Działy IT w wielu firmach stanowią odrębny organizm. Ich przedstawiciele porozumiewają się dziwnym, hermetycznym językiem, godzinami przesiadują przed monitorami (jeden to zazwyczaj za mało) lub dokonują jakichś magicznych sztuczek w kosmicznie wyglądających serwerowniach. Nie przejmują się zanadto działalnością firmy, nie przejmują się tym, by jej produkty były rewolucyjne, superatrakcyjne i świetnie się sprzedawały. Nie muszą. Ich głównym zajęciem jest dbanie o to, by coraz bardziej skomplikowane systemy informatyczne poprawnie funkcjonowały i były odporne na pracowników, dla których komputer to zaledwie bardziej zaawansowana maszyna do pisania. Niewidoczni zazwyczaj informatycy stają się niezbędni, gdy stojące na biurku urządzenie odmówi posłuszeństwa. Wtedy wychodzą ze swojego pokrytego tajemniczymi naklejkami królestwa, okiem znawcy spoglądają na komputer, stukają w klawiaturę, kiwają głową i zadają ważkie pytanie: „próbował pan zrestartować komputer?”.
Ta kwestia przewija się przez większość odcinków serialu pod tytułem „The IT Crowd” (niezbyt fortunnie przetłumaczonego na język polski jako „Technicy-magicy”). To jedyne słowa, które zamknięci w swoim świecie komputerowcy potrafią bez większych emocji wypowiedzieć do innych ludzi, szczególnie płci przeciwnej. Ich biuro znajduje się w piwnicy nowoczesnego drapacza chmur, w miejscu nie odwiedzanym przez innych pracowników, zasnutym plątaniną kabli, przyozdobionym plakatami i prastarymi komputerami. Pracują we własnym świecie, nie niepokojeni przez nikogo. Leniwy Irlandczyk Roy (Chris O’Dowd) robi wszystko, by nie musieć nic robić. Jego kompan, Moss (Richard Ayoade), to komputerowy geniusz i niedojda życiowy, który wciąż mieszka z matką przygotowującą mu do pracy drugie śniadanie. Obaj doskonale się dogadują, grają w gry konsolowe, klasyczne RPG i nie pragną niczego innego poza tym, by świat zostawił ich w spokoju.
Niestety nie ma tak dobrze. Ich szefem zostaje mianowana niejaka Jen Barber (Katherine Parkinson), ambitna dziewczyna, która kłamstwem zdobyła sobie posadę. Roy i Moss potrzebują zaledwie paru chwil, by odkryć, że kobieta nie ma pojęcia o komputerach, co bezwzględnie wykorzystują, naśmiewając się z jej niewiedzy. Wmawiają jej na przykład, że wpisanie Google w Google może zepsuć internet, co też świeżo upieczona manager skwapliwie wykorzystuje, by zabłysnąć na zebraniu szefostwa.
Informatycy nie zdają sobie jednak sprawy, jak relacje z kobietą z „normalnego świata” wywrócą ich życie do góry nogami. Do niedawna mdlejący na sam dźwięk słowa „biustonosz” Moss spróbuje swych sił jako projektant zaawansowanej technologicznie bielizny dla kobiet, a Roy w poszukiwaniu wrażeń i przyjaciół nawiąże kontakt z londyńskim półświatkiem.
Nie zmieni to jednak zanadto charakterów bohaterów. Moss ze stoickim spokojem zareaguje na pożar w biurze, wysyłając e-mail do straży pożarnej, Roy będzie wykręcał się od pracy jak tylko się da, a Jen zrobi wszystko, by zabłysnąć przed szefem, Denholmem Reynholdem (Chriss Morris), zastąpionym później przez syna Douglasa (Matt Berry), samozwańczego Casanovę.
Już samo wtargnięcie normalnej dziewczyny do świata totalnych geeków jest samograjem, który tworzy wiele przezabawnych sytuacji. Z powodzeniem wykorzystuje ten motyw amerykański „The Big Bang Theory”, kolejny serial dla „zorientowanych”, o którym niebawem napiszemy na Technopolis. W „The IT Crowd” humor jest dodatkowo budowany przez doskonały talent komiczny członków głównej obsady. Bez nich serial nie mógłby zaistnieć, o czym boleśnie przekonali się twórcy niemieckiego odpowiednika „Das iTeam – Die Jungs an der Maus”. Próba dostosowania do germańskiej publiczności zakończyła się ogromnym, bezapelacyjnym fiaskiem. Trudno się dziwić, skoro obie wersje dzieliła tak ogromna przepaść, co doskonale ilustruje filmik, który możecie obejrzeć tu.
Dość szybko „The IT Crowd” wypracował sobie zupełnie nową jakość, łącząc ze sobą hermetyczne, doskonale zrozumiałe dla nerdowsko-geekowskiego odbiorcy żarty z absurdalnym humorem rodem ze skeczów Monty Pythona. No bo jak inaczej określić dramatyczną historię wyrzuconych z budynku palaczy, którzy powoli, choć nieubłaganie przemieniają się w Rosjan na zesłaniu? Przez serię przewija się też opowieść o młodym yuppie, który pod wpływem nagrań Cradle of Filth zostaje gotem, zostaje zamknięty w piwnicy, gdzie dostaje szkorbutu, by ostatecznie powrócić na łono biznesu z inicjatywą Goth2Boss – programem motywującym dla gotów, pozwalającym im powrócić na łono społeczeństwa.
Do tej pory ukazały się cztery sezony serialu. Każdy z nich liczy jednak zaledwie po sześć odcinków, więc nie ma co się nastawiać na długie oglądanie. Obecnie trwają prace nad kolejnym, finałowym sezonem, który, według twórcy serialu Grahama Linehana, ma być przede wszystkim pożegnaniem z bohaterami i zamknięciem pewnego rozdziału w jego karierze.
Fani nie powinni być jednak rozczarowani, ponieważ odtwórców najważniejszych ról, O’Dowda i Ayoade, można zobaczyć w innych, nie mniej dziwnych i pokręconych produkcjach. Pierwszy zagrał w filmie „Frequently Asked Questions About Time Travel”, gdzie wciela się w rolę podróżnika w czasie przemieszczającego się dzięki… toalecie jednego z brytyjskich pubów. Drugi, co prawda jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do „The IT Crowd”, był nie tylko aktorem, lecz także scenarzystą i reżyserem „The Garth Merenghi’s Dark Place” (w którym grał również Matt Berry) – stylizowanego na tani horror z lat osiemdziesiątych serialu opowiadającego o dzielnym lekarzu zmagającym się ze zjawiskami nie z tego świata, gratki dla miłośników celowego kiczu. Serialu na tyle specyficznego, że zasługuje na odrębny artykuł, ale to już zupełnie inna opowieść.
Artur Falkowski