Tak – gry mogą być szkodliwe. „Assassin’s Creed” zadaje gwałt wiedzy historycznej i zdrowemu rozsądkowi.
Akcja „Assassin’s Creed” toczy się jednocześnie w dwóch miejscach i dwóch różnych epokach – w XXI wieku, w laboratorium „bardzo złej korporacji”, gdzieś na zachodniej półkuli oraz pod koniec XII stulecia w Ziemi Świętej.
Twórcy scenariusza wykorzystali w grze teorię „pamięci komórkowej”, według której każda żywa istota nosi (rzekomo) w sobie zakodowane wspomnienia wszystkich swoich przodków. Korporacja, dysponująca urządzeniem o nazwie „Animus”, służącym do odczytywania pamięci komórkowej, porywa i zmusza do współpracy młodego Amerykanina – Desmonda Milesa, w prostej linii potomka XII-wiecznego asasyna o imieniu Altair.
Celem jest odnalezienie potężnego artefaktu, wykradzionego z rąk Templariuszy właśnie przez poddanych Starca z Gór. Zatem pan Miles, choć niechętnie, daje się umieścić w „Animusie” i odbywa podróż w czasie, wcielając się w postać swojego zabójczego przodka.
Sam Altair to zdegradowany za nieposłuszeństwo i sprzeniewierzenie się honorowemu kodeksowi (!) asasyn, pozbawiony na początku rozgrywki większości swoich umiejętności i uzbrojenia. Aby odzyskać utracona pozycję, Altair musi, rzecz jasna, wykonywać coraz trudniejsze zadania zlecane mu przez samego Starca z Gór.
Pierwszą rzeczą, jaka zwraca uwagę po rozpoczęciu „Assassin’s Creed” jest środowisko gry. Zadania wykonujemy w trzech miastach – Jerozolimie, Akce i Damaszku. Każde z nich podzielone jest na dzielnice, do których dostęp uzyskujemy w miarę postępów bohatera (choć słowo „bohater” nie bardzo tu pasuje).
Screen z gry
Miasta, różniące się architekturą, układem ulic i dominującą barwą zastosowaną przez grafików, zamieszkują dosłownie setki postaci niezależnych – przechodnie, kupcy, robotnicy, „święci mężowie”, żołnierze, strażnicy itd. Takiego tłumu NPC-ów nie widziałem jeszcze w żadnej innej grze. Świetnie prezentują się budynki, fortyfikacje, świątynie różnych wyznań, wąskie i kręte uliczki typowe dla orientalnych metropolii, wszystko to ozdobione doskonale dobranymi detalami architektonicznymi.
Rzecz druga – i tu polskiemu dystrybutorowi należą się słowa pochwały – to pełna lokalizacja programu. W roli Altaira wystąpił świetny Jacek Kopczyński, Starcowi z Gór głosu użyczył Daniel Olbrychski, w grze usłyszeć też można Borysa Szyca i Krzysztofa Kowalewskiego, tego ostatniego niestety, tylko w epizodzie.
Rzecz trzecia – wymagania sprzętowe okazały się nie aż tak, nomen omen, zabójcze. Nawet na komputerze z 1 GB RAM i kartą pamięci 256 MB „Assassin’s Creed” działa płynnie i wygląda naprawdę nieźle. Dalej, niestety, nie będzie już tak miło.
W każdym z miast znajduje się ekspozytura sekty asasynów (bez drzwi, z wejściem na dachu, za to z wielkim „logo”, co z pewnością pomaga zadość uczynić wymogom konspiracji) w której Altair musi zameldować się przed rozpoczęciem zadania. Tam otrzymuje pierwsze wskazówki dotyczące „celu” – nieszczęśnika, którego przyjdzie mu zlikwidować. Aby przejść z etapu przygotowań do etapu realizacji, Altair musi przeprowadzić śledztwo (kogoś podsłuchać, kogoś okraść, kogoś innego zabić) oraz zaktualizować mapę, by nanieść na nią wszystkie kluczowe punkty.
Screen z gry
To ostanie jest szczególnie zabawne – asasyn wspina się na jeden z licznych punktów obserwacyjnych, zwykle bardzo wysokich wież strażniczych, minaretów czy kościelnych dzwonnic, by przyjrzeć się dokładnie okolicy. Następnie wykonuje efektowny „skok wiary” – odbija się i leci w dół, by bezpiecznie wylądować na, nieodmiennie postawionym w odpowiednim miejscu wozie z sianem.
Zamiast chodzić po ulicach, nasz asasyn porusza się głównie po dachach budynków, przeskakując zgrabnie nad wąskimi ulicami, co pozwala mu unikać kontaktów z patrolującymi miasto żołnierzami. Wszystko to robi, trzeba przyznać, z kocią zręcznością. Są też zadania dodatkowe – odwiedzenie wszystkich dostępnych punktów obserwacyjnych lub wdawanie się w walki z żołdactwem, napastującym spokojnych mieszkańców, co w przypadku skrytobójcy wydaje się być niezwykle wyrafinowana taktyką.
Po zakończeniu śledztwa Altair wykonuje zadanie główne, czyli likwiduje wskazany cel. Jeśli ktoś liczy, że w tym momencie „Assassin’s Creed” zmieni się w skomplikowaną „składankę” typu „Hitman”, to bardzo się rozczaruje. Altair nieodmiennie dopada swoje ofiary w biały dzień, ignorując zupełnie tłumy świadków, by następnie urządzić rzeź interweniujących strażników. Po wszystkim zaś omija zalegające ulice trupy, by wmieszać się w tłum i nie niepokojony oddalić się z miejsca wydarzeń.
Screen z gry
Jak mu się to udaje? To akurat proste – wystarczy że zwolni kroku, złoży ręce w małdrzyk i już (mimo miecza, sztyletu, kompletu noży do rzucania i kuszy na plecach) staje się niewidoczny dla poszukujących go żołnierzy. Żadnego planowania, żadnego myślenia, tylko szybkie klepanie w klawiaturę. A ponieważ wszystkie zadania wykonywane są wedle tego samego schematu (podróż, miasto, biuro, śledztwo, morderstwo) już za trzecim razem „Assassin’s Creed” zaczyna, po prostu, nudzić.
Walka, niestety, też rozczarowuje – chyba w żadnym innym elemencie programu nie widać tak dokładnie, że „Assassin’s Creed” jest konwersją z gry konsolowej. Po opanowaniu kilku, naprawdę banalnie prostych kombinacji, Altair staje się praktycznie niepokonany i nie ma znaczenia, z iloma przeciwnikami przyjdzie mu się mierzyć.
Reasumując, mimo medialnego szumu wytworzonego głównie przez dewelopera, jest to kolejna, dość przeciętna gra zręcznościowa, udająca zaawansowaną skradankę.
Screen z gry
Nie jest to jednak koniec krytycznych uwag recenzenta wobec „Assassin’s Creed”. Przy każdym uruchomieniu na ekranie pojawia się napis, którego, nawiasem mówiąc, nie możemy w żaden sposób przewinąć: „Gra powstała na kanwie wydarzeń historycznych. Jest to dzieło fikcji, zaprojektowane, opracowane i stworzone przez wielokulturowy zespół wyznający różne wierzenia i religie”. Czemu ma służyć ta deklaracja?
Tłem historycznym (jeśli w ogóle można użyć tu tego słowa) „Assassin’s Creed” są wydarzenia trzeciej krucjaty, rozgrywające się pomiędzy zdobyciem Akki a opuszczeniem Outremer przez Ryszarda Plantageneta, dla swych rycerskich przymiotów zwanego Lwim Sercem (lata 1191-1192).
Tło to dało twórcom scenariusza możliwość posłużenia się modnym ostatnio konceptem – stworzenia pseudo-antyreligijnej opowieści, w której wszelkie zło na świecie wywodzi się z, wynikającej wprost z wiary w Boga, chciwości, fanatyzmu i żądzy władzy. Gdzież znalazłoby się lepsze pole do zaprezentowania takich poglądów niż w historyjce stworzonej „na kanwie” dziejów Ziemi Świętej.
Choć scenarzyści udają, że rozdają ciosy sprawiedliwie, nie oszczędzając nikogo, to jednak łatwo zauważyć, że największą odrazę budzą w nich chrześcijanie i ruch krucjatowy, ucieleśnienie średniowiecznego brutalnego kolonializmu Europejczyków. Rolę szwarccharakterów pełnią tu, oczywiście, zakony rycerskie – Templariusze, pokazywani w grze w ten sam sposób, w jaki w popkulturze prezentuje się SS-manów (patrz trailer) i Szpitalnicy, których Wielki Mistrz (zlikwidowany oczywiście przez dzielnego Altaira), ubrany w skórzany fartuch poplamiony ludzką krwią prowadzi w Akce zbrodnicze eksperymenty medyczne (skojarzenia z doktorem Mengele oczywiste i nieprzypadkowe).
Pomysł, by jako jedynych sprawiedliwych zaprezentować Starca z Gór i jego podwładnych, to już prawdziwe kuriozum. Nie ma tu sensu ani miejsca opisywać historii i ideologii sekty asasynów (zainteresowanych odsyłam do artykułu Sławomira Leśniewskiego „Starcy bez serca„), dość powiedzieć, że nieprzypadkowo słowo asasyn stało się synonimem działającego skrycie mordercy.
Screen z gry
O tym, że zabójcy znajdowali się na samym dnie hierarchii sekty, ani o tym, że celowo uzależniano ich od narkotyków, scenarzyści nie raczyli już wspomnieć. Cała ta opowieść o szlachetnych mordercach i złych, bardzo złych rycerzach chrześcijańskich ignoruje nie tylko kontekst historyczny i elementarną wiedzę, ale nawet zdrowy rozsądek. Nie ma tu żadnej „kanwy historycznej”. To, po prostu, zwykła historyczna pornografia.
Wracając do światopoglądowej deklaracji twórców gry – jakiś czas temu w internecie pojawiła się informacja, że książkowa trylogia, mająca wspierać sprzedaż „Assassin’s Creed” nie zostanie wydana. Steven Barnes, jej niedoszły autor został odwiedzony przez kilku przedstawicieli sekty Ismaeli (spadkobierców asasynów), którzy „zasugerowali, by Ubisoft okazał więcej szacunku ich przodkom” oraz zażądali przedstawienia powieści do akceptacji swojemu duchowemu przywódcy.
Ubisoft, zgodnie z życzeniem Ismaeli, szacunek okazał. Nie okazał go za to, na przykład, wspomnianym Szpitalnikom. Czy dlatego, że od czasu opuszczenia Malty w 1798 roku zakon nie posiada już zbrojnego ramienia, zajmuje się głównie działalnością charytatywną i nie ma zwyczaju podrzynać gardeł swoim przeciwnikom? Myśl tę, po chwili zastanowienia, odrzucam z oburzeniem.
Wszystkie screeny pochodzą ze strony oficjalnej gry „Assassin’s Creed”.
Jan M. Długosz
Dla rodziców: W żadnym przypadku!
Wymagania sprzętowe „Assassin’s Creed”: Procesor dwurdzeniowy Intel 2.6 GHz lub AMD Athlon 64 X2 3800, karta grafiki 256 MB RAM obsługująca Shader 3.0, 1 GB pamięci RAM, 8 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym.
„Assassin’s Creed”, gra akcji, pełna polska wersja językowa, od lat 18 (PEGI 18+). Cena: 99,90 zł. Dystybutor: Cenega.
7 maja o godz. 21:49 16792
Hm, czyżby recenzent nie dotrwał do końca gry? Wówczas okazuje się wszak iż Starzec z Gór sam ulega żądzy władzy, wówczas też wysyła n a Altaira naćpanych (hashishim?) asasynów… Zresztą już wcześniej dowiadujemy się, że: primo, Ryszard (skądinąd postać szlachetna) i Robert naprawdę chcą pokoju, również Saladyn tego pragnie – mają tylko nieco inne zapatrywania na to, co ma ten pokój przynieść (takie dość PiSowskie – zamordyzm i odcięcie od „nieprawej” informacji); secundo, nieścisłości historycznie zgrabnie, choć prosto wyjaśnia sama gra: przedstawiciel korporacji zła pyta Milesa „a niby dlaczego wersja historii, którą znasz – z książek, pisanych przez Bóg wie kogo, od nauczycieli, którzy te same książki czytali… – ma być prawdziwa? Przecież nasza korporacja nie od dziś działa na świecie, i ludzie wiedzą to, co my im podsuwamy.”
18 maja o godz. 16:40 17418
Podpisuje sie pod tym co napisal Seadog – nalezy najpierw gre ukonczyc, a dopiero potem decydowac sie na kategoryczne opinie o tym co lub kogo autorzy gry postanowili oszczedzic/ukazac w dobrym swietle.
25 maja o godz. 19:30 17858
Tak, zgadzam się, recenzja bardzo słaba, z tego co wiem twórcy nawet nie dążyli do zrobienia skradanki ala hitman ale czegoś zastępczego dla Prince of Persia – efektownego.
28 maja o godz. 19:07 18047
Tak, autor tej recenzji ośmiesza się. Coś może słyszał na temat tej gry, albo jego znajomy może w nią gra. Panie Długosz, niech Pan lepiej nie opisuje już gier. Albo niech Pan opisuje krótsze i mniej skomplikowane gry, np. windowsowski pasjans.
12 czerwca o godz. 11:04 19104
Autor definitywnie skończył na obejrzeniu intro i przejściu tutoriala 🙂 Pomijając fakty o których pisze Seadog (bo na końcu jest klasyczna „wywrotka” wartości) jedna rzecz zwróciła moją uwagę: kusza. Każdy kto grał wie, że kusza była tylko w intro a nie da się jej używać w grze i Altair jej nie nosi.
Poza tym odnośnie pokazywania asasynów jako jedynych sprawiedliwych: właśnie to kapitalnie pokazuje stopień zindoktrynowania Altaira, który morduje ludzi w imię głodnych kawałków i dopiero pod koniec zaczyna mu coś prześwitywać, że chyba jednak coś jest nie tak…
29 czerwca o godz. 0:14 20646
Podpisuje się pod wypowiedzią Seadog
27 stycznia o godz. 21:34 37610
Koledzy naprawde was nie rozumiem :dlaczego tak czepiacie się pana Długosza?
Przecierz od razu widac że ten pan ma jakiś kompleks(kto wie morze jest księdzem?)
Zgadzam się z powyrzszymi wypowiedziami i nie rozumiem dlaczego opan Długosz tak się oburza na sposób przedstawienia w tej produkcji krzyżowców.Ten pan chyba nie uczęszczał do rzadnej szkoły skoro tak zawzięcie broni ludzi którzy dopuszczali się rzezi nawet na cywilach.
Osobiście uwarzam że gra jest świetna i napewno warto w nią zagrać.
28 stycznia o godz. 9:05 37622
Zwykle nie odpowiadam na komentarze, ale tym razem pozwolę sobie na małe odstępstwo.
1. Nie jestem księdzem, a moje kompleksy wiążą się głównie z łysieniem.
2. Uczęszczałem do szkoły, w której nauczyłem się, że „może” i „uważam” pisze się przez „ż”.
3. Też osobiście uważam, że ta gra jest dla żubra idealana. Można nawet powiedzieć, że jest On typowym przedstawicielem grupy docelowej wydawcy gry. Zaś w przypadku powyższej recenzji jest dokładnie odwrotnie.
Jan M. Długosz
28 marca o godz. 12:24 39854
ja jestem za Panem Długoszem ta gra to jedne wielki oszustwo i nikt temu nie zaprzeczy
22 maja o godz. 10:15 41739
Nie wiem jakim trzeba być idiotą , żeby tak napisać o tej grze . Jest jedną z najlepszych produkcji roku !
23 maja o godz. 11:32 41774
@Joker
Porażony sokratejską logiką Twojego wpisu i mistrzowską argumentacją, zobowiązuję się nigdy więcej nie recenzować gier, które dostały w CDAction wiecej niż 50%. Chciałem przy okazji zapytać, czy nie duszno wam wszystkim w tym stadzie i jak się udał redyk (beeee)?
JMD
13 czerwca o godz. 20:19 42434
Nie rozumiem czemu pan nie docenia fenomenu tej gry . A co do
CD-Action (tak prawidłowo piszę się nazwę ) może pan temu czasopismu zazdrościć pisania tak dobrych recenzji
14 czerwca o godz. 7:30 42442
@Niko Belic
Ależ ja doceniam fenomen tej gry – to naprawdę fenomenalne, że taki gniot, nudny, powtarzalny i głupi tak świetnie się sprzedał tylko dzięki temu, że pani udająca producentkę ma ładną buzię, a marketing był najwyższej próby. Pal sześć warstwę historyczną – przyjęty model rozgrywki zakłada, że użytkownicy to idioci, którym wystarczy ładna grafa i szybkie klikanie. Zachowania protagonisty i jego interakcja z otoczeniem są równie realistyczne jak te w Pacmanie. To konspiracyjne wchodzenie przez dach i morderstwa w biały dzień, bieganie po ulicach miast w assassyńskim mundurze z bronią na plecach – litości. Czy żaden z Was, miłośników „Assassin’s Creed” nie grał w „Outcast”, „Deus Ex”, „Jedi Knight”, „Grim Fandango” czy jakiś inny tytuł, mający prawdziwy scenariusz? Może czas spróbować, żebyście wiedzieli jak to jest?
I jeszcze jedna uwaga o samej recenzji – może Wam się nie podobać, Wasze prawo, choć wolałbym w końcu przeczytać jakiś argument dotyczący samej gry. W Internecie pojawiły się i inne poza moją krytyczne recenzje „Assassin’s Creed”, ale… zniknęły i zostały zastąpione peanami na cześć. W Technopolis nic takiego nigdy się nie zdarzy. Możecie się nie zgadzać z naszymi opiniami, ale gwarantuję, że opinie te są ZAWSZE nasze.
Podobał się Wam „Assassin’s Creed”? OK. Ale napiszcie – DLACZEGO?
Pozdrawiam
JMD
29 czerwca o godz. 18:10 42945
Ja spędziłem przy AC miłe chwile i nie przeszkadzały mi niedorzeczności fabuły ani powtarzalność rozgrywki. Zwykle nie przywiązuję dużej wagi do grafiki, ale w wypadku tej produkcji niezwykła uroda rozgrzeszała wewnętrzną pustkę. Proszę wybaczyć mi to porównanie, ale równie dobrze bawiłbym się w towarzystwie niezwykle pięknej, choć niezbyt rozgarniętej dziewczyny – choćby tylko przez kilka dni.
Dzięki niskiemu poziomowi trudności mogłem ponadto podziwiać widoki w towarzystwie kolegi bez żadnego doświadczenia z grami komputerowymi, z którym wspólnie ukończyliśmy grę w dwa wieczory, zamieniając się przy klawiaturze. Pograliśmy, pożartowaliśmy, popijając piwo i podrzynając gardła praktycznie bezbronnym przeciwnikom, było miło. Jak na krótkich wakacjach nad ciepłym morzem, spędzonych na opalaniu się i kąpielach. Na dłuższą metę nuda, ale człowiek wraca uśmiechnięty.
2 września o godz. 14:23 44019
Zgadzam się z opinią nocnego.
Gram w AC w tej chwili, połowa za mną. I co mi się w tej grze podoba? Grafika. Nie widziałem tak dopracowanych miast i takich tłumów. Gdy z daleka zobaczyłem pierwszy raz Damaszek, myślałem: ok, z daleka ładnie, jak wejdę do środka będzie małe i ciasne jak w Wiedźminie. Ale nie. Wchodzę i… gubię się w tym mieście. Jest wielkie, kręte i ładne.
Co do uwag JMD:
1. Skok wiary – może to i naiwne, ale AC to zręcznościówka. Komu chciałoby się schodzić z tych wież, skoro już raz je widział wchodząc?
2. Logo asasynów na budynkach – może i niepotrzebne, może i całe biura niepotrzebne, ale AC to zręcznościówka. Przynajmniej widać, gdzie trzeba iść dalej.
3. Ratowanie mieszkańców – Altair jest w sumie porządnym chłopem 🙂 Autorzy chcieli oddać w jakiś sposób to, że w misjach ma korzystać z pomocy miejscowej ludności.
4. Brak refleksji Altaira – każda misja kończy się pogadanką z ofiarą, następnie ze Starcem. I z każdą misją Altair ma coraz więcej wątpliwości.
Podsumuję: AC to zręcznościówka, gdzie tam jej do Wiedźmina (którego uwielbiam) choćby pod względem złożoności. Ale jak na grę w swoim gatunku jest przednia. Nie można próbować jej wepchnąć do tego worka, co „Outcast”, „Deus Ex”, „Jedi Knight”, „Grim Fandango”.
27 lutego o godz. 7:07 48154
A ja się zgadzam z JMD. Gra nie niesie ze sobą nic pod kątem grywalności – kiedy widziałem trailery, pierwsze skojarzenie: Prince of Persia, miałem nadzieję na powtórzenie i może usprawnienie genialnego modelu sterowania akrobacjami głównego bohatera. Niestety na potrzeby 13-letnich posiadaczy Xbox’ów z modelu tego zrobili „trzymaj prawy przycisk, spację i strzałkę do przodu”. To wystarczy żeby przebiec całe miasto po dachach wykonując po drodze niemożliwe z fizycznego punktu widzenia ewolucje.
Ciekawym motywem jest też ratowanie ludzi z rąk złych strażników. Hmmm… za pierwszym uratowaniem. Bo potem w każdym kolejnym mieście słyszy się te same teksty i w zamian dostaje się to samo. Myśliciele też byli fajni – na trailerze. Może gdyby nie stali za każdym rogiem czekając aż asasyn łaskawie między nich wlezie, byliby ciekawszym elementem.
AI oczywiście wymiata, z systemem walki poradziłby sobie manualnie upośledzony szympans a fabuła przyprawia o mdłości. Generalnie kaszanka.
Wszystko poza szeroko pojętą „grywalnością” zostało tu zrealizowane mistrzowsko – to muszę przyznać. Grafika jest śliczna, muzyka dobra, miasta zrobione świetnie. Szkoda jednak że sama gra odstrasza od siebie na tyle skutecznie że człowiek przestaje doceniać te zalety.
1 czerwca o godz. 18:57 63345
Wczoraj przeszedłem tą grę. Powiem szczerzę miazga, w tym tygodniu byłem dość mocno chory i z tego powodu nudziło mi się w domu. Zakupiłem wiec na Xbox 360 tą grę za około 90 zł. Słyszałem o dwójce, obiło mi się też o uszy BROTHERHOOD i nawet zagrałem w obie gry. Cóż mogę śmiało powiedzieć że to „Jedynka” ma ten nie powtarzalny klimat. Teraz czytam sobie komentarze i widzę „no co to za przyjemności uratować kolesia z rąk strażnika…” zaraz po przeczytaniu tego wybuchłem śmiechem i z kaszlem ledwo co podniosłem się z podłogi. A co to za przyjemności grać np. W GTA IV lub powiedzmy RDR ? Przecież tam chodzi praktycznie o to samo, jedziemy, jest dialog, zabijamy 6 typa, dostajemy kasę, odwozimy kolesia, dowiedzenia. A mi się bardzo podoba że ludzie po tę są ci wdzięczni i pomagają ci ze wszystkich sił, byś uciekł strażnikom. Może sterowanie jest proste (nie twierdze że nie) i gra dość krótka (grałem po 2 godziny) ale gra jest naprawdę miodzio. Mamy kilka rodzai broni, którymi możemy walczyć, walki są efektowne, bieganie po dachach też może napierać entuzjazmem, pozatym przyjemna, bez nie potrzebnych stresów i przy okazji możemy pozwiedzać bliski wschód.