Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

8.06.2011
środa

„Mythos” – recenzja gry

8 czerwca 2011, środa,

Diabeł tkwi w szczegółach

Miłośnicy produkcji typu hack and slash nie mają ostatnimi czasy zbyt wielu powodów do narzekań. Jeszcze na dobre nie zdążyli nacieszyć się nieco nietypowym, rozgrywającym się w przestrzeni kosmicznej „Darkspore”, a już mogą odliczać dni do premier takich gigantów jak „Dungeon Siege 3” czy „Torchlight 2”. Jakby tego było mało, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że najpóźniej we wrześniu ruszy otwarta beta jednego z najbardziej oczekiwanych tytułów ostatnich lat – „Diablo 3”. Pytanie, czy wśród tak licznej konkurencji znajdzie się jeszcze miejsce na dziełko pokroju bezpłatnego „Mythos”?

Historia gry jest długa i zawiła a sięga roku 2006. Wtedy to bowiem pojawiły się pierwsze o niej wzmianki. Początkowo miała być jedynie platformą, na której testowano by możliwości silnika „Hellgate: London”, debiutu nieistniejącego już Flagship Studios, firmy założonej przez byłych pracowników Blizzard North, w przeszłości odpowiedzialnych za sukces serii „Diablo”, obecnie zaś, jako Runic Games, zajmujących się kontynuacją „Torchlight”. Szybko okazało się, że „Mythos”, ukrywający się wówczas pod nazwą „Project Tugboat”, ma wystarczający potencjał, by stać się samodzielną pozycją, jednakże ze względu na problemy finansowe prace nad nim zostały przerwane. Prawa autorskie przejęła w 2008 roku koreańska firma Hanbitsoft, która zdecydowała się na własną rękę ukończyć grę, nadając jej ostateczny szlif.

Akcja „Mythos” toczy się w baśniowo-fantastycznym, posttolkienowskim świecie Uld, odradzającym się powoli po mrocznych wiekach. Chociaż Siły Ciemności zostały rozbite, a wielu pradawnych bogów odeszło, Zło nie zniknęło, jego pomioty wciąż harcują po okolicznych wsiach, jaskiniach i lasach, porywają, mordują, kradną, sikają do studni. Kres temu może położyć tylko bohater. A najlepiej kilku.

Proces tworzenia postaci nie różni się zbytnio od tego, do czego przyzwyczaiły nas produkcje typu MMORPG. Jeżeli więc graliśmy w „World of Warcraft”, od razu poczujemy się jak u siebie w domu. Zaczynamy jak zwykle od wyboru rasy. I tu mała niespodzianka. Wśród istot, w jakie możemy się wcielić, nie ma ani krasnoludów, ani elfów (wreszcie ktoś zauważył, że nie tylko nimi fantastyka żyje; duży plus). Są za to uzdolnione technicznie gremliny, żyjący w zgodzie z naturą dumni satyrowie, ceniące rozwiązania siłowe cyklopy, no i oczywiście ludzie. Poszczególne rasy różnią się nieco początkowymi statystykami, lecz różnice te nie są na tyle duże, aby kierować się nimi przy doborze awatara. Podobnie jak w przypadku koloru skóry, długości włosów czy płci, decyzja kim zagramy jest w gruncie rzeczy czysto estetyczna i w przeciwieństwie do wielu innych tytułów, jak choćby „Lord of the Rings Online”, nie przekłada się na wybór klasy. Tych zresztą nie ma w grze za wiele, autorzy ograniczyli się bowiem jedynie do trzech (zabójczego Nimroda, władającego żywiołem ognia Piromanty i specjalizującego się w posługiwaniu się rozmaitymi technicznymi zabawkami Technologa), jednak także i tu czeka nas mała niespodzianka. W „Mythos” nie ma klasycznego podziału na walczących w zwarciu i z dystansu, zaś poszczególne klasy, dalekie od tradycyjnych wzorców, pozostawiają dużo swobody w interpretacji wybranej przez siebie roli.

Najlepiej pokazać to na przykładzie. Jeżeli zdecydujemy się na grę Nimrodem, otrzymamy dostęp do trzech drzewek rozwoju – Mistrza Ostrzy, Krwawego Siepacza i Szkarłatnej Dłoni. Pierwsze z nich zawiera umiejętności typowe dla wojownika: silne uderzenia, specjalizacje w broni, ciosy ogłuszające, bonusy do wytrzymałości itd. Drugie – dla złodzieja: wywoływanie efektu krwawienia, styl walki oparty na seriach szybkich cięć i pchnięć itp. Ostatnie najbliższe jest nekromancie, a pozwala nam na tworzenie sług z ciał poległych przeciwników, przywoływanie gradu krwi czy eksplozję zwłok. Jakby tego było mało, nic nie stoi na przeszkodzie, by wybierać co ciekawsze talenty z kilku drzewek naraz w celu poszukiwania nowych, interesujących połączeń. Za tak daleko posuniętą personalizację twórcom „Mythos” bez wątpienia należą się słowa uznania.

Sama rozgrywka nie różni się wiele od tego, do czego przyzwyczaiły nas klasyczne produkcje typu hack and slash. Zanim osiągniemy maksymalny 50. poziom, przyjdzie nam zwiedzić niezliczoną ilość losowo generowanych jaskiń, katakumb i lochów, zaklikać na śmierć tysiące mniejszych i większych potworów i wykonać setki questów. Niestety, mimo dużego potencjału, jaki „Mythos” bez wątpienia posiada, twórcom z Hanbitsoft nie udało się uniknąć jednej zasadniczej wady – pojawiającej się już po kilku godzinach nudy. Skąd się ona bierze? Otóż przyczyn jest kilka. Grze brakuje wyrazistej fabuły, która nadałaby jakiś głębszy sens naszym poczynaniom. Wprowadzenie ograniczone zostało do kliku linijek tekstu i jeżeli nie będziemy się dokładnie wczytywali w treść każdego zlecenia, odniesiemy wrażenie, że nasza postać pojawiła się znikąd i donikąd zmierza. Zresztą zadania, które opowiadałyby jakąś historię należą do mniejszości, większość zaś daje się opisać trzema słowami: przynieś, podaj, pozamiataj. Grze brakuje również odpowiedniego systemu nagród. Legendarne przedmioty wypadają z ciał zabitych mobów w ilościach wręcz hurtowych, często bez ładu i składu. Po pewnym czasie zupełnie traci się nimi zainteresowanie. Zdarza się także, że wracając z misji z kieszeniami wypchanymi epickim złomem, przypadkiem zabijemy jakieś bogu ducha winne zwierzątko, by odkryć ze zdziwieniem, że miało ono przy sobie lepszą broń niż sam król piekieł. Sytuacji nie poprawia również fakt, że w przeciwieństwie do takich tytułów jak „World of Warcraft”, gdzie od właściwego doboru wyposażenia zależy nasze być albo nie być, w „Mythos” kolekcjonowanie ekwipunku jest sztuką dla sztuki. Dzieje się tak dlatego, że gra jest zwyczajnie zbyt prosta. Pomimo licznych samobójczych szarż na niezliczone zastępy przeciwników oraz podejmowania się w pojedynkę zadań grupowych, nie udało mi się ani razu zginąć. A jak wiadomo – gdzie nie ma ryzyka porażki, tam nie ma satysfakcji ze zwycięstwa.

Dla gier typu MMO premiera to jedynie pewien etap w rozwoju, a zważywszy na fakt, że „Mythos” jest pozycją dopiero rozpoczynającą swą karierę (a do tego darmową), wiele mu można wybaczyć. Dziełko Hanbitsoftu bez wątpienia ma pewien urok, który sprawia, że mimo licznych wad chce się do niego wracać, lecz czy wystarczy to, by utrzymać się na rynku? Wszystko zależeć będzie od zainteresowania twórców doskonaleniem marki, od regularności, z jaką będą się pojawiały kolejne rozszerzenia, oraz od szybkości eliminowania wad, sygnalizowanych przez społeczność. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. Na razie jednak „Mythos” jest jedynie pewnym przerywnikiem w oczekiwaniu na prawdziwych pretendentów do miana króla hack and slash: „Torchlight 2” i „Diablo 3”.

Tomasz Kupiecki

Ocena: 60%

Zalety: Możliwości rozwoju postaci, nieinwazyjne mikropłatności, obszerny świat
Wady: Zbyt niski poziom trudności sprawiający, że gra szybko się nudzi

Dla rodziców: PEGI 12+

Wymagania sprzętowe gry Mythos: Procesor 1,8 GHz, 1 GB RAM, Karta graficzna 128 MB, około 1,5 GB miejsca na dysku twardym, system operacyjny Windows 2000/XP/Vista/7.

„Mythos”, MMO hack and slash, producent: Hanbitsoft, dystrybutor: Frogster, gra dostępna za darmo

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php