Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.04.2011
czwartek

Oddworld Stranger’s Wrath – recenzja gry

28 kwietnia 2011, czwartek,

Dobry, (nie)zły, brzydki

Napisałem już w Technopolis wiele ciepłych słów o grach Lorne Lanninga, tak sugestywnie przedstawiających przedziwny świat Odd. Informacja o Oddboxie, czyli pecetowej reedycji wszystkich czterech z serii, była dla licznych fanów Mudokonów najlepszą wiadomością zeszłego roku. A najlepszą z kolei grą cyklu była – tu pozwolę sobie na arbitralną ocenę – utrzymana w niezwykłej, westernowej konwencji Stranger’s Wrath. Od poprzednich części różnią ją głównie dwie rzeczy – FPS-owa mechanika i fakt, że główny bohater wychodzi z roli ofiary i tym razem to on właśnie stanie się, najzupełniej dosłownie, łowcą – prawdziwym badassem Oddworldu.

Stranger jest łowcą nagród – zimnym i małomównym typem (bardzo podobnym do postaci kreowanych przez Clinta Eastwooda w spaghetti westernach Sergio Leone), utrzymującym się z dostarczania przedstawicielom miejscowego prawa poszukiwanych listami gończymi bandziorów. Grupa ta jest liczna, barwna, wielogatunkowa i zróżnicowana pod względem wykorzystywanych taktyk i uzbrojenia – każdy z nich jest otoczony mniejszą lub większą gromadą pomocników, których również możemy, za niewielka odpłatą, odstawić za kratki. Zaś sami, nomen omen, bossowie, są przykładem niezwykłej wprost kreatywności zespołu Oddworld Inhabitants – Fatty McBoomboom, Filthy Hands Floyd czy ciskająca nożami Jo’Mamma tworzą galerię naprawdę niezapomnianych postaci. Zdawać by się mogło, że ideowo nieużywający broni palnej łowca jest w tych konfrontacjach bez szans, jednak w zgodzie z ekologicznym przesłaniem całej opowieści sprzymierzeńcem Strangera jest natura – dysponuje on całą gamą „żywej amunicji”, wystrzeliwanej z mechanicznej kuszy. I biada temu, kto wpadnie w pierścień-pułapkę z krwiożerczych Fuzzles albo w strumień maszynowego ognia Stingbees. Zwykłe pokonanie przeciwnika to za mało – dead jest wart połowę tego, co Stranger może dostać za alive – a to jest już dużo trudniejsze i wymaga od nas chwili zastanowienia.


 
W grze jest dwanaście listów gończych (w tym jedno zadanie polegające na odbiciu cennego więźnia), ale powtarzalność misji nie wywołuje znużenia. Bo świat Strangera, jałowy i spalony słońcem jak klasyczne westernowe pogranicze, jest piękny i pomysłowo zaprojektowany, zamieszkały przez niezwykłe stwory i wypełniony niezwykłymi budowlami. Wśród prerii i kanionów napotykamy stare kopalnie, ogromne pordzewiałe maszyn, nieczynne fabryki – ślad, że Oddworld, a przynajmniej ta jego część, w której toczy się opowieść, ma w sobie jakąś ukrytą tajemnicę, której natury do końca gry nie zdołamy poznać.


    
Mimo przyjęcia FPS-owej konwencji, Stranger’s Wrath zachował też w swojej mechanice część charakterystycznych, zręcznościowych elementów, tak dobrze znanych z poprzednich Oddworldów – skakanie, wspinanie się po linach i… bieganie na czterech łapach, bo Stranger jest antropomorficzny tylko na pierwszy rzut oka. I kiedy już przyzwyczaimy się do historii, świata i głównego bohatera, nadchodzi (jak to w FPS-ach) moment, w którym postać jest już tak objuczona bronią, amunicją i doświadczeniem, że nieuchronny staje się zwrot akcji. I w tym właśnie momencie ten sztampowy, a więc wcale niezaskakujący zwrot akcji panowie i panie z Oddworld Inhabitants postanowili przekształcić w prawdziwy fabularny przełom – kto grał, wie o co chodzi, kto nie grał, niech zostawi sobie tę niespodziankę. Gra wypada z kolein, a sam Stranger staje się kimś zupełnie innym.

O ścieżce dźwiękowej Stranger’s Wrath pisałem już w Technopolis, dodam tylko tyle, że muzyka nic się nie zestarzała. Mniej łaskawie czas obszedł się z warstwą graficzną programu – wciąż jeszcze widać tu genialną rękę twórców, ale PC-towa wersja jest tylko prostym portem z konsolowej gry z 2005 roku – animacja jest płynna, ale modele postaci, tekstury i obiekty są mocno kanciaste. Twórcy konwersji mieli też przykrą niespodziankę dla właścicieli kart Radeon, które nie radziły sobie (mam nadzieję, że błąd jest już naprawiony) z pokazywaniem przeźroczystości wody. Wbrew pozorom, to duża uciążliwość, bo woda jest tu równie ważna, jak osoba głównego bohatera. W wielu znaczeniach…

Jednak mimo tych graficznych zgrzytów, Stranger’s Wrath jest wciąż świetną, klimatyczną i pomysłową grą (co najlepiej widać w scenach, w których twórcy sparodiowali desant na równie słynną, co nadużywaną normandzką plażę), z powtarzającym się indiańsko-ekologicznym przesłaniem, wybijającą się wysoko ponad gatunkowe schematy. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Oddworldu.

Jan M. Długosz

ps. Kilka dni temu Oddworld Inhabitants podało, że cała paczka Oddboxx pojawi się na GOG-u. Jeśli jeszcze nie graliście, kupcie ją koniecznie.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php