Gatunek, treść i klimat większości gier da się opisać w jednym zdaniu: „FPS osadzony w realiach drugiej wojny światowej”, „symulator wyścigów Formuły 1”, „futurystyczna strategia czasu rzeczywistego”. Słysząc te sformułowania, uzyskujemy stosunkowo dobry obraz danej produkcji. Zdarzają się jednak gry, które wymykają się wszelkim klasyfikacjom i których istotę trudno jest zamknąć w paru słowach. „LittleBigPlanet” jest niewątpliwie jedną z nich.
W warstwie pierwszej, najbardziej widocznej i podstawowej, mamy do czynienia z platformówką nawiązującą regułami do klasyki gatunku. Postać, którą kierujemy, potrafi właściwie tylko skakać, przesuwać obiekty i łapać się ich. Nie dysponuje żadnymi specjalnymi mocami ani nie nabywa nowych umiejętności. Przez większość czasu rozgrywki po prostu skacze z platformy na platformę, pokonując przeszkody, unikając niebezpieczeństw i zbierając świetliste kule.
Pierwsze przekroczenie prawideł gatunku dostrzegamy jednak niemal od razu, w wizualnym stylu gry. To niespotykane, oryginalne połączenie uroczych motywów (nasza postać to na przykład wykonana z worka i wypełniona gąbką laleczka, którą możemy zabawnie animować i przebierać w różne ciuszki) z bardziej wyrafinowaną estetyką przywodzącą na myśl filmy Tima Burtona czy surrealistyczne kreskówki. Wszystko to przygotowane z dbałością o szczegóły, w wysokiej rozdzielczości i doskonałym oświetleniu ukazującym mnogość faktur i materiałów, z których wykonane są postaci i obiekty.
Screen z gry LittleBigPlanet
Projekty poziomów nie ustępują pomysłowością stylowi. Designerzy z odpowiedzialnego za produkcję brytyjskiego studia Media Molecule przygotowali tryb fabularny z ponad pięćdziesięcioma planszami inspirowanymi rzeczywistymi lokacjami. W trakcie gry odwiedzamy więc m.in. japońskie ogrody, afrykańską sawannę, meksykańskie pustkowia i skutą lodem Syberię. Poziomy przemierzać możemy sami lub w towarzystwie maksymalnie trzech dodatkowych osób – współpracując lub rywalizując – w trybie lokalnym bądź online. W tym drugim przypadku zabawa jest jeszcze lepsza, bo wspólne zmaganie się z co bardziej zmyślnymi przeszkodami zapewnia więcej satysfakcji i… śmiechu.
Screen z gry LittleBigPlanet
Prawdziwy geniusz „LittleBigPlanet” objawia się jednak w trybie kreacji. Edytor poziomów, który od początku ogłoszenia prac nad grą typowany był przez twórców na jej najważniejszą cechę, oddaje w nasze ręcę niesamowicie szeroki wachlarz narzędzi i motywów graficznych. Możemy przeznaczyć dwadzieścia minut na stworzenie prostej platformówki wykorzystując gotowe kształty geometryczne i materiały oraz łącząc je za pomocą sznurków, śrub i przekładni. Ale możemy też poświęcić swojemu dziełu więcej czasu i pójść dalej.
Screen z gry LittleBigPlanet
Pomysłowość i kreatywność, z jaką gracze wykorzystują możliwości edytora, jest godna podziwu… W pełni sprawny kalkulator, opowieść o ekspedycji w głąb organizmu, muzyczny teledysk, autorska wariacja na temat klasycznych gier wideo, wyprawa rakietą na Księżyc – to tylko przykłady najciekawszych plansz spośród dziesiątków tysięcy, które stworzyli gracze.
Jeśli nasza konsola podłączona jest do Internetu, w każdej chwili możemy zagrać w dowolny z udostępnionych poziomów, a także podzielić się ze światem własnym dziełem. Poruszanie się w gąszczu propozycji ułatwia system tagów i serduszek, którymi oznaczamy ulubione plansze.
Screen z gry LittleBigPlanet
Warto jednak podkreślić, że edytor nie jest tak prosty, jak ten, z którym mieliśmy ostatnio do czynienia w „Spore”. W grze Willa Wrighta nawet kilkulatek w parę minut mógł stworzyć świetnie wyglądającego stwora czy obiekt. „LittleBigPlanet” daje nieporównywalnie więcej możliwości, ale też wymaga więcej czasu i uwagi, a także zrozumienia złożonej fizyki gry. W połączeniu z wcale niełatwymi przeszkodami, jakie czekają na nas w trybie fabularnym sprawia, że nie jest to – wbrew pozorom – tytuł „dla każdego”.
Łyżką dziegciu w beczce miodu są w przypadku „LittleBigPlanet” drobne niedopracowania techniczne. Gra jest na pierwszy rzut oka dwuwymiarowa, ale tak naprawdę poruszać się możemy na trzech płaszczyznach, co nie jest do końca intuicyjne i potrafi irytować, zwłaszcza jeśli automatycznie przeniesieni zostajemy na dalszy plan. W trybie wieloosobowym szwankuje kamera, która nie zawsze jest w stanie ogarnąć fragmentu planszy potrzebnego do wykonania danej akcji przez wszystkich graczy.
Screen z gry LittleBigPlanet
Skakanie – podstawowa czynność, jakiej oddają się bohaterowie platformówek – utrudnia z kolei fakt, że po wylądowaniu nasza postać nie staje pewnie na nogach, a ślizga się kawałek. Sprawia to, że momentami bardzo łatwo jest spaść z krawędzi prosto w pułapkę.
Są to, powtórzmy, drobnostki, ale potrafią czasem drażnić, a co więcej – zwłaszcza w ostatnim przypadku – ograniczają liczbę potencjalnych odbiorców „LittleBigPlanet” do graczy o wyrobionej sprawności manualnej, którym w dodatku nie przeszkadza konieczność wielokrotnego powtarzania co trudniejszych fragmentów.
Nie zmienia to jednak faktu, że „LittleBigPlanet” jest grą oryginalną i świetną, ale i ważną dla rozwoju elektronicznej rozrywki. To produkcja, która doskonale realizuje ideę mediów 2.0, pozwalając nam faktycznie wcielić się w twórców gier.
Marzena Falkowska
Ocena: 5/6
Zalety: Oryginalny, uroczy styl i oprawa wizualna; oferujący niezwykle bogate możliwości tryb kreacji; nieskończone pokłady grywalności dzięki tysiącom plansz; doskonała zabawa w trybie wieloosobowym.
Wady: Drobne niedopracowania techniczne okazjonalnie utrudniające rozgrywkę.
Dla rodziców: Gra otrzymała klasyfikację PEGI +7. To świetna propozycją do wspólnego spędzania czasu w gronie rodzinnym – jest zabawna i wyzwala kreatywność. Co trudniejsze fragmenty będą wymagały jednak rodzicielskiej pomocy.
LittleBigPlanet, gra platformowa, od lat 7 (PEGI 7+), na konsolę PS3. Cena: 237 zł.
Zobacz trailer gry: