Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

21.01.2008
poniedziałek

W kosmos po kasę

21 stycznia 2008, poniedziałek,

SatelitaW KOSMOS PO KASĘ

Wygląda jak trochę większa kostka Rubika, ma skomplikowaną aparaturę badawczą i przeprowadzi doświadczenia na orbicie okołoziemskiej. To polski satelita PW-Sat. Czy otworzy nam drogę do podboju kosmosu?

Satelita budowany jest przez członków Studenckiego Koła Astronautycznego i Studenckiego Koła Inżynierii Kosmicznej Politechniki Warszawskiej. Studenci chcą wykazać wpływ promieniowania słonecznego i szczątkowego oporu atmosfery na zmianę trajektorii lotu satelity. Liczą, że jeśli eksperyment się powiedzie, to opracują nowy sposób sprowadzania z orbity satelitów, które po zużyciu stanowią tzw. kosmiczne śmieci zagrażające innym satelitom lub stacji kosmicznej (http://www.pw-sat.pl/).

Zanim niewielki PW-Sat (10x10x11,3 cm) wyruszy w swoją misję w drugiej połowie 2008 r., należy go formalnie zarejestrować w wykazie statków kosmicznych. Zgodnie z traktatami międzynarodowymi wyniesienie i wykorzystywanie satelity jest działalnością, za którą odpowiedzialność ponosi państwo, w którym zostanie on zarejestrowany. – To warunek sine qua non podpisania umowy o jego wystrzeleniu, ponieważ rozgranicza odpowiedzialność prawną operatora rakiety wynoszącej satelitę od odpowiedzialności właściciela lub operatora satelity – tłumaczy potrzebę rejestracji Andrzej Kotarski, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, który ma za zadanie wysłać magiczną kostkę w kosmos.

Bez prawa do nieba

Polskie prawo nie zna pojęcia statku kosmicznego. Nie ma żadnych przepisów regulujących prowadzenie działalności w przestrzeni kosmicznej przez instytucje, firmy i osoby fizyczne w Polsce. Siłą rzeczy wszystko na tym polu prowadzimy za pośrednictwem innych krajów, które mają własne systemy satelitarne, pojazdy kosmiczne czy rakiety nośne i rozwinięte krajowe prawo kosmiczne. Jak wyjaśnia Andrzej Kotarski, usługę wystrzelenia kupuje się bezpośrednio u operatora rakiety nośnej lub koordynatora startu grupowego, który zamawia przestrzeń ładunkową w rakiecie dla kilku satelitów. – Cóż, trzeba będzie zatem zarejestrować PW-Sat za granicą, ale przez to stracimy prawo do nazywania go polskim, ponieważ oznacza to utratę nad nim naszej jurysdykcji – smuci się prof. Piotr Wolański, przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych Polskiej Akademii Nauk, opiekun naukowy studenckiego eksperymentu.

Młotek do jądra i reszta

Na warszawskich Siekierkach mieści się Centrum Badań Kosmicznych PAN (CBK), główny krajowy ośrodek eksploracji kosmosu. Wśród jego licznych osiągnięć wymieńmy np. zestaw czujników, który posłużył do pomiarów cech termicznych powierzchni i atmosfery Tytana (księżyca Saturna) w misji sondy Cassini, najwyższej klasy kosmiczną elektronikę obecną na pokładach europejskich teleskopów kosmicznych czy niezwykle skomplikowany mechanizm kosmicznego młotka, który posłuży do badania jądra komety. Szefem CBK jest doc. Marek Banaszkiewicz, zarazem członek niedawno powstałego Zespołu ds. Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. – Przygody zespołu pracującego nad PW-Sat to konsekwencja braku spójnej polityki kosmicznej. Musi szybko powstać narodowy program kosmiczny – mówi.

Jakie zatem powinny być polskie priorytety w wykorzystaniu technik satelitarnych i w rozwoju technologii kosmicznych? Czego potrzebuje w tym zakresie administracja publiczna? Jakich kroków od administracji publicznej oczekuje komercyjny sektor kosmiczny? – Postawmy na obronność w technikach kosmicznych. Następnie skupmy się na gospodarce – mówi Bogusław Wontor (SLD), przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Przestrzeni Kosmicznej w minionej kadencji Sejmu. Inną wizję ma Krzysztof Krystowski, dyrektor generalny ds. rozwoju Avio Polska, producenta silników lotniczych z Bielska-Białej, który m.in. otrzymał w tym roku wyłączność na projekt i produkcję części turbiny niskiego ciśnienia do najnowszego modelu Boeinga 747-8. Jego zdaniem musimy rozpychać się na obrzeżach przemysłu kosmicznego. – Potrzebne są tanie badania kosmiczne. Małe rakiety, małe satelity, małe projekty badawcze – uważa.

A Jacek Studencki, prezes giełdowej spółki Techmex, która jest współwłaścicielem stacji odbierającej i przetwarzającej zdjęcia satelitarne w Komorowie k. Ostrowi Mazowieckiej, domaga się radykalnych zmian w prawie ograniczającym wykorzystanie satelitarnych obrazów Ziemi. Jego firma chętnie nawiązałaby współpracę z polską nauką. – Teraz musimy korzystać z pomocy słowackich naukowców – mówi.

Sytuację zmieni udział Polski w Programie dla Europejskich Państw Współpracujących (PECS) Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Do tej organizacji podążamy w żółwim tempie od kilku lat. PECS to przedsionek tej ważnej organizacji, która pozwoli rozwinąć skrzydła polskiemu przemysłowi kosmicznemu i nauce. Musimy w nim trochę poterminować, by nas przyjęto do tego cechu zdobywców kosmosu. Wówczas staną przed nami otworem jego laboratoria i wpływy, zyskamy szansę na udział w najbardziej spektakularnych oraz dochodowych przedsięwzięciach.

Ważny jest mechanizm finansowania: składka kraju należącego do ESA (ale i do PECS) jest przeznaczona na projekty jego naukowców i przedsiębiorców. Innymi słowy, Polska podpisując porozumienie PECS, zadeklarowała, że sfinansuje polskim przedsiębiorstwom oraz instytucjom związanym z sektorem kosmicznym udział w projektach realizowanych przez ESA w wysokości co najmniej 5 mln euro w ciągu 5 lat. Gdy wreszcie staniemy się członkami ESA, nasze wydatki z tego tytułu powinny wzrosnąć do co najmniej 20 mln euro. Swoją drogą Hiszpania wydaje na swoją politykę kosmiczną aż 200 mln euro!

O ogromnym i jak dotąd niezaspokojonym zainteresowaniu przemysłu taką formą wspierania rozwoju najnowocześniejszych technologii świadczy fakt, że już na pierwszy konkurs ogłoszony przez Ministerstwo Gospodarki wpłynęło 47 wniosków projektowych na kwotę przeszło 43 mln euro, z czego ostatecznie przekazano do ESA 37 wniosków. W ciągu najbliższych kilku miesięcy tamtejsi specjaliści ocenią, które pomysły polskich przedsiębiorców i naukowców są warte dofinansowania – ich autorzy mogą dołączyć do międzynarodowych konsorcjów realizujących projekty ESA.

Pociąg kosmicznych korzyści

Pogłębienie współpracy z ESA przyspiesza prace nad polską polityką kosmiczną. Szczęśliwie kilka lat temu prof. Zbigniew Kłos, ówczesny dyrektor CBK, powołał do działania Polskie Biuro ds. Przestrzeni Kosmicznej. Pracują w nim młodzi politolodzy nastawieni na sukces, znakomicie obeznani z niuansami europejskiej i amerykańskiej polityki kosmicznej, ale także ze strukturami naszej administracji publicznej, nauki i rodzącego się polskiego sektora kosmicznego. To oni nadają ton debacie na ten temat, chociażby prowadząc projekt „Przyszłość technik satelitarnych w Polsce”. – My nie stoimy przed pytaniem, czy warto inwestować w kosmos, lecz czy uda nam się wsiąść do pociągu kosmicznych korzyści, czy znów zostaniemy na peronie jako ci, którym wszystko, co nowoczesne, musi być oferowane przez innych? – mówi Jakub Ryzenko, szef tego biura.

Jego zdaniem, polski program kosmiczny mógłby obejmować stworzenie systemu dostępu do regularnie odświeżanych obrazów satelitarnych, w tym być może także budowę i wysłanie na orbitę własnego małego satelity obserwacyjnego. Drugim obiecującym obszarem wydaje się robotyka i aktywny udział w budowie robotów do eksploracji Księżyca. Na potrzeby wojska, obok innych rozwiązań, można by stworzyć system konsultacji telemedycznych dla szpitala polowego. Nade wszystko trzeba jednak wspierać rozwój nawigacji satelitarnej – wartość tego rynku osiągnie 270 mld euro w ciągu 10 lat, zaś do 2020 r. będzie w użyciu około 3 mld odbiorników na świecie. Jednym z najskuteczniejszych sposobów kreowania nowych rozwiązań może być rozwijanie systemów dla zarządzania kryzysowego.

Wystrzelić coś poważnego

Z tego wykazu najbardziej kontrowersyjnym pomysłem jest budowa własnego, w pełni profesjonalnego satelity do obserwacji Ziemi. – Tu już nie chodzi o studencki eksperyment, lecz sprawdzenie w praktyce, czy potrafimy budować satelity – wyjaśnia Marek Banaszkiewicz. Ocenia, że najważniejszy jest sam proces budowy, konsolidacja trzydziestoosobowego zespołu, który w przyszłości mógłby być naszą wizytówką w ESA. – Funkcjonalność satelity jest sprawą wtórną – odpowiada, czym wprawia w osłupienie przedstawicieli biznesu. – Po co budować przez trzy lata satelitę za 20 mln euro do robienia zdjęć o dwumetrowej dokładności, kiedy już są dostępne obrazy zawierające szczegóły poniżej 50 cm? – pyta z niedowierzaniem Witold Kuźnicki z Techmexu, sekretarz wspomnianego wcześniej Zespołu ds. Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej.

Nie widzi w tym nic zdrożnego prof. Krzysztof Kurzydłowski, wiceminister nauki w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, przewodniczący zespołu. Uważa on, że obecna sytuacja skazuje nas na zakup informacji o podstawowym znaczeniu dla kształtowania polityki rolnej, regionalnej, zarządzania kryzysowego. Ogranicza także szanse polskim naukowcom na prowadzenie eksperymentalnych badań kosmosu i pozbawia nas możliwości zbierania niezwykle cennych doświadczeń w operowaniu narzędziem badawczym, jakim jest satelita. – Oczywiście, często taniej jest nabyć usługę, w tym przypadku zdjęcia satelitarne, niż kupować satelitę. Niemniej jednak ten, kto wyłącznie skazuje się na zakup usług, traci bezpowrotnie szansę na zebranie istotnych doświadczeń pozwalających stale doskonalić warsztat naukowo-badawczy i sposób wykorzystywania kupowanych materiałów. Osobnym wątkiem jest kwestia uzależnienia od oferentów, czyli bezpieczeństwa państwa – twierdzi.

I jeszcze jeden argument: nasza pozycja na europejskim rynku kosmicznym.

Potentaci, jak Francja czy Wielka Brytania, bardzo uważnie przyglądają się nowym partnerom w programach ESA. Obowiązuje zasada ograniczonego zaufania nawet wobec takich gospodarczych potęg jak Niemcy. – Najpierw sprawdzą nas w projektach o niskim zaawansowaniu technicznym, które nie wpływają na bezpieczeństwo lotu statku kosmicznego czy też działania satelity. Zdobywszy zaufanie zostaniemy dopiero dopuszczeni do poważniejszych przedsięwzięć, czyli do prawdziwie kosmicznych pieniędzy – tłumaczy Bartosz Buszke, prezes firmy Polspace i zarazem koordynator Polskiej Platformy Technologii Kosmicznych. Dlatego też Niemcy zdecydowały się budować własnego satelitę.

Może więc warto zaryzykować i zainwestować w rozwój tego sektora? Przemysł kosmiczny świetnie łączy różne branże – od informatyki poprzez przemysł metalowy aż do elektrotechniki. A ci politycy, którzy pierwsi zrozumieją sens inwestycji w ten innowacyjny sektor, trwale zapiszą się w annałach polskiej nauki i gospodarki.

Sławomir Kosieliński

Autor jest dziennikarzem tygodnika „Computerworld”.
 
Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (2/2008).  Fot. PW-SAT.PL
 

 

CZYTAJ TAKŻE:

Kosmiczne być albo nie być – Sputnik ma 50 lat. Dziś nad naszymi głowami lata ponad 800 satelitów.
Kosmos kupię-sprzedam – Trzydzieści lat temu świętokrzyscy chłopi opowiadali, że Rosjanie stawiają w Dolinie Witkowskiej wyrzutnie rakietowe. Na sesjach rady gminy w Bodzentynie Wiesław Dzierżak, wtedy inżynier, dziś dyrektor, tłumaczył, żeby się nie obawiać, że to tylko satelitarna łączność ze światem.
Co dał światu lot Gagarina? – 12 kwietnia 1961 r. przyniósł jedno z najważniejszych wydarzeń XX w.: tego dnia pierwszy człowiek poleciał w kosmos. 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 1

Dodaj komentarz »
  1. Właśnie. Dlaczego mówimy ciągle o przeszłości. Ten fakt historyczny wydarzył się już bardzo dawno. Dzisiaj loty w kosmos to normalka.
    Kontakt i wysyłanie informacji do innych cywilizacji drogą Channellingu to także codzienność.

css.php