiarach jakiejś szatańskiej Światowej Korporacji Glut, miedzy którą wpleciony jest wątek bezbronnych, bogu gluta winnego glutków.
Screen z gry World of Goo
Między surrealizmem a kompletnym brakiem sensu jest subtelna granica, która twórcom cyfrowego świata glutów częściej zdarza się przekraczać z pierwszej strony w drugą, niż na odwrót. Czyżby dał im się we znaki nadmiar kawy, którą należy co jakiś czas kupić, by móc korzystać z (rzekomo) bezpłatnego wi-fi w kawiarni na rogu? A może odpoczywając wśród zieleni Golden Gate Park bracia deweloperzy wąchali nie tylko azalie? A może po prostu nie trafił target (recenzent) w produkt?
Czyżby „Błotny świat” przeznaczony był dla młodszych graczy, dla których, o ile dobrze pamiętam, tytułowa substancja jest przedmiotem codziennych badań. Dręczony wątpliwościami poprosiłem opinię prawdziwego insajdera, Kajetana, lat 5 i pół. Zapytany o ogólne wrażenia, powiedział, że: „Gra jest superoska. Bardzo chciałbym w nią grać. I o to chodzi”. Trudno się nie zgodzić.
Screen z gry World of Goo
Młodemu graczowi najbardziej w „Błotnym świecie” podobało się „wszystko”, natomiast najmniej to, że „tacie tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo trudno było przejść ten etap z palnymi glutkami i wielką obracającą się głową z kolcami”. Zapytałem więc, czy gra przeznaczona jest dla użytkowników w wieku rozmówcy (zgodnie z informacją na pudełku produkt przeznaczony jest dla osób, które przebrnęły przez trzeci rok życia)? W odpowiedzi usłyszałem, że: „Tak, myślę, że łatwiejsze etapy tak. A trudniejsze, na przykład z palnymi glutkami i głową z kolcami, są raczej dla taty”.
W prawdziwe zdumienie wprawiło mnie oświadczenie, że „Błotny świat” jest ciekawszy niż oglądanie trzeciej części „Spider-Mana” i „Transformersów”. Choć, jak dodał rozmówca ściskając pod pachą pluszowego kota, to bardzo intrygujące, że podczas napisów końcowych tego drugiego przeboju z Hollywood jeden ze złych Deceptykonów pokonanych przez dobre autoboty ucieka w kosmos, co oznacza, że powstanie druga część filmu – uwaga! – może nawet ciekawsza niż przygody glutków.
Screen z gry World of Goo
W końcu nadeszła odpowiednia chwila, by poruszyć kwestie zasadnicze. Po pytaniu, czy warto dla „orld of Goo”rozbić świnkę, zapadła kłopotliwa cisza, którą szybko przerwałem ostatnim, o to, czy młody człowiek woli bawić się prawdziwym błotem i glutkami, czy używać w tym celu komputera. I wtedy dowiedziałem, się, że „czywiście woli grać, bo przecież prawdziwe błoto i gluty są obrzydliwe”.
Karol Jałochowski
Zobacz trailer gry:
23 lutego o godz. 15:01 38721
Gra jest rewelacyjna. Więc nie wiem dlaczego tak niska ocena … 😉
Naprawdę polecam w nią zagrać, pozytywne emocje gwarantowane. Gra ma tylko jedną wadę – jest za krótka !!
W razie problemów z grą można znaleźć filmiki pokazujące plansze na .
13 marca o godz. 12:32 39248
Przecież to kalka Loco Roco z PSP, nieładnie :/
18 marca o godz. 21:40 39461
Rzeczywiście – albo kosmiczna koincydencja, albo niewzmiankowana inspiracja Loco Roco… Odejmujemy 10% oceny końcowej za nie tak oryginalną oryginalność jak się wydawało.
13 kwietnia o godz. 9:52 40576
Że co? że Loco Roco? Bo kierujemy kulkami? No to w takim razie „WoG” jest kalką bilardu, w końcu tam też trzeba trafić kolorowymi kulami do dziury.
20 sierpnia o godz. 15:03 43800
to porównajcie z kolei to LocoRoco z Gishem
5 marca o godz. 18:09 48412
gra fantastyczna choć dużo za krótka :/ Kilka godzinek i po rozrywce… Filmiki? pomoc? czasem więcej funu przyniesie kombinowanie 😉
18 września o godz. 0:20 531721
Panie Karolu
Czy jako krytyk nie dostrzega Pan absolutnej odmienności koncepcyjnej obu tych gier?
Nie ma mowy o żadnej koincydencji; idea rozgrywki, mechanika i nadrzędny pomysł są w nich całkowicie różne! Czytelnikom polecam nie sugerować się tego typu insynuacjami dotyczącymi plagiatów. Przypomina mi to trochę audycję w pewnym radiu, gdzie doszukiwano się u Metallici zrzynania z Pink Floyd, ze używanie podobnych akordów na gitarze akustycznej.