Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

14.02.2011
poniedziałek

„Back To The Future” – recenzja gry

14 lutego 2011, poniedziałek,

Powrót do przeszłości

Kiedy w tym samym czasie do kin trafia film, a do sklepów gra na jego podstawie, po tej drugiej raczej nie spodziewamy się niczego dobrego. Powstała jako zaledwie gadżet, ma przyciągnąć uwagę oszołomionych kinowym przeżyciem widzów. Pracujący pod presją czasu twórcy nie muszą się więc męczyć, by trafić do bardziej wymagających graczy. Jeśli jednak premiery filmu i gry dzieli ćwierć wieku, w czasie których filmowa produkcja osiągnęła status kultowej, sytuacja zaczyna wyglądać całkowicie inaczej. Nie mamy już do czynienia z bazującą na licencji zabawką, lecz z tytułem, który musi sprostać wymaganiom fanów. Samo przeniesienie filmowej fabuły na język gry nie wystarczy. Zamiast tego odbiorcy oczekują kreatywnej kontynuacji.

W tym zaś specjalizuje się wywodząca się w dużej mierze z przygodówkowego oddziału LucasArts ekipa Telltale Games, od lat racząca nas wysokiej jakości kontynuacjami przygód Sama i Maksa, Guybrusha Threepwooda czy adaptacją historii o przyjaźni Wallace’a i Gromita. O ile jednak poprzednie produkcje aż prosiły się o zrobienie z nich gier przygodowych, to pełna akcji, pościgów i efektów specjalnych komedia Roberta Zemeckisa wydawała się niezbyt dopasowana do ram zagadek i łamigłówek logicznych. Mimo to wystarczy przyjrzeć się dokładniej kierunkowi, w jakim zmierzają gry Telltale, by rozwiać te wątpliwości. Już w „Wallace & Gromit’s Grand Adventures: The Fright of Bumblebees” mieliśmy do czynienia z bardzo dynamicznym pościgiem, a ostatni sezon Sama i Maksa obfitował wręcz w sceny akcji, jednocześnie wciąż pozostając przygodówką.

Oczywiście nie obyło się bez ustępstw na rzecz przyspieszenia rozgrywki, ustępstw – dodajmy – od których rozbolałaby głowa miłośników gatunku wychowanych na wymagających zagadkach z „Gabriel Knighta” czy „Mysta”. Proste zadania, rozbudowany system podpowiedzi oraz zmniejszenie znaczenia przedmiotów do absolutnego minimum uczyniło gry szybszymi, a zarazem bardziej przystępnymi dla, niestety, coraz mniej wymagających graczy. Tą samą drogą podąża zaplanowana na pięć epizodów seria „Back To The Future”, co doskonale pokazuje jej pierwszy odcinek, „It’s About Time”.

Początek gry jest chyba najlepszym wprowadzeniem w znany z filmowej trylogii klimat. Nic nie mogło oddać go lepiej niż pamiętna scena testowania przerobionego na wehikuł czasu DeLoreana DMC-12. To swoisty hołd oddany serii, a zarazem moment, który do dzisiaj rozbudza wyobraźnię. Może jednak wprowadzać w błąd, sugerując, że mamy do czynienia z przeniesieniem na ekran pierwszej części Powrotu do przyszłości, podczas gdy w rzeczywistości jest to zaledwie wstęp przed właściwą, zupełnie nową historią.

 

Ta zaś rozpoczyna się, gdy w trakcie eksperymentu doktor Emmet Brown, szalony naukowiec, a zarazem przyjaciel bohatera, Marty’ego McFly, przenosi się w czasie i znika. Mijają tygodnie, lecz nie ma żadnej informacji na temat miejsca jego pobytu. Ostatecznie nadchodzi dzień, w którym organizowana jest wyprzedaż rzeczy doktora. To doskonała scena dla fanów trylogii, którzy wśród stosów przedziwnej elektroniki rozpoznają znajome wynalazki i znane z filmów przedmioty. Wtedy właśnie powraca DeLorean, ale bez kierowcy. Przywrócony z odmętów czasu przez mechanizm awaryjny, jest jedynym tropem, który może pomóc Marty’emu dowiedzieć się, gdzie przebywa doktor i, co najważniejsze, „kiedy”.

Dopiero gdy zdobędzie te informacje, będzie mógł odpalić DeLoreana i pomknąć na spotkanie z przygodą. W efekcie znajdzie się w sytuacji podobnej do tej, jaką pamiętamy z pierwszego filmu. Tu również zagrożony będzie bieg czasu, a każda pomyłka w przeszłości może prowadzić do drastycznej zmiany teraźniejszości.

Żeby tradycji stało się zadość, nie opuszczamy granic Hill Valley, sennego miasteczka w Kalifornii, wymyślonego wyłącznie na potrzeby Powrotu do przyszłości. Tym razem odwiedzimy znane lokacje, ale w zupełnie nowym przedziale czasowym. Dzięki temu lepiej poznamy dzieje miasta, a także dawne losy rodzin, z których wywodzą się bohaterowie.

Ich losy zabawnie splatają się ze sobą w niewiarygodny sposób, co tworzy doskonałe tło dla przedstawionej historii, a do tego niesamowicie wciąga. Być może dzięki wierności, z jaką oddano tak pamiętne lokacje, takie jak dziedziniec sądowy, a także doskonale napisanym dialogom. Te aż skrzą się od znanego z filmów humoru, a dodatkowo ubarwia je powrót Christophera Loyda jako doktora Browna. Marty również nie brzmi najgorzej, szczególnie, że twórcom udało się odnaleźć aktora o głosie podobnym do tego, jaki miał młody Michael J. Fox.

W grze nie da się zaciąć. Osoby o szczególnie leniwym usposobieniu mogą uprościć maksymalnie rozgrywkę, korzystając z obszernego, trójstopniowego systemu podpowiedzi, w którym pierwsza jest zaledwie wskazówką, podczas gdy ostatnia dokładnie wyjaśnia, co należy zrobić. Korzystanie z nich mija się jednak z celem, bo stracimy wtedy mnóstwo przezabawnych dialogów, które niekoniecznie służą popychaniu fabuły do przodu.

Poza tym zagadki trudno nazwać trudnymi, więc grę można traktować tak samo jak film, czyli jak lekką i przyjemną komedię fantastyczną. W tym przypadku trudno przedstawiać uproszczenie zabawy jako wadę, bo poziom trudności jest doskonale dobrany do tego, by bawić, a nie zniechęcać, choć czasami zdarzyć się może, że logiczne z pozoru rozwiązanie wcale nie jest tym, które od razu przychodzi nam na myśl.

Dla fanów „Powrotu do przyszłości” to pozycja obowiązkowa, ale i pozostali miłośnicy dobrego humoru i lekkiej fantastyki będą mieli świetną rozrywkę. Utrzymany klimat oryginału, fabuła, która z powodzeniem mogłaby stać się scenariuszem filmowej kontynuacji, doskonale dobrana obsada aktorska oraz świetne poczucie humoru czynią z niej jedną z lepszych gier ubiegłego roku. A raczej gierek – bo to w końcu zaledwie pierwszy odcinek. W sam raz na jakieś dwie godziny grania. Jeśli pomnożymy to przez pięć, uzyskamy przyzwoitą przygodówkę. Oczywiście pod warunkiem, że następne epizody utrzymają poziom pierwszego.

Artur Falkowski

Ocena: 80%

0% 100%

Zalety: Umiejętne oddanie klimatu filmowej trylogii; smaczki i nawiązania dla fanów Powrotu do przyszłości; doskonały humor słowny i sytuacyjny; dobra obsada aktorska.

Wady: Brak wyzwań dla bardziej wymagających graczy.

Dla rodzicówGra jest odpowiednia dla graczy powyżej 12 roku życia, jednak do jej zrozumienia wymagana jest znajomość języka angielskiego.

Wymagania sprzętowe gry Back to the Future: procesor 1,8 Ghz, karta graficzna 256 MB, 2 GB RAM, Windows XP/Vista/ Win 7.

Back to the Future, gra przygodowa, od lat 12, w angielskiej wersji językowej. Deweloper: Telltale, dystrybutor: Telltale. Cena całej serii: 24,99 $.

 

Polacamy także:

„Sam & Max Season 1: Culture Shock” – recenzja gry

„Sam & Max: the Penal Zone” – recenzja gry 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Nie pozostaje mi nic innego jak napisanie tekstu o wersji na iPADa :).

  2. @Sonia
    No to czekamy 😉
    JMD

  3. Dobra recenzja ale wychwyciłem dwa błędy:

    – System podpowiedzi jest czterostopniowy, ale ilość stopni zależy od złożoności zadania.

    – Fabuła „rozpoczyna się, gdy w trakcie eksperymentu doktor Emmet Brown, szalony naukowiec, a zarazem przyjaciel bohatera, Marty?ego McFly, przenosi się w czasie i znika.”. Nie, to nie tak – wprowadzenie, nawiązujące do początku pierwszego filmu nie jest niczym innym jak trochę pokręconym snem Marty-ego – jest to wyraźnie pokazane i powiedziane w fabule gry. Fabuła natomiast nie rozpoczyna się w trakcie żadnego eksperymentu, podczas którego Emmet znika (??!) tylko po prostu jakiś czas po zakończeniu trzeciej części filmu (w której Emmet postanowił kontynuować podróże w czasie / żyć na dzikim zachodzie, a Marty wraca do 1986 roku, gdzie DeLorean ulega zniszczeniu na torach). Co działo się między trzecią częścią, a fabułą gry i skąd nagle pojawił się kolejny DeLorean – jest opowiedziane w znacznym stopniu w drugim epizodzie.

  4. Dziękuję za spostrzegawczość.

    Jeśli chodzi o system podpowiedzi, odniosłem wrażenie, że jest trójstopniowy. Nie korzystałem z niego jednak na tyle często, by zauważyć, że ich liczba zmienia się w zależności od komplikacji zadania.

    Jeżeli chodzi o rozpoczęcie historii, w pierwszym epizodzie nie doszukałem się informacji odnośnie dokładnego umieszczenia fabuły w czasie. Wiadomo jedynie, że był rok ’86, a Doc zniknął w trakcie jednej ze swoich podróży-eksperymentów (i nie miałem tu na myśli snu – sekwencji otwierającej). Równie dobrze mogła to być jedna z wypraw po przygodzie na Dzikim Zachodzie.

    Jak rozumiem, informacje na temat tego, co dokładnie się stało i w którym momencie serii umiejscowiona jest fabuła, znajdują się w drugim epizodzie, który jeszcze nie wyszedł, gdy powstawał powyższy tekst. Dziękuję więc za to za uzupełnienie historii, a jednocześnie zrobienie mi jeszcze większego apetytu na część drugą. Spróbuję jak najszybciej nadrobić te zaległości.

    Pozdrawiam

css.php