Los Angeles z perspektywy wampira
Ponure listopadowe wieczory oraz niedawne imprezy halloweenowe stanowią świetny pretekst do odkurzenia mrożącej krew w żyłach produkcji nieistniejącego już studia Troika Games. W 2004 roku Leonard Boyarsky wraz z zespołem oddał w ręce graczy bardzo zgrabnie skrojony tytuł cRPG – „Vampire: The Masquerade – Bloodlines”. Chociaż od premiery „VTMB” minęło już 7 lat, co w świecie gier jest prawdziwą przepaścią czasową, warto raz jeszcze rozgrzać napęd DVD i przypomnieć sobie niezwykle wciągającą fabułę i rozgrywkę wampirzej maskarady, wzorowanej na tradycyjnych grach fabularnych wydawnictwa White Wolf.
Streszczenie fabuły
„Bloodlines” wprowadza gracza w mroczne i krwawe ulice współczesnego Los Angeles. Historia rozpoczyna się od krótkiej sceny filmowej, podczas której obserwujemy proces przeistoczenia się naszej postaci z człowieka w wampira. Zgodnie z zasadami panującymi w świecie gry „VTMB” tworzenie potomstwa jest działaniem świadomym i można go dokonać poprzez całkowite wyssanie krwi ze śmiertelnika, a następnie podanie mu krwi wampirzej. Jest jednak jedna zasada – przeistoczenie musi odbywać się za pozwoleniem lokalnego przywódcy, księcia LaCroix. Ponieważ nasz stwórca przeciwstawił się panującemu kodeksowi moralnemu, został publicznie stracony. My nie podzieliliśmy jego losu dzięki przywódcy wampirzych Anarchistów, który zademonstrował swój sprzeciw wobec tak drastycznej kary. Książe daruje nam więc życie w zamian za okazanie mu posłuszeństwa i poddaństwa. Ceremonię przerywa nagły atak ugrupowania Sabatystów, które ani nie uznaje zwierzchnictwa księcia LaCroix, ani nie przestrzega zasad Maskarady.
Musimy więc nie tylko uciekać, ale i szybko nauczyć się przetrwania w brutalnym świecie. W wampirze tajniki wprowadza nas postać o imieniu Smiling Jack. To od niego dowiadujemy się jak spijać krew z ofiar, w jaki sposób walczyć, jak łamać szyfry i hasła w komputerach oraz jak otwierać każde drzwi. Ucieczka przed inwazją Sabatystów wpisuje się w kolejne etapy fabularnego przewodnika, z którym gracz musi się zapoznać przed rozpoczęciem właściwej rozgrywki na ulicach kolejnych rejonów Los Angeles (Stanta Monica, Downtown, Hollywood i Chinatown).
Wkrótce okazuje się, że głównym motorem fabuły jest starożytny Sarkofag Ankarana, który stanowi kość niezgody pomiędzy czterema ugrupowaniami: Camarilla, Anarchistami (ang. Anarchs), Sabatystami (ang. Sabbats) oraz klanem Kuei-jin. Nasza postać zostaje wciągnięta w wir walki i musi albo opowiedzieć się po którejś ze stron, albo działać na własną rękę. Nasz wybór nie tylko zdeterminuje przebieg gry, ale także wpłynie na jej zakończenie. Ale o tym przekonacie się sami, grając w „VTMB”.
Rozgrywka
Graczom przyzwyczajonym do najnowszych, graficznie wysublimowanych produkcji, świat „Bloodlines” może wydać się nieco kwadratowy i uproszczony. Oprócz skromnej grafiki (oczywiście zgodnie ze współczesnymi standardami, bo w 2004 roku „VTMB” była jedną z ładniejszych gier na rynku) natkniemy się na kilka innych, niekoniecznie miłych niespodzianek. Na przykład w porównaniu z Libertity City w „GTA IV” ulice Los Angeles wydają się nieco wyludnione. Chociaż w oddali słychać szum przejeżdżających samochodów, w pierwszej odsłonie gry możemy podziwiać je głównie na parkingu. Większość postaci niegrywalnych napotykanych w mieście ma uderzająco podobny wygląd. Czasem możemy odnieść wrażenie, że Los Angeles wypełnione jest ludzkimi klonami (oczywiście poza głównymi postaciami, które stanowią ważne elementy fabularne). Uśmiech na twarzy wywołują także ślepe zaułki i tunele, przez które nie można przejść, bo wyrastają z nich czarne ściany. Po dłuższej chwili zorientujemy się również, że większość przedmiotów w świecie gry pełni przede wszystkim funkcję dekoracyjną. Nie możemy usiąść na dowolnym krześle, wyjąć puszki Cepsi z automatu (jeszcze nie znano pojęcia tzw. lokowania produktu) czy ukraść pieniędzy z kasy fiskalnej. Nie wolno nam nawet zdemolować własnego mieszkania. Bez względu na to jak długo będziemy okładać ściany kijem baseballowym, nie pojawi się na nich ani jedno wgłębienie. Nieco śmieszą także znikające ciała postaci. Wystarczy obrócić się na chwilę po wygranym pojedynku, a po przeciwniku nie będzie ani śladu.
Powyższe sytuacje wynikają przede wszystkim z ówczesnych ograniczonych możliwości technologicznych. Trzeba jednak przyznać, że nie mają one ogromnego wpływu na pozytywny odbiór gry. Rozgrywka jest tak pochłaniająca, że po pewnym czasie nie widzimy już niedociągnięć estetycznych. Cieszy także fakt, że „VTMB” nie jest kolejnym RPGiem, w którym każdy quest polega na bezmyślnym wymachiwaniu mieczem. Punktami doświadczenia jesteśmy bowiem nagradzani za wykonane misje, a nie za liczbę zabitych przeciwników. Twórcy gry dostrzegli również jak ważne jest stworzenie różnorodnych postaci niegrywalnych. To dzięki nim nawet tak banalne zadania, jak odnajdywanie przedmiotów (np. materiału wybuchowego Astrolite dla rannego Mercucio) nie wprawiają nas w znużenie.
Tworzenie postaci grywalnej
Bardzo ciekawy jest także proces tworzenia postaci grywalnej, a raczej jego dwa różne oblicza. Możemy tradycyjnie samemu dobierać poszczególne atrybuty i zdolności postaci lub odpowiedzieć na serię pytań, które pozwolą zaklasyfikować naszą postać do jednego z siedmiu klanów (Brujah, Gangrel, Malkavian, Nosferatu, Toreador, Tremere, Venture) i na podstawie odpowiedzi przypisać jej atrybuty. Każdy z klanów odznacza się indywidualnymi współczynnikami opisującymi trzy rodzaje atrybutów oraz zdolności. Każdy wampir ma także możliwość rozwijania dodatkowych umiejętności bojowych (obrona, walka wręcz czy walka z krótkiego i długiego dystansu), technicznych (m.in. otwieranie zamków, łamanie haseł komputerowych czy zakradanie się) umysłowych (m.in. perswazja i uwodzenie) czy wampirzych, specyficznych dla danego klanu. Bardzo ważnym współczynnikiem w grze jest miernik ludzkości, składający się z dziesięciu punktów. Za każdy czyn niezgodny z wampirzym kodeksem postępowania (np. za zabijanie niewinnych ludzi lub za wysysanie krwi z ofiar w obecności innych postaci) tracimy jeden punkt. Im więcej punktów tracimy, tym większe prawdopodobieństwo, że staniemy się bestią i tym samym przestaniemy kontrolować swoje krwiopijcze skłonności. To z kolei może doprowadzić do zdemaskowania społeczności wampirów.
Inne ciekawe rozwiązania
W przeciwieństwie do większości gier cRPG, w „Bloodlines” mapa świata gry nie jest częścią interfejsu użytkownika. Po naciśnięciu klawisza „m” na ekranie nie pojawi się więc nic. Na szczęście z pomocą przyjdą nam przystanki autobusowe, na których postać grywalna będzie mogła odnaleźć mapy poszczególnych części miasta. Miłym zaskoczeniem jest także możliwość oglądania telewizji czy odbierania e-maili na laptopie, znajdującym się w naszym apartamencie w Santa Monica. Niestety, nie możemy zmieniać kanałów, tak jak ma to miejsce w grach z serii „Grand Theft Auto”. Co więcej z wiadomości telewizyjnych lub gazet rozrzuconych w świecie gry będziemy mogli dowiedzieć się o wydarzeniach dotyczących fabuły i wypełnianych przez nas misji.
W grę można się obecnie zaopatrzyć między innymi na portalu Steam. Miłośnikom wampirzych klimatów i gier cRPG polecam także poprzedniczkę „Bloodlines” – „Vampire: The Masquerade – Redemption” wydaną w 2000 roku przez firmę Activision.
Sonia Fizek
Zalety: ciekawa rozgrywka, dobrze napisane postacie niegrywalne, złożony system tworzenia postaci grywalnej
Wady: nieco kwadratowa oprawa graficzna, zbyt mała liczba przedmiotów funkcjonalnych (niedociągnięcia te wynikają z ówczesnych ograniczonych możliwości technologicznych)
Dla rodziców: zgodnie z klasyfikacją PEGI gra jest przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
4 listopada o godz. 11:24 63845
Wszystko ładnie, ale można było wspomnieć o makabrycznych bugach i końcówce gry, która jest totalną sieczką i postaci „dyplomatyczne” mają tam marne szanse.
4 listopada o godz. 11:52 63847
Co do bugów – zgadzam się, ale ponieważ mam do tej gry duży sentyment, pominęłam tę kwestię. A jeśli chodzi o zakończenia, to może lepiej nie psuć zabawy tym, którzy w VTMB nigdy nie mieli okazji zagrać ;).
4 listopada o godz. 20:36 63858
Również darzę ten tytuł ogromnym sentymentem, stanowi miłą odskocznię od propagowanego w pop-kulturze nowego wizerunku wampirów. Muszę przyznać, że kilka razy zaskoczyła mnie rozwiązaniami fabularnymi. Pewne niedociągnięcia są, ale klimat jest moim zdaniem najważniejszy, dlatego powinni dać jej szansę nawet Ci, którzy nie znają papierowej wersji RPG’a.
5 listopada o godz. 22:53 63860
Jeden z najbardziej klimatycznych crpg. Istnieje całe mnóstwo modyfikacji i poprawek, które poprawiają wiele niedociągnięć (i wzbogacają grę), ale chaotyczności walk, to i nawet fanowskie łatki nie są w stanie wiele poprawić. Chyba że coś się zmieniło (a grałem jakieś 3 lata temu), bo gra jest nadal modowana.
5 listopada o godz. 23:10 63861
Szkoda, że nie ma możliwości edycji komentarzy. Teraz już nie poprawię, tego, co można by poprawić. 😉
Jeśli ktoś jest wielbicielem rpg, to obowiązkowo powinien zagrać w Bloodlines.
Najpierw jednak…
Zbiór poprawek i modyfikacji: http://www.patches-scrolls.de/vampire_bloodlines.php
Modfikacje: http://www.planet-vampire.com/forum/
http://www.strategyinformer.com/pc/mods/vampirethemasqueradebloodlines/ mod.html
Grę mozna kupić przez Steam, ale uwaga: http://forums.steampowered.com/forums/showthread.php?s=501917a8dfaded0128a3bede10d99522&t=2221388
6 listopada o godz. 20:35 63862
Cieszę się, że udało mi się zabrać ze sobą kilku graczy w podróż sentymentalną :). Żadna produkcja nie jest idealna, ale ta ma to „coś”. Myślę, że gra bardzo wiele zawdzięcza dobrze napisanej historii. To przede wszystkim fabuła sprawia, że mogę 8 godzin z rzędu wpatrywać się w monitor. Muzyka też stwarza niepowtarzalny klimat.
7 listopada o godz. 10:01 63863
„może lepiej nie psuć zabawy tym, którzy w VTMB nigdy nie mieli okazji zagrać”
Nie wiem czy odkrycie, że mozolnie budowana przez całą grę postać jest bezużyteczna w końcówce jest zabawne, ale ok 😉 Tego niestety żadne patche nie poprawią, więc myślę, że warto ostrzec tych którzy jeszcze nie grali.
7 listopada o godz. 11:55 63864
Myślę, że takie odkrycie – jakkolwiek rozczarowujące – może być nie lada zaskoczeniem. Możnaby pokusić się o stwierdzenie, że w pewnym sensie podważa ono sens całego mechanizmu gry typu cRPG. Sądze jednak, że z punktu widzenia gracza takie doświadczenie też jest cenne i nie chciałabym, żeby przysłaniało całą rozgrywkę. Zresztą tak to już jest, że pisząc recenzję, trzeba coś wybrać, z czegoś zrezygnować, coś pominąć, a decyzje są zawsze subiektywne ;).
12 grudnia o godz. 6:06 64002
:Co do bugów ? zgadzam się, ale ponieważ mam do tej gry duży sentyment, pominęłam tę kwestię.”
wtf, od kiedy to sentyment wpływa na pomijanie tak waznych rzeczy w RECENZJI ! amatorszczyzna :/