SALWA CAŁĄ BURTĄ
„Battlestations: Pacific” nie jest sequelem wydanej w 2007 roku „Battlestations: Midway„. To produkt niemal bliźniaczy, ciąg dalszy niewiele różniący się od pierwowzoru. I dobrze, bo nie było sensu psuć tej całkiem przyzwoitej gry.
Główne różnice pomiędzy pierwszą i drugą częścią zawierają się w chronologii („Battlestations: Pacific” obejmuje okres od bitwy o Wyspy Salomona po atak na Okinawę) oraz fakcie, że tym razem mamy możliwość dowodzenia również japońską flotą. Oczywiście, o ile scenariusz kampanii amerykańskiej trzyma się ściśle historycznych realiów, to kampania japońska jest próbą odpowiedzi na niedozwolone w historii pytanie „Co by było gdyby?”.
Wojna na Pacyfiku była największą w dziejach ludzkości batalią morską, zatem twórcy „Battlestations: Pacific” naprawdę mieli z czego wybierać. W grze mamy dostęp do ponad stu jednostek – chyba wszystkich walczących w Drugiej Wojnie klas okrętów, od małych ścigaczy torpedowych, poprzez niszczyciele, krążowniki, okręty podwodne aż po wielkie lotniskowce i pancerniki (wszystkie one mają historyczne nazwy i dość wiernie odwzorowane podstawowe charakterystyki – wygląd, prędkość, uzbrojenie), oraz całego zestawu samolotów, wśród których znajdziemy typy najbardziej oczywiste – Hellcaty, Corsairy, Laightingi, B-17 i B-29, Zero, Aichi Val, ale również samobójczego Ohka czy eksperymentalny myśliwiec Shinden.
Screen z gry Battlestations: Pacific
Czeka też nas wiele różnorodnych zadań – niszczenie samolotów i okrętów wroga, zatapianie konwojów z zaopatrzeniem, nocne bitwy pancerników czy obrona lub zdobywanie wysp. Większość z nich wymaga użycia sił kombinowanych – okrętów i samolotów o różnym przeznaczeniu, czasem nawet oddziałów spadochroniarzy.
Rozgrywka odbywa się na dwóch poziomach – taktycznym (bardzo uproszczonym), w którym za pomocą mapy zarządzamy całością naszych sił – możemy na przykład wydać eskadrze myśliwców rozkaz przechwycenia wrogich samolotów torpedowych albo wysłać w pościg za konwojem niszczyciele. Poziom drugi to bezpośrednie starcie. Jednak w tym przypadku nie jest to tylko sterowanie pojedynczym samolotem lub okrętem – eskadrom stacjonującym na lotniskowcach trzeba wydać rozkaz startu, wybrać typ samolotów i rodzaj przenoszonego przez nie uzbrojenia, okręty trzeba ustawić w takiej odległości i pozycji, by osiągnąć jak najcięższą salwę (czyli, by wszystkie wieże artyleryjskie mogły oddać strzał) lub skutecznie zaatakować torpedami. Dopiero wtedy można usiąść za sterami wybranego samolotu lub objąć kontrolę nad pojedynczym okrętem i, zależnie od upodobań i sytuacji, walczyć jako myśliwiec, pilot samolotu torpedowego czy wdawać się w pojedynki artyleryjskie.
I tu niestety wychodzi na jaw pierwsza poważna wada „Battlestations: Pacific”. Podstawowym manipulatorem obsługiwanym przez „Battlestations: Pacific” jest kontroler dla Xbox360. W instrukcji programu możemy przeczytać, że „pozostałe urządzenia sterujące nie są bezpośrednio obsługiwane”. Najbardziej oczywistym kontrolerem dla gry przynajmniej w połowie lotniczej jest zwykły joystick, ale „Battlestations: Pacific” wykrywa tylko niektóre modele. Nie zdołałem odgadnąć, wedle jakiej zasady przeprowadzany jest ten dobór – nie pomogła ani instalacja dedykowanego drivera, ani reinstalacja gry. Pozostała mi zatem tylko klawiatura z myszą. Na szczęście, przy arkadowym modelu lotu, można skutecznie sterować nawet takim zupełnie nieprofesjonalnym zestawem – kontrolowanie okrętów nie nastręcza żądnych trudności, w samolotach bombowych i torpedowych jest wykonalne, ale latanie myśliwcami to po prostu prawdziwy koszmar.
Screen z gry Battlestations: Pacific
Wątpliwości budzi też sposób celowania w myśliwcach. By nieco zwiększyć minimalny realizm, twórcy postanowili umieścić przed atakowanymi samolotami „punkt poprawki” (uwzględniający prędkość, z jaką porusza się cel). W zasadzie słusznie, ale czasami gdy strzelamy w najbardziej klasyczny sposób, siedząc przeciwnikowi na ogonie, punkt ten znajdujący się przed wrogim samolotem nie jest widoczny a my, nawet z najbliższej odległości nie możemy oddać celnej salwy. Trzeba też dodać, że walki powietrzne są mało dynamiczne, szczególnie w porównaniu z „Blazing Angels” czy „Secret Weapon Over Normandy”.
Screen z gry Battlestations: Pacific
Lepiej wypada morska część programu. Dowodzenie pancernikiem klasy South Dakota, który może oddać burtową salwę z dziewięciu dział 406 mm jest naprawdę niezwykłym przeżyciem. Co prawda więcej tu zabawy niż realizmu – perspektywa, w jakiej zrealizowano „Battlestations: Pacific” nie daje nam pełnego wyobrażenia o możliwościach wielkich okrętów, a bitwy czasem przypominają te z epoki admirała Nelsona – zdarzają się nawet sytuacje, kiedy pancerniki lub krążowniki strzelają do siebie burta w burtę. Mimo to, właśnie bitwy morskie, niezwykle efektowne i wymagające nieco więcej taktycznego myślenia, są najmocniejszą stroną „Battlestations: Pacific”.
Screen z gry Battlestations: Pacific
Graficznie program prezentuje się więcej niż dobrze, ale znów, zależy to od perspektywy jakiej używamy. W swej lotniczej części wygląda znakomicie – świetnie wykonano modele maszyn, powierzchnię Pacyfiku, chmury i wyspy. Trochę gorzej z okrętami, szczególnie, jeśli oglądamy je w dużym przybliżeniu – czasem możemy dostrzec „szwy” łączące tekstury czy marynarzy przechadzających się po pokładach z równym spokojem w trakcie zwykłego rejsu, jak i pod ciężkim bombardowaniem.
Choć „Battlestations: Pacific” jest raczej platformą do gry sieciowej (znalazło się w nim aż pięć trybów multiplayer), to twórcy zadbali też o tych użytkowników, którzy wolą kampanie dla pojedynczego gracza – łącznie mamy do dyspozycji dwadzieścia osiem rozdziałów (po czternaście dla każdej ze stron), każdy składający się z kilku połączonych ze sobą misji. Są też liczne zadania dodatkowe, za wykonanie których otrzymujemy punkty i dostęp do bardziej zawansowanych broni. Dodatkowym atutem, szczególnie dla miłośników historia militaris, będą zaimplementowane filmy – fragmenty kronik wojennych, zdradzające niejeden interesujący szczegół.
Screen z gry Battlestations: Pacific
„Battlestations: Pacific” to przyzwoicie wykonane połączenie gry RTT i arkadowego symulatora. Jeśli pominąć kłopoty z instalacją kontrolerów, program powinien zadowolić mniej hardcorowych miłośników gier wojennych, a, skoro morskich symulatorów wciąż jak na lekarstwo, i ci zainteresowani większą dawką realizmu mogą spróbować znaleźć w grze coś dla siebie.
Jan M. Długosz
Ocena: 70%
|
0% | 100% |
Zalety: bitwy morskie, swobodne przechodzenie pomiędzy jednostkami, dużo misji, bogaty tryb multiplayer.
Wady: zbyt uproszczony model lotu, kłopoty z obsługą niektórych modeli joysticków.
Dla rodziców: Program jest przeznaczony dla graczy co najmniej dwunastoletnich (PEGI 12+). Młodzieńcy już w tym wieku nie powinni mieć żadnych kłoptów z obsługą gry, z racji przyjętego modelu rozgrywki przemoc jest tu mało dosłowna.
Minimalne wymagania sprzętowe gry Battlestations: Pacific (PC): Procesor 3.0 GHz, 1 GB pamięci RAM, karta grafiki z 256 MB (GeForce 6800 lub lepsza), 8 GB wolnej przestrzenia na dysku twardym, Windows XP/Vista.
Battlestations: Pacific, gra strategiczna (RTT) od lat 12 (PEGI 12+), w polskiej wersji językowej. Producent: Eidos Hungary, dystrybutor: Cenega. Cena: 119,90 zł.
Przeczytaj także recenzje gier:
20 czerwca o godz. 19:14 42663
gralem w pierwsza czesc i bardzo mi sie podobala. B:P tez pewnie zakupie, ale poczekam troche az cena spadnie 😉
pozdrawiam
18 lutego o godz. 2:48 47806
Pierwsza część nadal ma się dobrze i ludziska młócą w multiplayer. Jak ktoś lubi te klimaty – pozycja obowiązkowa. Na http://www.battlestations.eu są darmowe mapki multiplayer do Midway.