Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.03.2014
piątek

Assassin’s Creed IV: Black Flag – inny niż wszystkie, lepszy niż wszystkie

28 marca 2014, piątek,

To już taka „nowa świecka tradycja”, że zanim zdążę zagrać w najnowszą odsłonę Assassin’s Creed, Ubisoft zapowiada już kolejną. Zgodnie z tą regułą po zapowiedzi Assassin’s Creed: Unity biorę na warsztat odsłonę Black Flag, która pojawiła się pod koniec zeszłego roku.

Assassin’s Creed: Unity pojawi się tylko na PC, PS4 i Xboksie One, będzie więc pierwszym prawdziwie next-genowym odcinkiem serii, bo „czwórka” chociaż odwiedziła najnowsze konsole, to na miano to nie zasługuje. Nie tylko ze względu na niewiele lepszą od dedykowanych starszym sprzętom grafikę, ale też sporą liczbę ekranów ładowania czy archaizmów, które od lat trapią serię. Wracając jednak jeszcze do spraw czysto technicznych, gra wygląda w tym momencie lepiej niż zaraz po premierze. Wszystko dzięki łatce, która wprowadziła nie tylko szereg poprawek, ale też rozdzielczość 1080p (na PS4) i to naprawdę widać. Spóźniona recenzja gry dotyczy więc jej najnowszej i najbardziej atrakcyjnej wersji.

Assassin’s Creed IV: Black Flag już na słabszym komputerze czy konsoli poprzedniej generacji może się jednak podobać. To, co na PS4 jest „tylko” dobre, przeskalowane do możliwości PS3 zapiera dech w piersiach. Ubisoft może nie ma talentu do wypełniania swoich wirtualnych światów jakąś ciekawą zawartością, ale trzeba mu przyznać, że modeluje je pierwszorzędnie.

Tym razem graficy Ubisoftu mogli wykazać się w odzwierciedleniu egzotycznego archipelagu. Akcja gry została bowiem przeniesiona z Ameryki („trójka” i spin-off z podtytułem Liberation) na Karaiby. Zauważalnie zmieniło się otoczenie, a co za tym idzie także klimat gry, który nabrał pirackiego sznytu. Między wyspami roi się od różnej wielkości galeonów, pełno tu też portów i typowo przybrzeżnych miasteczek. Sporo w nich podobieństw do poprzedniej części gry (niewielka liczba wyższych budynków, sporo roślinności), ale cóż – wydając rok do roku nową grę naprawdę ciężko zrobić coś oryginalnego, można tylko rozwijać wprowadzone wcześniej elementy.

W Assassin’s Creed IV elementem tym jest opcja żeglugi. Stanowiąca barwny dodatek „trójki” tutaj wysuwa się na pierwszy plan. Na pokładzie naszej Kawki spędzimy naprawdę sporo czasu, zarówno w misjach fabularnych jak i pobocznych. Jak to w sandboksowych grach akcji bywa, są one niezwykle powtarzalne, ale mimo wszystko bawią. Można więc szukać skarbów, ratować rozbitków i najważniejsze, atakować inne okręty. Każde starcie wygląda naprawdę rewelacyjnie i chociaż szybko wpada w pewien schemat (atak z dystansu, taranowanie, ostrzelanie z bliska i abordaż z bezczelnie skopiowaną animacją po wygranej), to bawi przez długie godziny. Sam potrafiłem spędzać przy grze 2-3 godziny dziennie, wykonując tylko kilka misji z głównego wątku fabularnego. Już samo płynięcie pod pełnymi żaglami w świetle zachodzącego słońca albo walka ze sztormem wciąga, tak samo jak pozornie wtórne jeżdżenie od punktu A do B w GTA czy zdobywanie wież w Far Cry 3. Nie jest to rzecz dla każdego, ku mojemu zaskoczeniu sam zadziwiająco dobrze się jednak przy tym bawiłem.

Ku mojemu zaskoczeniu, bo z serią od czasów świetnej ?dwójki? mam poważne problemy. Robiłem podchody do każdej części i od każdej dosyć szybko się odbijałem znudzony powtarzalnością rozgrywki, wolnym tempem akcji i rozwlekłą fabułą. Tutaj nic się nie zmienia, ale powtarzalna rozgrywka ma w sobie spory pierwiastek nowości, a historia wydaje się mocno zdystansowana do śmiertelnie poważnego konfliktu Asasynów z Templariuszami.

Wszystko dzięki głównemu bohaterowi Edwardowi Kenway’owi, który nie jest wojownikiem o lepsze jutro, a pospolitym piratem podszywającym się pod Asasyna. Oczywiście początkowo nie wie w co się pakuje, z czasem zaczyna jednak rozumieć całą intrygę. Dzięki temu nowi w temacie gracze nie pogubią się w fabule – wszystko stopniowo odkryją. Bardziej doświadczeni będą mogli natomiast odpocząć od schematycznej historii.

Przewija się ona w tle, ale nie jest tu najważniejsza. Bardziej od fabularnych zwrotów akcji utkwiły mi tu w pamięci sceny ataku przybrzeżnych umocnień. Najpierw atakujemy je zza steru Kawki, a potem przybijamy do portu i już na piechotę, w klasyczny dla serii sposób walczymy z niedobitkami wśród płonących ruin. Nie zapomnę też kilku majestatycznych bitw morskich czy sztormów, które wyglądają po prostu fenomenalnie.

Misje poboczne są wtórne, ale dzięki nim zdobywamy surowce i złoto niezbędne do rozbudowy Kawki. Słynąca z banalnego stopnia trudności gra pokazuje tutaj pazurki, bo bez inwestowania w okręt bardzo szybko okazuje się, że pierwsza z brzegu fregata może być dla nas śmiertelnym zagrożeniem.

Słabiutko wypadają natomiast tradycyjne misje, gdzie walczymy z czekającymi na swoją kolej ataku przeciwnikami czy skradamy się między zastępami ślepców. Strażnicy nie dość, że nic nie widzą, to mają jeszcze problemy z pamięcią i liczeniem do trzech. Stróż nie zareaguje na fakt, że po odwróceniu się na chwilę dwóch jego kumpli zapadło się pod ziemię. Sporo jest też misji polegających na śledzeniu i podsłuchiwaniu celów czy pościgów, w których jak to zwykle w serii bywa, wystarczy trzymać wciśnięte R2 + X i wychylić analogową gałkę – gra resztę zrobi za nas. Teraz już wiecie, dlaczego podczas długich spędzonych w grze wieczorów wykonywałem tylko kilka fabularnych misji na krzyż. Trzeba jednak developerowi oddać, że wyciągnął wnioski i do minimum ograniczył kiepskie misje we współczesności. A jak już wyjdziemy z Animusa, to zderzymy się z miejscowym brakiem czwartej ściany, co może być sporym pozytywnym zaskoczeniem.

Assassin’s Creed IV: Black Flag spokojnie mógłby zrezygnować ze znanego tytułu i otoczki i stać się nową, piracką serią Ubisoftu. Może Francuzi mają nawet taki plan? Pierwsze DLC do gry stało się wszak samodzielnym dodatkiem. Nawiązująca do serii fabuła nie męczy, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie się jej przechodzić misja po misji. Taka dawka powtarzalnych zadań może być nie do zniesienia, a tego byłoby szkoda. Za sterami Kawki naprawdę miło się żegluje.

Seria Assassin’s Creed potrzebuje rewolucji na miarę Call of Duty z 2007 roku. Black Flag nią nie jest, ale dał Ubisoftowi rok na opracowanie nowej gry, a nawet dwóch. Oprócz wspomnianego we wstępie Unity na nowe konsole, Francuzi szykują też odrębną część na PS3 i Xboksa 360. Narzekaliśmy na wydawanego co roku Assassyna, teraz dostaniemy więc dwa. Oby tylko ilość nie odbiła się na jakości, bo już przy jednej grze na 12 miesięcy bywały problemy z rozgrywką. Mimo niepokoju zagęszczającym się stężeniem Assassynów na rok trzymam kciuki –  Black Flag pokazał, że twórcy mają jeszcze dużo pomysłów na eksploatację różnych epok i stref klimatycznych.

Paweł Olszewski

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 1

Dodaj komentarz »
  1. u mnie – uczucia mieszane

css.php