Nie spotykaj się z przyjaciółmi. Nie bierz udziału w eventach. Nie buduj relacji. Weź udział w projekcie NoSo.
Czy reklama projektu zbudowanego na negacji ma szansę kogokolwiek przekonać? Tak, jeśli jest zmęczony niekończącym się uspołecznianiem Internetu w ramach web 2.0.
Max zalogował się, sprawdził kalendarz, po czym wybrał dogodny termin. Zauważył, że użytkownik #337 również go wybrał. Wygląda więc na to, że na NoSo nie będzie sam. Ale czy na pewno? W środę o wskazanej godzinie pojawił się w parku i usiadł na ławce. Wydawało mu się, że widział w pobliżu #337, ale nie był pewien. Nie wdał się w rozmowę ani z nim, ani z nikim innym. Gdy zadzwonił telefon – nie odebrał go i nawet nie rzucił okiem na przychodzące esemesy. Pogrążył się w swoich myślach… Pół godziny później NoSo dobiegło końca.
Idea NoSo jest promowana jako opozycja do wszechobecnego social networking. Centrala mieści się w San Francisco. To połączenie serwisu społecznościowego i spotkań w stylu flash mob, ale wynikiem tego dodawanie jest jednak zaprzeczenie składników. NoSo to NO Connection, NO Events i NO Friends.
Anonimowi użytkownicy (NoSo odcina się od idei rozbudowanych profili użytkowników – dając im jedynie numer) spotykają się w określonych miejscach – parkach, kawiarniach, bibliotekach – i pozostają w nich nie dłużej niż pół godziny. W tym czasie nie ujawniają swojej tożsamości, nie prowadzą rozmów i nie komunikują się ze światem. Rozkoszują się samotnością i spokojem, zdając sobie jednocześnie sprawę ze współobecności innych użytkowników. Odcięci od telefonów, wiadomości tekstowych, blogów, podcastów, aukcji na e-bayu dochodzą do wniosku, że „cisza jest dźwiękiem”. E-medytacja? Okazuje się, że jest niemożliwa, dopóki nie usuniemy z naszego otoczenia wszystkich „e-„.
Z żadnej akcji, w której biorą udział użytkownicy nie da się niestety usunąć aspektów społecznościowych. I tak jak No Logo po jakimś czasie stało się marką samą w sobie, tak NoSo, mimo zadeklarowanej odrębności, może zostać wchłonięte i przetrawione przez marketing web 2.0.
Jagoda Mytych
6 września o godz. 9:14 8328
przecież to kolejna społeczność w wersji dwa zero; co za bzdurny artykuł!
Pingback: Popopołudniówka
8 stycznia o godz. 20:37 12784
Idiotyczny pomysł. Jeżeli ktoś jest przeciwko serwisom społecznościowym i ich nie lubi, to po prostu niech z nich nie korzysta (tak jak np. ja – wyjątek zrobiłem dla goldenline.pl, który to serwis mi się faktycznie spodobał i ostatnio się w nim zarejestrowałem – stamtąd się zresztą dowiedziałem o tym całym „NoSo”). Nikt nikogo do tego nie zmusza.
No i nie można utożsamiać serwisów społecznościowych z web 2.0 – web 2.0, tak jak ja to rozumiem, oznacza możliwość wpływania przez użytkowników na zawartość oglądanych serwisów (chociażby przez takie właśnie dodawanie komentarzy), a niekoniecznie budowanie jakichkolwiek relacji „społecznościowych”