iPhone powoli zaczyna zyskiwać znaczenie jako gadżet bardzo dobrze sprawdzający się jako platforma do gier – przez niektórych graczy i deweloperów uważany jest nawet za urządzenie, które postawić można w jednym rzędzie z konsolami przenośnymi, PSP i NDS. A tam, gdzie są gry, tam prędzej czy później muszą też pojawić się kontrowersje i afery.
Jedna z ostatnich dotyczy produkcji „Baby Shaker”, która trafiła niedawno do App Store, internetowego sklepu z aplikacjami przeznaczonymi na iPhone’a i iPoda touch. Gra polega na uspokajaniu płaczącego niemowlęcia poprzez potrząsanie nim aż do momentu, w którym ucichnie na zawsze (śmierć symbolizowana jest pojawieniem się czerwonych krzyżyków na oczach dziecka).
Kilka dni po opublikowaniu gra została usunięta pod wpływem nacisków organizacji rodzicielskich, ze Stop Shaken Baby Syndrome na czele. Apple wystosowało oficjalne przeprosiny, w których przyznaje, że aplikacja jest wyjątkowo paskudna i dopuszczenie jej do sprzedaży było błędem.
Z decyzją tą sympatyzuje większość komentatorów, w tym niżej podpisana, bo rzeczywiście robienie żartów z postępowania nieodpowiedzialnych rodziców, w wyniku którego wiele dzieci umiera lub odnosi poważne obrażenia, jest, mówiąc delikatnie, w bardzo złym guście. Pojawiają się też jednak opinie, jakoby usunięcie gry nie powinno mieć miejsca, ponieważ jest zamachem na wolność słowa i przejawem cenzury. Taki pogląd wyraził między innymi felietonista The New York Times, dodając, że to ludzie powinni decydować, co kupią, a ich wybór nie powinien być ograniczany przez właściciela sklepu.
Rzecz jednak w tym, że w ogóle nie powinniśmy rozpatrywać tej sprawy w kategoriach wolności słowa czy cenzury. Nieważne też, czy uznamy, że gra jest niebezpieczna i może zachęcić kogoś do potrząsania dzieckiem w rzeczywistości, czy też ocenimy ją jako głupią, lecz nieszkodliwą zabawkę.
Odkładając na bok kwestie etyczne łatwo dostrzec, że decyzja o zamieszczeniu lub niezamieszczeniu danej aplikacji w App Store ma podłoże czysto biznesowe. Zasada wolnego rynku działa w obie strony: konsumenci mają prawo kupować te produkty, które chcą, tak samo jak firmy mają prawo sprzedawać te produkty, które chcą. A według oficjalnego stanowiska Apple, w sklepie internetowym firmy nie będą znajdować się produkty zawierające jakiekolwiek treści pornograficzne, obraźliwe czy zniesławiające, które mogłyby być dla użytkowników iPhone’a nie do przyjęcia. O cenzurze moglibyśmy mówić, gdyby „Baby Shaker” został zabroniony przez rząd i nie mógł ukazać się nigdzie. Tymczasem jego twórcy mają pełne prawo sprzedać aplikację na platformę innej firmy, dla której promowanie gry o takiej treści nie byłoby żadnym problemem.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół. Apple usunęło „Baby Shakera” ze sklepu dopiero wtedy, gdy o grze zrobiło się głośno dzięki protestowi organizacji rodzicielskich. A to znaczy, że początkowo jednak niczego niestosownego w niej nie znalazł.
Marzena Falkowska
27 kwietnia o godz. 20:00 41053
Osobiscie o grze mam takie samo zdanie jak Ty – ale gwoli scislosci o cenzurze nie musimy mowic jedynie kiedy zabrania czegos rzad albo podobna wladza. Istnieje przeciez cos takiego jak samo-cenzura, ktora akurat w spoleczenstwach kapitalistycznych dziala od dawna i zazwyczaj uzywa jako miary „ok”/”nie ok” zdania dominujacej grupy nabywcow. A to w niektorych przypadkach nie jest wcale tendencja zdrowa ani sprawiedliwa.
28 kwietnia o godz. 15:59 41089
Zgoda, ale nie jestem pewna, czy można mówić o autocenzurze post factum. Autocenzura ma najczęściej charakter prewencyjny i wynika z chęci uniknięcia problemów związanych ze społecznym odbiorem dzieła/produktu. A Baby Shaker został usunięty nie w wyniku samoograniczeń Apple, lecz w wyniku nacisków zewnętrznych.
28 kwietnia o godz. 18:48 41092
Baby Shaker jest be, a np. gta lub mafia jest ok?
Proponuje autorce zastanowić się nad tym czy jest sens zwracać uwagę innych na jakąś niszową grę, w sytuacji, gdy mamy mnóstwo innych, popularniejszych tytułów które propagują przemoc.
Co stanie się, gdy powstanie port gta na iphone? Czy też będą protesty?
28 kwietnia o godz. 21:59 41097
@anonim
Ty naprawde nie widzisz roznicy miedzy grą w ktorej dorosli goscie pruja z gnatow do innych doroslych gosci a grą w ktorej zakolysujesz na smierc niemowle???
A na gre warto zwrocic uwage bo takich jak GTA dziesiatki a takich jak Baby Shaker – maaaaalo.
28 kwietnia o godz. 22:16 41098
Istnieje jednak spora różnica pomiędzy Baby Shaker a GTA czy Mafią i jest ona jak sądzę oczywista: w drugim przypadku mamy do czynienia z produkcjami, w których przemoc jest elementem składowym świata przedstawionego i jest ona w jego kontekście uzasadniona. Pierwszy przypadek to z kolei niesmaczne naigrywanie się z realnego problemu. W filmach gangsterskich, nie wyłączając legendarnego Ojca Chrzestnego, trup również ściele się gęsto, ale trudno mówić tu o propagowaniu czy gloryfikowaniu przemocy. Nie jest ona celem samym w sobie – co innego w tzw. snuff movies, które odwzorowują akty przemocy wyłącznie dla chorej przyjemności widza. Porównanie jest może nieco na wyrost, ale Baby Shaker widzę właśnie jako taką przemoc dla samej przemocy i to według mnie należy piętnować.
30 kwietnia o godz. 10:20 41133
„Ty naprawde nie widzisz roznicy miedzy grą w ktorej dorosli goscie pruja z gnatow do innych doroslych gosci a grą w ktorej zakolysujesz na smierc niemowle???”
Z rozbioru logicznego wynikają dwie różnice.
W jednym zdaniu podmiotem są ONI (dorosli goscie pruja z gnatow do innych doroslych gosci), w drugim TY, czyli JA (zakolysujesz na smierc niemowle). Ergo w pierwszym przypadku gracz ma czyste ręce (oni się zabijają sami), w drugim jest winny (on sam zabija).
Druga różnica dotyczy dopełnienia: zabić kogo? „Dorosłych gości” jak rozumiem można, niewinne wirtualne niemowlę – nie wypada.
Która różnica jest relewantna dla piszącego i uzasadnia ekspresyjną interpunkcję (potrójny pytajnik) – tego analiza logiczna nie tłumaczy.
Choć orzeczenia obu zdań wyrażono za pomocą zróżnicowanych stylistycznie związków frazeologicznych, to semantycznie są one tożsame: „pruć z gnatów” czy „zakołysać na śmierć” znaczy: zabijać/zabić.
Wobec powyższego moja odpowiedź na analizowane pytanie brzmi: naprawdę.
30 kwietnia o godz. 20:54 41145
Anonimowy użytkownik słusznie i skutecznie nas sprowokował. Z pewnego punktu widzenia różnica pomiędzy tą obrzydliwą aplikacją a takim GTA czy ostatnim Call of Duty jest tylko taka, że obiektem wirtualnej napaści jest dziecko – ostatnie bronione jeszcze tabu naszej upadłej już cywilizacji. Poza tym – Pawle, z całym szacunkiem, nie wierzę, że producenci GTA czy Postala tworzyli gry dla dorosłych odbiorców – po prostu za głupie one dla nich są. Najzupełniej świadomie produkują programy przepełnione przemocą wiedząc, że mimo PEGI i innych obostrzeń właśnie nastolatki będą sięgać najczęsciej po te gry. Może więc ten „Baby shaker” uświadamia nam, że jesteśmy hipokrytami, stosującymi dwie miary, a jedynym wyróznikiem jest tylko wiek wirtualnej ofiary? Oczywiście w żadne „ukryte intencje”, jakiś rodzaj intelektualnej prowokacji – jak w enuncjacjach Hideo Kojimy o zbyt małej ilości przemocy w grach – twórców tej aplikacji nie podejrzewam.
JMD
30 kwietnia o godz. 21:11 41147
„A na gre warto zwrocic uwage bo takich jak GTA dziesiatki a takich jak Baby Shaker – maaaaalo.”
A moją główną myślą, przy pisaniu poprzedniego postu bylo wlasnie to, ż na tą grę nie należy zwracać w ogóle uwagi.
Opisywaną grę należy potraktować w kategorii niesmacznego żartu, którego dalej nie opowiadamy, a już tym bardziej nie piszemy o nim artykułu.
Co do „przemocy uzasadnionej” o której pisze louvette: gratuluję elastycznej moralności. Podkreślam, że w przytoczonych przeze mnie przykładach gier chodzi o zabijanie ludzi dla pieniędzy lub uznania innych kryminalistow, nie widzę więc zasadniczej różnicy między tym a potrząsaniem noworodkiem.
Na koniec podkreślam, że nie chodzi mi o piętnowanie tych produkcji. Należy zdać sobie sprawę, iż chodzi o grę komputerową, a nie rzeczywistość. Niektórzy lubią w grach komputerowych zabijać policjantów, inni zabijać noworodki. Nie mnie oceniać czy to jest dobre czy złe.
Należy pamiętać, iż nie chodzi o rzeczywistość. Stąd protesty i szum wokół gry uważam za działania ludzi ograniczonych myślowo, działających bez bez głębszej refleksji.
Dziękuję.
1 maja o godz. 19:40 41162
@anonim
Hm, niesmacznego zartu? Ten niesmaczny zart byl komercyjnie dostepny. Pierdzenie i opowiadanie niesmacznych zartow w pokoju gdzie sa dwie osoby to Twoja sprawa. Takie samo zachowanie (co do pierdzenia – bardziej metaforycznie) na arenie publicznej to troche co innego.
A jesli – jak piszesz – nie widzisz zasadniczej roznicy miedzy grami w ktorych zabija sie policjantow i zlodziei a grami w ktorych zabija sie noworodki to rzeczywiscie szansa jest bardzo mala ze sie porozumiemy – nie tylko jesli chodzi o gry.
3 maja o godz. 11:40 41217
@tetelo
„Z rozbioru logicznego wynikają dwie różnice.
W jednym zdaniu podmiotem są ONI (dorosli goscie pruja z gnatow do innych doroslych gosci), w drugim TY, czyli JA (zakolysujesz na smierc niemowle). Ergo w pierwszym przypadku gracz ma czyste ręce (oni się zabijają sami), w drugim jest winny (on sam zabija).”
Hm, jest to analiza logiczna godna Russella – wydawalo mi sie ze kiedy na blogu o grach i w kontekscie tej konkretnej gry pisze – byc moze niezbyt precyzyjnie – ze w jakiejs grze dorosli goscie pruja z gnatow do kogos to jest oczywiste ze tymi doroslymi goscmi kierujemy tez my. Jak sie okazalo moje zalozenie bylo zbyt daleko idace.
To samo dotyczy reszty drobiazgowej analizy mojego komentarza, ktora generalnie pozostaje w stylu czepialskim. Mam tez nieodparte wrazenie ze uzytkownik/czka „tetelo” dosyc dobrze wiedzial/a o co mi chodzi ale z jakichs sobie dobrze znanych powodow zdecydowala sie rozebrac na czesci forme pisarska, ktora z natury jest nieformalna i niezbyt zdyscyplinowana.
Kulturowe zalozenia nie sa oczywiscie czyms uniwersalnym – ale tez nie trzeba wielkiego wysilku badawczego aby przekonac sie ze w tzw. „kulturze zachodu”, a szczegolnie w produktach jej tzw. „pop kultury”, wyraznie widoczna jest roznica stosunku autorow i odbiorcow jest chodzi o przedstawienia przemocy wobec doroslych a przedstawienia przemocy wobec dzieci, a szczegolnie noworodkow. Dotyczy to szczegolnie mediow wizualnych takich jak kino, komiks czy wlasnie gry zas procent produkcji kulturowych, w ktorych zabija sie badz meczy male dzieci wydaje sie byc dosyc wyraznym wskaznikiem tego gdzie przebiegaja linie przyzwolenia spolecznego na takie czy inne elementy narracyjne.
3 maja o godz. 11:54 41218
@JMD
„Poza tym – Pawle, z całym szacunkiem, nie wierzę, że producenci GTA czy Postala tworzyli gry dla dorosłych odbiorców – po prostu za głupie one dla nich są.”
Hm, biorac pod uwage jaki rating ma wiele pelnych przemocy gier (ktory to rating moglby byc nieco nizszy gdyby usunieto z nich sceny przemocy, jezyk etc), to stwierdzenie ze producenci tworza je dla nastolatkow, nie znajduje chyba pokrycia w faktach. To samo dotyczy badan (przynajmniej na rynku amerykanskim), ktore wyraznie wskazuja, ze to nie nastolatki/nie-dorosli sa najwieksza grupa nabywacza gier – przecietny gracz ma 35 lat a przecietny nabywca ma 40 lat. Nie wydaje mi sie zeby wielcy producenci gier, jakby nie bylo mocno zapatrzeni w wyniki sprzedazy, nie brali tego pod uwage.
To ze zawartosc wielu tych gier sprawia ze wydaja sie one byc przeznaczone dla nastolatkow jest nie tyle wskaznikiem glownej „target group” nabywcow (ktora jak sugerujesz sa nie-dorosli)co swiadectwem tego, ze poki co, na tym etapie rozwoju gier, wiekszosc nabywcow gier mainstreamowych poszukuje w nich tego samego niezaleznie od swojego wieku.
Nie wydaje mi sie tez – jak zaznaczylem w poprzedniej odpowiedzi – aby to ze inaczej traktujemy przemoc wobec doroslych a inaczej przemoc wobec dzieci byla przejawem kulturowej hipokryzji. Dzieci i dorosli sa w naszej kulturze zupelnie inaczej postrzegani i – jak to sie czasem mowi – konstruowani wiec stosowanie do nich roznych standardow nie jest niczym zadziwiajacym.
3 maja o godz. 19:27 41221
@ tetelo
Oczywiście, czysto logicznie też można na to patrzeć. Tyle że wtedy pomijasz całkowicie kontekst i okoliczności, a one są tu kluczowe. Efekt zabicia napastnika w obronie własnej i zamordowania ofiary z zimną krwią jest ten sam – odebranie życia. A jednak różnica między tymi dwoma przypadkami też jest spora.
Gwoli ścisłości dodam tylko jeszcze, że nie chodzi o kołysanie dziecka, tylko o potrząsanie nim. Zarówno w grze, jak i w rzeczywistych praktykach niektórych rodziców. Kołysaniem, nawet energicznym, zabić się raczej nie da, to potrząsanie, nawet w odczuciu dorosłych nieznaczne, może wywołać poważne obrażenia wewnętrzne.
@ JMD
Myślę, że różnica jest nie tylko w wieku wirtualnej ofiary, choć oczywiście to też jest bardzo ważne. W Call of Duty mamy wojnę, w GTA przestępczy półświatek, a w takich okolicznościach zabijanie jest uzasadnione kontekstem (tak samo zresztą jak w wielu innych gatunkach gier, strategiach, RPG-ach, itd.). W Baby Shaker mamy sytuację oderwaną od jakiegokolwiek kontekstu (i to nie bohater, w którego gracz się wciela, zabija, tylko właśnie gracz – tu nawiązuję do rozbioru logicznego dokonanego przez tetelo). W dodatku ofiara, w przeciwieństwie do ofiar w wymienionych grach, jest całkowicie bezbronna.
Zazgrzytało mi też wymienienie jednym tchem, obok siebie, Postala i GTA i nazwanie obu gier głupimi. Różnica między nimi jest mniej więcej taka jak między filmami sensacyjnymi klasy B a filmami Tarantino (przy zachowaniu wszelkich proporcji oczywiście). I w jednych, i w drugich mamy dużo przemocy i zabijania. Różnica jest taka, że w tych pierwszych poza przemocą i zabijaniem nie ma nic więcej, a drugie jednocześnie bawią się konwencją, są wielopłaszczyznowe, nie stronią od komentarza społecznego. Nie zmienia to faktu, że można widzieć w GTA tylko rozjeżdżanie przechodniów, kradzieże samochodów i mordowanie prostytutek.
@ Anonim
Oho, właśnie zostałam oskarżona o myślowe ograniczenie, a moja moralność została poddana w wątpliwość, ale ponieważ nie obrażam się łatwo, dla dobra dyskusji przymknę na to oko.
Mój wpis nie dotyczył właściwie samej gry – potraktowałam ją raczej jako pretekst do paru uwag na temat praw producentów platform i praw konsumentów oraz zachowania Apple. Wydawało mi się to oczywiste, ale winę za opaczne zrozumienie sensu biorę na siebie, widocznie nie potrafiłam wyrazić się wystarczająco jasno. Nie widzę jednak niczego niestosownego w pisaniu o grach niesmacznych czy obrzydliwych, jeśli nie robi się tego wyłącznie dla wywołania sensacji, a jako punkt wyjścia do rozważań na temat tego, gdzie leżą granice tego, co i jak można pokazać w ramach medium. Polecam na przykład świetny tekst na temat japońskiego symulatora gwałtu Rape Lay autorstwa Leigh Alexander: http://www.slate.com/id/2213073/
„Podkreślam, że w przytoczonych przeze mnie przykładach gier chodzi o zabijanie ludzi dla pieniędzy lub uznania innych kryminalistow, nie widzę więc zasadniczej różnicy między tym a potrząsaniem noworodkiem.”
Ja widzę, i to sporą, wyjaśniałam wyżej dlaczego. Zresztą niby w jakim celu dopuszczali się morderstw bohaterowie Ojca Chrzestnego? Przestępcy tak robią, po prostu. Filmy, książki i gry gangsterskie bez tego elementu byłyby sztuczne i niewiarygodne.
„Należy zdać sobie sprawę, iż chodzi o grę komputerową, a nie rzeczywistość. Niektórzy lubią w grach komputerowych zabijać policjantów, inni zabijać noworodki. Nie mnie oceniać czy to jest dobre czy złe.”
Czy ktoś tu wspominał o elastycznej moralności? Stoję na stanowisku, że istnieją pewne granice co do tego, co można pokazać – nawet, jeśli jest to czysta fikcja. Ustalenie takich granic to rzecz niesamowicie trudna i dyskusyjna, ale to nie zwalnia nas z obowiązku próbowania. Gdybyśmy całkowicie umyli ręce „bo to nie nam oceniać, czy to jest dobre, czy złe”, trzeba by było np. dopuścić „dzieła” propagujące faszyzm albo pornografię dziecięcą.
6 maja o godz. 9:34 41286
@ Paweł Frelik
No niestety, muszę wyznać, że moją intencją naprawdę było zwrócenie uwagi na niekonsekwencję oraz – skoro już to słowo padło – hipokryzję użalania się nad niemowlakiem przy jednoczesnej akceptacji przemocy i zbrodni jako takich. Próbowałam to wyrazić dyplomatycznie i bez emocji, a wyszło pokrętnie i czepialsko, skoro tak to odczytujesz.
Do mnie więc odnosi się odpowiedź: „jesli nie widzisz zasadniczej roznicy (…) to rzeczywiscie szansa jest bardzo mala ze sie porozumiemy – nie tylko jesli chodzi o gry.”
Cóż, takie stanowisko niewątpliwie wyraża rozczarowanie wobec adwersarza, ale nie odbieram go jako obraźliwe. Sama podobnie traktuję tych, którzy nie potrafią zrozumieć, że dla mnie-gracza jednakowo okrutne i obrzydliwe jest potrząsanie niemowlakiem, prucie z gnatów, by trup słał się gęsto, czy rozjeżdżanie przechodniów, a wśród nich matek z dziećmi lub bez. Najwyraźniej „linia przyzwolenia społecznego kultury Zachodu” przebiega gdzie indziej niż moja własna.
Pewnie dlatego z reguły ignoruję dyskusje o przemocy, zwłaszcza gdy w jej obronie pada argument o odrębności świata realnego i wirtualnego: to tylko gra, to przecież na niby, taka konwencja i temu podobne chowanie głowy w piasek. W tym wątku zdumiało i zaintrygowało mnie to, że argumentujecie tak, jakby chodziło o sytuacje z życia wzięte, skoro teraz z kolei Autorka pisze:
„…pomijasz całkowicie kontekst i okoliczności, a one są tu kluczowe. Efekt zabicia napastnika w obronie własnej i zamordowania ofiary z zimną krwią jest ten sam – odebranie życia. A jednak różnica między tymi dwoma przypadkami też jest spora.”
@ Marzena Falkowska
Naprawdę chcesz przenieść do gier kategorie obrony koniecznej, wojny sprawiedliwej, agresji uzasadnionej itp. i konsekwentnie rozpatrywać sytuacje w grach zgodnie z normami etycznymi i prawnymi obowiązującymi w życiu? Ile z nich przejdzie tę próbę? Jeśli przysłowiowa już chyba GTA się ostanie, to obiecuję w nią zagrać 😉
6 maja o godz. 12:11 41291
@tetelo
Ok, to wyjasnilismy sobie pare rzeczy – moze rzeczywiscie przytoczona przez Ciebie moja wypowiedz byla zbyt emocjonalna.
Natomiast moge jedynie powtorzyc, ze ze slowem „hipokryzja” nijak sie zgodzic nie moge. Pomijajac juz fakt, ze samo slowo oznacza dwulicowosc i nieszczerosc (a wiec mowienie jednego a robienie drugiego – a takiej sytuacji tu chyba nie mamy), w kontekscie tej konkretnej dyskusji (i nie tylko jej pewnie) ja przynajmniej rozumiem je jako stosowanie podwojnych standardow do roznych osob czy tez grup osob (w tym momencie nie robi roznicy czy mowimy o realnych osobach czy o ich wirtualnych przedstawieniach) o tym samym statusie jako osoba – czyli na przyklad ludzi o roznych kolorach skory, roznych wyznaniach, orientacjach seksualnych etc.
Dorosli i dzieci zdecydowanie takiego samego statusu nie maja. W kulturze Zachodu dziecinstwo jest postrzegane jako bardzo specjalny okres w zyciu kazdej osoby, do dzieci z szeregu powodow (w ktore chyba nie ma sensu tutaj wchodzic) stosuje sie zupelnie inne standardy w wielu dziedzinach zycia spolecznego, dzieci i dziecinstwo opisywane sa tez calym szeregiem kategorii, ktorych nie stosuje sie do zadnej grupy doroslych. Istnieje zreszta caly szereg opracowan na ten temat, ktorych tytulami w razie potrzeby sluze a ktore opisuja jak mniej wiecej od drugiej polowy XIX wieku diametralnie zmianialo sie postrzeganie tego czym i kim jest dziecko.
Co wazne, nie pisalem o „jednoczesnej akceptacji przemocy i zbrodni jako takich”. Zaznaczylem, iz w naszej kulturze powszechne jest inne traktowanie PRZEDSTAWIEN przemocy wobec dzieci i doroslych. Ty oczywiscie, jak piszesz, mozesz miec inna percepcje i jest to tylko Twoja sprawa, ktorej nikt nie ma prawa potepiac, ale tez dyskusja rozgorzala jak rozumiem wokol bardziej spolecznych aspektow takich czy innych gier. Szybki przeglad mediow wizualnych raczej dowodzi, ze „en masse” nie mamy wielkich oporow wobec ogladania (bo tez akceptacja jej to juz zupelnie inna sprawa) przemocy wobec doroslych natomiast mamy wielkie problemy z ogladaniem przedstawien przemocy wobec dzieci.
I roznica ta wyplywa nie z masowej hipokryzji tylko z zupelnie innego postrzegania dzieci i tego co one reprezentuja.
6 maja o godz. 16:32 41300
@ tetelo
Źle mnie zrozumiałaś. Przykład z obroną własną miał na celu pokazać, że nie da się przykładać jednej miary do wszystkich przypadków, w których mamy do czynienia z przemocą. Zarówno w życiu, jak i w mediach. Choćby z powodu standardów kulturowych, o których pisze Paweł.
Rozumiem jednak, że z góry odrzucasz jakąkolwiek przemoc w grach i uważasz ją za naganną niezależnie od okoliczności i roli w świecie przedstawionym (przypominam sobie, że widziałam już podobną deklarację na twoim blogu). Dalsze przekonywanie się nawzajem do swoich racji nie ma w takim razie już chyba sensu, bo po prostu mamy odmienne zdanie w tej kwestii. Bywa 🙂