Tools of Destruction/Ratchet & Clank: Quest for Booty
Powracanie do starszych tytułów nie jest w sumie niczym nowym. W magazynach papierowych w miarę regularnie pojawiają się działy „Retro”, opisujące gry sprzed ładnych kilkunastu lat. Ostatnio wpadło mi w ręce kilka starszych gier (chociaż nie określiłbym ich mianem „retro”), pomyślałem więc, że być może podobny dział mógłby zaistnieć na Technopolis.
Nie chciałbym jednak, żeby było to melancholijne podróże do czasów mojej młodości, kiedy to „gry były lepsze”, a „twórcy bardziej szanowali graczy”, tylko uczciwe poddanie ocenie co ciekawszych produkcji z ostatnich lat i sprawdzenie, czy udało im się przetrwać próbę czasu. W pierwszej kolejności weźmiemy na tapetę dwie produkcje: „Ratchet & Clank: Tools of Destruction” oraz jej sequel „Quest for Booty”, przygotowane na konsolę Playstation 3.
Już wkładając do napędu płytę z „Ratchetem & Clankiem” stwierdziłem, że chyba jednak się starzeję. Jeszcze kilka lat temu praktycznie w ogóle nie sięgałem po produkcje zręcznościowe, wolny czas spędzając przy strategiach i RPG-ach, które pożerały kolejne godziny z mojego życia. Teraz coraz częściej gustuję w produkcjach, które w krótkich, intensywnych dawkach są mi w stanie dostarczyć zabawy – wymagającej, ale też niezbyt frustrującej. I na tym polu „Ratchet & Clank” sprawdza się wyśmienicie.
Historia serii rozpoczęła się w roku 2002 – czasach konsoli Playstation 2. Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej żadna z części nie gościła w napędzie mojej konsoli, choć posiadaczem PS2 byłem (a w zasadzie nawet jestem) ładnych kilka lat. Jeśli nie liczyć spin-offów, „Tools of Destruction” oraz „Quest for Booty” zostałyby opatrzone numerkami 6 i 7, choć same w sobie stanowią odpowiednio pierwszą oraz drugą część trylogii nazwanej „Ratchet & Clank Future”, przygotowanej wyłącznie z myślą o PS3.
Obie gry to typowi przedstawiciele zręcznościówek 3D, z rozbudowanym backtrackingiem (o czym za chwilę) oraz prostym systemem RPG. Fabuła „Tools of Destruction” obraca się wokół postaci dwóch głównych bohaterów: Ratcheta i Clanka. Ten pierwszy jest prawdopodobnie ostatnim przedstawicielem rasy kotopodobnych Lombaxów. Czy tak jest w istocie, dowiemy się z fabuły, ponieważ próba odpowiedzi na szereg pytań dotyczących owianej tajemnicą przeszłości Ratcheta stanowi integralną część historii. Najważniejsze, że tak właśnie twierdzi samozwańczy cesarz Percival Tachyon, który postanowił wysłać Ratcheta do krainy wiecznych łowów, jako że stanowi on jedyne zagrożenie dla jego imperialnych zapędów. Clank z kolei to robot, który swoje niewielkie rozmiary nadrabia ogromnym intelektem oraz ogólną użytecznością. Służy on Ratchetowi jako podręczny plecak odrzutowy, śmigłowiec, robo-skrzydła i napęd podwodny. Nie jest jednak zaledwie ciekawym gadżetem, ale odgrywa w opowieści bardzo ważną rolę. Twórcy gry przyprawili fabułę wyśmienitym, nienachalnym humorem. I choć niektórym może się on wydać nieco infantylny, to moim zdaniem stanowi świetne dopełnienie poważniejszych wątków.
Para bohaterów odwiedza kolejne planety, z których każda stanowi niepowtarzalną, acz z reguły niezbyt rozległą planszę. Ratchet dopiero pod koniec gry dysponuje wszystkimi gadżetami pozwalającymi dostać się do ukrytych lokacji, stąd wspomniany już backtracking, czyli wracanie do już zbadanych lokacji. Na szczęście, dzięki temu, że po galaktyce podróżuje się szybko, a plansze nie są nadmiernie rozbudowane, backtracking to sama przyjemność. A wracać do lokacji warto, bo oprócz bonusów w postaci złotych śrubek, za które kupujemy przebrania dla Ratcheta, możemy zgromadzić również holo-plany najpotężniejszej broni we wszechświecie, która ułatwi nam starcie z ostatnim bossem (a przy okazji rozwałka przy jej użyciu sprawia mnóstwo frajdy). Dodatkowo, na każdej planszy autorzy umieścili szereg zadań, których wykonanie da nam dostęp do dodatkowej zawartości. Niestety, gra pojawiła się na rynku w czasach, gdy PSN był w powijakach i aż człowieka skręca, gdy pomyśli, jak wiele dobrych trofeów zmarnowało się w ten sposób.
Wspomniany wcześniej element uproszczonego RPG sprowadza się do zbierania śrubek, za które kupujemy i udoskonalamy bronie, levelowanie samych broni poprzez ich częste używanie, a także systematyczne wydłużanie paska zdrowia Ratcheta w ramach doświadczenia zdobytego za eliminację przeciwników. Wszystkie wspomniane elementy naprawdę świetnie ze sobą grają i naprawdę szkoda, że…
„Quest for Booty” to w zasadzie gra zmarnowanego potencjału. Gdyby pojawiła się na rynku w ciągu ostatnich dwóch lat, zapewne stanowiłaby jedynie DLC do pierwszej części. Niestety, wszystkie elementy, które w „Tools of Destruction” zachwycają, tutaj albo zostały zubożone albo zwyczajnie ich nie ma. I tak gra stała się króciutka (zabawy starcza na zaledwie 3 godziny), nie podróżujemy między planetami, ergo brakuje jakiegokolwiek backtrackingu, w zasadzie nie ma ulepszania broni, których jednocześnie jest o wiele mniej niż w poprzedniczce, a – co chyba najgorsze – Ratchet podróżuje sam, bez Clanka, w związku z czym nie możemy skorzystać w zasadzie z żadnego gadżetu związanego z obecnością sympatycznego robota. Jedyne, co ratuje „Quest for Booty”, to formuła pirackiej opowieści o poszukiwaniu skarbu. Jeśli więc macie na ich punkcie takiego hopla jak ja, to opowiedziana historia na pewno przypadnie Wam do gustu. Jednak jeśli jest to Wam obojętne, to po świetnych „Tools of Destruction” możecie się srodze rozczarować.
Mimo upływu lat i rozwoju narzędzi developerskich dla PS3, pierwsze dwie części „Ratchet & Clank Future” stoją na niezłym poziomie audiowizualnym. Co prawda w porównaniu z ostatnią odsłoną trylogii („A Crack in Time”) oprawa graficzna jest nieznacznie gorsza, a filmiki nie wykorzystują w pełni wsparcia HD, ale nie można powiedzieć, że od strony audiowizualnej jest słabo. Obie gry wykorzystują możliwości, jakie istniały bliżej początków istnienia konsoli i to wystarcza.
Mimo, że obie opisywane gry pochodzą z jednej serii, to stoją na diametralnie różnym poziomie. Z perspektywy czasu egzamin zdaje tylko „Ratchet & Clank: Tools of Destruction”. „Quest for Booty” sprawdziłoby się jako dopełnienie poprzedniczki w postaci DLC, ale jako samodzielna produkcja, za którą w dniu premiery przyszło płacić graczom blisko połowę sumy za pełnowartościowy produkt, jest nieporozumieniem. Mimo to obie są warte polecenia – „ToD” jako smaczne danie główne, a „QfB” jako przystawkę przed prawdziwą ucztą w postaci „A Crack in Time”. Mimo drobnych mankamentów, obie te produkcje mają szansę przyciągnąć Was do ekranu telewizora na dobrych kilkanaście godzin i zapewnić mnóstwo dobrej zabawy.
Andrzej Jakubiec
PEGI: Obie gry zostały zaklasyfikowane przez jako odpowiednie dla dzieci w wieku 7+.
3 lutego o godz. 15:14 64281
Pamiętam jak zagrywałem się w prawie wszystkie części Ratchet&Clank jeszcze na PS2. Kiedy spróbowałem zaledwie demo kolejnej części na PS3 szybko zorientowałem się, że to już nie to. Czar gdzieś prysł. Takie tytuły jak Ratchet, Jak & Daxter, Sly Racoon, są w mojej opinii tak wyjątkowe bo odświeżyły i zrewolucjonizowały gatunek gier platformowych poprzez umieszczenie ich w graficznych trzech wymiarach, tym dobrym starym 3D bez potrzeby zakładania żadnych okularów.
Co do propozycji autora na początku tekstu dołączam się obiema rękami, dział retro by się przydał zwłaszcza w obliczu trwającego wysypu różnych świetnych serii w wersjach hd.
4 lutego o godz. 11:44 64284
Ratchet and Clank zawsze była jeeną z moich ulubionych serii na ps2/ps3. Cieszę się że ktoś przypomina o niej po latach, i że mimo 10 lat istnienia końca nie widać.