ZACZAROWANY OŁÓWEK
Tym razem powstrzymam się przez formalnymi zawijasami – „Maks i zaczarowany ołówek” (proponowana przeze mnie lokalizacja oryginalnego „Max and the Magic Marker”) to gra urokliwa i prosta. A że prostota ta została osiągnięta w bardzo inteligentny sposób, czas spędzony z małym Maksem sprawia po prostu przyjemność.
Bezpretensjonalny „Maks” to dziecko niewielkiej, duńskiej wytwórni niezależnej Press Play, stworzonej w 2006 roku przez Rune Dittmera, Mikkela Thorsteda i Olego Teglbjarga. Początkowo panowie zajmowali się grami flashowymi i ślady tej tradycji widoczne są także w „Zaczarowanym ołówku”. Po pierwsze, Maks przekracza bariery systemów – i jest dostępny na PC, na Maka oraz Wii. Po drugie, ze względu na naturalne ograniczenia technologii akcent położony zostaje na główkowanie, a nie wizualne fajerwerki. Nie oznacza to jednak graficznej zgrzebności. Wręcz przeciwnie, świat Maksa narysowany został z wielką kulturą. Na przykład początkowe plansze przywodzą na myśl sielskie krajobrazy Bullerbyn. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że Dania nie jest częścią Szwecji. Nie jest, prawda? Podobnie muzyka – dotrzymuje kroku oprawie plastycznej.
Ramowa historyjka pełni jedynie rolę koła zamachowego – rudowłosy chłopiec lekkomyślnie rysuje potworka, paskuda wymyka się spod kontroli, Maks wskakuje więc do rysunkowego świata, żeby zapobiec dalszym kłopotom. I jak to w platformówkach bywa: idziemy w prawo, idziemy w prawo… W wędrówce pomagamy sobie tytułowym zaczarowanym markerem (ołówkiem) – dorysowując mosty, daszki, schodki, pochylnie, i wszelkiego rodzaju elementy, które umożliwią Maksowi pokonanie kolejnych przeszkód. Proste, ale jak to ładnie działa. Nasze rysunki obdarzone są bowiem pewną masą, a więc i bezwładnością, i w wielce realistyczny sposób oddziaływują z pozostałymi elementami na zróżnicowanych planszach, co należy brać pod baczną uwagę.
Gdybym musiał marudzić, napisałbym, że jednoczesne rysowanie za pomocą myszki trzymanej w prawej dłoni i sterowanie ludkiem za pomocą palców dłoni lewej sprawia pewien kłopot, szczególnie gdy sytuacja na planszy jest dynamiczna, ale w końcu chwytne mamy tylko dwie kończyny i za tę niedogodność winić należy ewolucję, a nie (przemiłych skądinąd) Duńczyków. Być może, gdybym wstał lewą nogą, zwróciłbym uwagę na wkradającą się tylnymi drzwiami pewną powtarzalność schematów postępowania, ale jak jej uniknąć przy zachowaniu platformowej konwencji – doprawdy nie wiem.
„Zaczarowany ołówek” został obsypany przeróżnymi nagrodami, nie tylko w kategorii gier niezależnych. I słusznie. Gwarantuje kilka sensownie spędzonych godzin – poczucie, że w zabawę zaangażowane były więcej niż trzy neurony. Dzieciom nie zaszkodzi, a nawet, jak sądzę, może pomóc, zmuszając je do myślenia. „Maks i zaczarowany ołówek” jest kolejnym, po opisywanych przez nas „World of Goo” i „Machinarium”, dowodem na to, że gdzieś tam, w świecie gier, wciąż istnieje inteligentne życie.
Karol Jałochowski
Ocena: 90%
Zalety: Urok, inteligencja, grywalność. Wady: Drobne usterki techniczne. Minimalna powtarzalność zadań. Dla rodziców: Pegi 7 + „Max and the Magic Marker!” – gatunek: gra platformowa na PC i Mac; producent i deweloper: Press Play; PEGI: 7; polski wydawca: IQ Publishing. Cena w wersji online (na stronie maxandthemagicmarker.com): 15 euro; cena wersji pudełkowej 49,90. |
Polecamy także: