Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

12.06.2009
piątek

Bardziej lubimy morderców, niż gwałcicieli.

12 czerwca 2009, piątek,

Do takiego wniosku można dojść śledząc działania środowisk feministycznych, które wzięły na cel dwie kontrowersyjne gry. Pierwsza z nich to niesławna „RapeLay”, wyprodukowany w 2006 roku przez japońskie studio Illusion Software. Program, utrzymany w stylistyce Hentai, jest symulatorem gwałciciela – zadaniem gracza jest napastowanie, szantażowanie i zmuszenie do seksualnej uległości trzech kobiet (o szerokiej gamie środków, jakie można stosować, by osiągnąć zamierzony cel, nie zamierzam się rozpisywać, dodam tylko że „RapeLay” posiada również tryb multiplayer). Tytuł był sprzedawany wyłącznie na japońskim rynku, dlatego też przez niemal dwa lata nie wzbudził większego zainteresowania. Bomba wybuchła na początku roku, kiedy to Amazon.com umieścił „RapeLay” w swojej ofercie. Silny protest kobiecej organizacji Equality Now (zwalczającej przemoc i dyskryminację kobiet na całym świecie) oraz użytkowniczek portalu Feministing.org doprowadził do szybkiego zniknięcia programu z oferty Amazonu i zakazania rozpowszechniania w USA. Co więcej, branżowa organizacja zrzeszająca 200 japońskich wydawców gier wideo wprowadziła wewnętrzną regulację (czyli nie mającą mocy prawnej, bowiem rząd Japonii nie chciał się w sprawę angażować) zabraniającą w przyszłości produkcji tego typu programów.

W maju los „RapeLay” podzielił kolejny kontrowersyjny tytuł: „Stockholm: An Exploration of True Love” (w sensie technicznym nie jest to gra, lecz interaktywne DVD). Tu z kolei mamy do czynienia z eksploracją psychologicznego zjawiska znanego jako syndrom sztokholmski – „bohater” porywa młodą, atrakcyjną kobietę i stosując przemoc (gaz łzawiący, bicie) oraz różne techniki psychologicznej manipulacji usiłuje zmusić ją, by go pokochała. Tym razem Amazon.com zadziałał błyskawicznie – po pierwszych protestach „Stockholm” został usunięty z serwisu (zniknął też trailer z YouTube, nie zawierający w sobie żądnych erotycznych treści). Jednak obie sytuacje są do siebie podobne tylko z pozoru. O ile „RapeLay” to bezdyskusyjnie przykład najobrzydliwszej komputerowej pornografii, to w przypadku: „Stockholm: An Exploration of True Love” sprawa wygląda trochę inaczej. Stanton Audemars, reżyser filmy/gry postanowił bronić swojego „dzieła sztuki” (sam używa słów „controversial masterpiece”) występując z otwartą przyłbicą:

Hollywood has shown us its version of love – cute, pleasant, and nauseatingly fake. This simulation shows a different view. Psychologists call it Stockholm ‚Syndrome’, as if it is a disease. I think many people will recognize that true love is a lot closer to „Stockholm Syndrome” than to the candy coated B.S. you find in most romance movies and TV shows.

Wzywał też, choć mało skutecznie, do popisywanie skierowanej do Amazon.com petycji z prośbą o przywrócenie „Stockholm” do dystrybucji. Trudno jednak rozstrzygnąć, kto ma rację w sporze, przyjmijmy zatem roboczo hipotezę, że to feministki mają rację, traktując obie gry jednakowo i żądając zakazu sprzedaży każdej z nich.

I tu pojawia się proste pytanie: a właściwie dlaczego? Można przecież w obronie „Stockholm” i „RapeLay” wysunąć dokładnie te same argumenty, jakich używa się waląc po głowach przeciwników brutalnych gier, wzbudzających kontrowersje głównie wśród przedstawicieli środowisk, najogólniej rzecz biorąc, prawicowych.

Czyli, po pierwsze – każda próba ograniczenia swobody wypowiedzi (nawet jeśli chodzi o przemoc czy pornografię, jak twierdzą obrońcy „wolności słowa”) prowadzić może do cenzury, która jest złem wielokrotnie większym niż (ewentualne) deprawowanie nieletnich.

I, po drugie, jak zgodnie twierdzą przedstawiciele myśli wolnościowej, gry nie szkodzą. Więcej, w żaden sposób nie wpływają na zachowania graczy (nawet tych najmłodszych) i nie ma żadnych naukowych podstaw, by sądzić, że granie przez pół roku po pięć godzin dziennie w „Manhunt” może w jakikolwiek sposób zmienić psychikę lub system wartości wyznawany przez, powiedzmy, trzynastolatka.

Tylko, że wkrada się tu pewna niekonsekwencja – czyli gry nie szkodzą, kiedy pokazują przemoc, a szkodzą, gdy pokazują przemoc seksualną?

Może rzeczywiście zabójcy budzą w nas mniejszą odrazę niż gwałciciele (chyba tak), mimo że prawo wszędzie na świecie penalizuje morderstwo znacznie surowiej niż gwałt? (Choć kategoriami moralnymi nie wolno nam się już w zasadzie posługiwać, gdy chodzi o wolność sprzedaży i zarabiania pieniędzy).

A może, po prostu, istnieją środowiska bardziej wpływowe od innych, z których zdaniem, bez względu na użyte argumenty należy się liczyć, nie czekając na wyroki spraw sądowych (jak w przypadku sądowej próby zakazu dystrybucji gier z serii GTA)?

Tak czy inaczej, „Stockholm: An Exploration of True Love” już w Amazonie nie kupicie – w przeciwieństwie do „Manhunt”, „Postal” i „GTA”.

Jan M. Długosz

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. ależ oczywiście, że wolimy morderców. Prawdopodobnie w ponad 90% filmów puszczanych o 20 w telewizji publicznej czy prywatnej są sceny zabójstw, często dość detalicznych, podczas gdy dobrowolnych stosunków seksualnych już nie, o gwałcie nie wspominając.

  2. a co za popaprany rodzic pozwala trzynastolatkowi grać w „Manhunt’ pięć godzin dziennie? (jak rozumiem – codziennie). I czy ta gra nie ma ograniczeń wiekowych?

  3. Panie Łukaszu
    „RapeLay” i „Stockholm” też są programami dla dorosłych, mimo to oba dostały bana w amazonie. Co do Manhunta – proszę kiedyś zobaczyć, jakie gry kupują w salonach tausiowie swoim synom. Zapewniam – bardzo ciekawe doświadczenie.
    JMD

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Myślę, że za całą sprawą stoi dość specyficzne „ugrzecznienie” gier. Istnieje bowiem, jak zresztą Pan napisał, ciekawy paradoks: morderstwa są ok, hektolitry krwi również, ale seks? W żadnym razie. W naszej, czy raczej w zachodniej kulturze istnieje dziwne przekonanie, że młodym umysłom nie zaszkodzi widok zabijanego człowieka, ale rzut oka np. na nagą kobiecą pierś może być już katastrofalny w skutkach (warto przypomnieć sobie oburzenie, jakie wywołała mała „wpadka” Janet Jackson kilka lat temu). Gwałt związany jest bezpośrednio z seksem, a więc w myśl tej pokręconej zasady, nie możemy na niego pozwolić. Morderstwa nie mają z seksem nic wspólnego, możemy więc spokojnie pokazywać je młodym.

    Mówiąc o wspomnianej w tekście grze RapeLay warto byłoby zwrócić uwagę na proweniencję tego produktu. Japońskie kryteria moralności są bowiem dosyć niezrozumiałe dla Europejczyka czy Amerykanina. Tam przemoc jest bardziej piętnowana, natomiast seks traktowany jest z większym dystansem i raczej nikt nie postrzega go jako tabu. Co więcej, w japońskiej kulturze istnieje dość specyficzne podejście do kwestii kontaktów damsko-męskich, szczególnie w produktach przeznaczonych dla dorosłych. Dość często bowiem opierają się na uległości kobiety wobec mężczyzny i całkowitej dominacji tegoż nad partnerką. Takie podejście skutkuje często filmami czy anime, w których gwałt jest na porządku dziennym.

    Nie jest moim celem krytykowanie tego podejścia, bo żeby móc to zrobić, należałoby zagłębić się w kwestie kultury i tradycji Kraju Kwitnącej Wiśni, ale dla mnie opisana sprawa jest nie tylko przykładem hipokryzji w sferze gier, ale również doskonałą egzemplifikacją problemu zderzenia dwóch kultur.

  6. @ALF
    Wydaje mi się, że japońska kultura ma więcej tolerancji nie tylko dla nagości, ale i dla przemocy. Łatwiej zresztą ją strawić, bo ta konwencja jest taka…nierealistyczna. Ciekawe, że tamtejszy rząd nie miał zamiaru poddawać się żadnej zagranicznej, choćby najbardziej poprawnej presji w tej sprawie. Rzecznik japońskiego rządu odpowiedział(a) – bo to kobieta była), że nie ingerują w stan prawny w innych państwach i (w podtekście) nie życzą sobie takich ingerencji u siebie. I w tym przypadku uszanowano japońską odrębność, również kulturową, a takiej odpowiedzi nie darowano by żadnemu państwu Zachodu.
    JMD

  7. kiedys widzialem gdzies na sieci artykul o japonskich kobietach, ktore braly udzial w pracach jakiegostam artysty jako statystki i byly z tego powodu bardzo dumne. wszystko pieknie, gdyby ta sztuka nie bylo wiazanie – facet krepowal je w jakichs wymyslnych pozycjach, polnagie a potem robil zdjecia. w europie feministki pozarlyby go zywcem :>

  8. Bardzo interesujący post. Na 100% wpadnę jeszcze po więcej interesujących treści.

css.php