Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

19.04.2010
poniedziałek

„Just Cause 2” – recenzja gry

19 kwietnia 2010, poniedziałek,

Screen z gry Just Cause 2JUST OPOS

Opos krótkoogonowy (Monodelphis domestica) jest gatunkiem torbacza z rodziny dydelfowatych. Torbaczem wyjątkowym, bo pozbawionym torby. Zamieszkuje lasy tropikalne Ameryki Południowej. A jak ten sympatyczny ssak ma się do „Just Cause 2”? Wcale się nie ma. I na tym polega analogia między nimi. Opos ma się tak do JC2, jak JC2 do zdrowego rozsądku, czyli nijak. Ale powiem więcej: bardzo dobrze, że tak się właśnie ma. W tym jego siła.

Nie mam pojęcia, jak się grało w pierwszą część „Just Cause”, wiem jednak, jak się gra w drugą: znakomicie. Teoretycznie nie ma w niej nic wyjątkowego (tym nieco rożni się od wspomnianego oposa). Jest osadzoną w środowisku sandbox grą akcji, która to akcja obserwowana i inicjowana jest z perspektywy trzeciej osoby. Było już parę podobnych (GTA itd.). Zadania polegają na wykonywaniu dość banalnych misji zasadniczych i pobocznych (są ich w sumie setki) oraz zwiększaniu entropii na pozornie idyllicznym, a w rzeczywistości toczonym przez polityczne liszaje, azjatyckim archipelagu Panau.

Screen z gry Just Cause 2

Mówiąc językiem ludzi – chodzi o generowanie maksymalnego zamieszania. Mówiąc jeszcze prościej – chodzi o wybuchy. Dużo wybuchów. Środowisko naturalne oraz infrastruktura miejska Panau są niezwykle zróżnicowane, co może być przyczyną estetycznych wzruszeń. Ale nie to w JC2 wzrusza najbardziej.

 

Podobnie jak w JC1, tak i w JC2 animowany przez nas agent specjalny, zdecydowanie antymetroseksualny Rico Rodriguez wyposażony został w sprzęt, który jego projektanci zwędzili z kantorka Batmana – hak na długiej, mocnej lince, oraz spadochron. W pakiecie dołożyli Ricowi umiejętności Jamesa Bonda (licencja pilota i na zabijanie). Za ich sprawą – oraz dzięki dostępności dziesiątków różnych środków lokomocji, z których przesiadać się można w biegu, w locie, w dowolny sposób – Rodriguez przemieszczać się może ze zwinnością małpy (między drzewami też) i tylko od gracza zależy, jak tę zwinność wykorzysta (polecam przytroczenie się do przedziurawionej kulą z karabinu butli z gazem). Każdą z misji bowiem wykonać można w niezliczonych wariantach – od trywialnego ataku na główkę, po wirtuozerski desant z powietrza. I to już, w odróżnieniu od samych zleceń, może (ale nie ma przymusu), wymagać pewnej inwencji, która bywa zresztą pozytywnie punktowana przez system rozgrywki, co w JC2 ujmuje najbardziej. To nie piaskownica, a cały plac zabaw.

Screen z gry Just Cause 2 

Zabawki w tym ogródku jordanowskim działają bez zarzutu. Silnik Avalanche 2.0 się nie krztusi. Więcej – daje niebywałe wręcz poczucie przestrzeni i dynamiki. Co zaś istotne z punktu wiedzenia codziennej praktyki gracza – lewele i cutscenki załadowują się błyskawicznie, nie zakłócając płynności rozgrywki. Punkty kontrolne rozmieszczone są na tyle często i rozsądnie, by dawać graczowi satysfakcję w pokonywania kolejnych odcinków, a zarazem nie demonstrować wyższości gry nad graczem.

Screen z gry Just Cause 2

Dodatkowa zaleta JC2 polega na tym, że Panau kryje w sobie wiele kinder niespodzianek, czyli jajek wielkanocnych – obiektów żywych i martwych, odniesień do toposów popkultury, dla których warto zboczyć z głównego kursu rozgrywki. Szukajcie, a znajdziecie (podpowiedzi w sieci). Właśnie – gdyby podjąć karkołomną próbę zdefiniowania ośrodka mocy JC2, byłyby nią prawdopodobnie akcent na twórcze poszukiwania oryginalnych rozwiązań dość trywialnych questów – i niczym nie skrępowana wędrówka lądem, morzem i powietrzem; włóczykijowska łazęga.

Screen z gry Just Cause 2

Czas wrócić do Monodelphis domestica. Ten wdzięczny beztorbi (beztorbowy?) torbacz bywa często używany w laboratoriach jako zwierzę testowe. Między innymi dlatego, że mały opos ma pewną zadziwiającą cechę. Jego rdzeń kręgowy zrasta się zaraz po przecięciu. Z „Just Cause 2” jest dokładnie tak samo. Ta rozrywka, mimo iż czasowo odmóżdża tego, kto się jej poddaje, nie czyni żadnych trwałych szkód na umyśle. Nie pytajmy o sens, nie pytajmy o szczątkową fabułę, o głupawych oponentów, nie zastanawiajmy się, skąd Rico bierze te wszystkie spadochrony, i czy nie boli go graba, w której dzierży linkę. „Just Cause 2” to gra prosta, bezpretensjonalna, nie aspirująca do żadnej innej ligi poza zabawkową. Doskonała rzecz.
 
PS. Więcej o obyczajach oposów: klik

Karol Jałochowski

Ocena: 90%

0% 100%

Zalety: Kosmiczna grywalność, niebywałe poczucie swobody i przestrzeni.

Wady: Podejrzana chyżość pojazdów, niska inteligencja przeciwników, schematyczność zadań, wtórność wobec pierwszej odsłony JC.

Dla rodzicówPEGI 18. Przemoc obecna, ale granicę wiekową chyba nieco zawyżono.

„Just Cause 2”: gatunek: TPP, gra akcji, sandbox; producent: Avalanche Studios; wydawca: Eidos Interactive; dystrybutor: Cenega Poland; cena wersji Xbox 360: około 200 zł.

Polecamy także:

 „The Saboteur” – recenzja gry

„Bayonetta” – recenzja gry

„X-Men Origins: Wolverine” – recenzja gry  

 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php