Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

18.01.2010
poniedziałek

„James Cameron’s Avatar: The Game” – recenzja gry

18 stycznia 2010, poniedziałek,

Screen z gry Avatar The GamePUSZKA Z PANDORĄ

W dwóch słowach o „James Cameron’s Avatar: The Game”? Nie warto. Za krótko? Zatem w trzech. Naprawdę nie warto. Wciąż za mało? Otworzę więc, choć niechętnie, tę puszkę.

Jej zawartość stanowi liniowa jak wzór metra spod Paryża historia pozbawionego cech szczególnych bohatera zwanego Ryder, zmilitaryzowanej osoby płci męskiej lub żeńskiej (do wyboru gracza), który trafia na pokryty lasem deszczowym księżyc zwany Pandorą, by wykonać serię trywialnych zadań na rzecz RDA – korporacji wyzyskującej lokalne zasoby naturalne oraz gnębiącej tubylczą ludność Na’vich. Stopień złożoności owych questów (przynieś, podaj, pozamiataj) idzie w parze z charakterologicznym i werbalnym bogactwem postaci, które przyjdzie bohaterowi napotkać na swojej drodze. Szczęśliwie interakcja między nimi została sprowadzona do absolutnego minimum. Kiedy już interlokutorzy powiedzą, co skryptem zostało przewidziane, nawet posuwając się do użycia przemocy bezpośredniej zdesperowany bohater nie jest w stanie wybudzić ich ze stanu somnambulicznego otępienia.

Screen z gry Avatar The Game

Skoro o skryptach mowa – gdyby je zebrać, ułożyłyby się w swoiste kuriozarium. Mamy więc dzikie bestie, które jednych bohaterów gryzą, innych bez widocznego powodu oszczędzając; widzimy Nav’ich we wściekłym szale atakujących wraki porzuconych pojazdów (czasem szarżujących też w jakże ułatwiającym sprawną ich eliminację równym szeregu); zastępy niezabijalnych, jak również pojawiających się i znikających jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki postaci (przypadłość ta dotyczy również przedmiotów, dużych i małych) czy wreszcie samochody zapalające się w kontakcie w wodą (tak, tak – H2O). Te i liczne inne fenomeny wirtualnej Pandory podsuwają myśl, że gdyby natura posługiwała się algorytmami choćby minimalnie zbliżonymi do tych, których użyli deweloperzy „Avatara”, nawet Darwin by się w niej nie rozeznał.

 

Techniczny niedorozwój „Avatara” znajduje dopełnienie w grubo ciosanym i odbierającym wszelką frajdę z rozgrywki systemie sterowania bohaterem, mniej niż umiarkowaną możliwością jego kształtowania, oraz żenująco niskiej jakości animacji całości dzieła. Analogicznie jest z poziomem sztucznej inteligencji oponentów. Zachowują się oni tak, jak gdyby instynkt samozachowawczy czy myślenie strategiczne nie były na Pandorze czynnikami wpływającym na zdolność przetrwania.

Screen z gry Avatar The Game

Gdyby tylko nośność ogólnego zamysłu była na tyle duża, by utrzymać ciężar tych najbardziej podstawowych błędów… Ale tak nie jest. Wprawdzie w pewnej chwili gracz ma możliwość dokonania nacechowanego moralnie wyboru, przedstawicielem której rasy (człowiekiem, czy swoim błękitnym avatarem) będzie kontynuował grę, ale potem nie otrzymuje już żadnej szansy na to, by dać wyraz swym – oczywistym w kontekście rozwoju rozgrywki – wątpliwościom natury etycznej. Mamy więc jednoznacznie cnotliwych Na’vich oraz przedstawicieli Homo sapiens, do których jak ulał pasują słowa prezesa największej obecnie partii opozycyjnej: „Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym”. Przystąpienie do dowolnej ze stron oznacza wejście na tę samą w zasadzie ścieżkę, której celem będzie wytępienie napotkanych przeciwników.

Screen z gry Avatar The Game

Gdyby pokusić się o spisanie grzechów głównych branży gier wideo, „Avatar” dostarczyłby nie poszlak, a twardych dowodów jej winy. Lista jest długa: chciwość, cynizm w wykorzystaniu sprzyjającej koniunktury, niedbałość wykonania, pretensje intelektualne w połączeniu z prymitywizmem ich zobrazowania. Przede wszystkim zaś oburzająco wręcz bezczelny stosunek do tych graczy, którzy ośmieliliby się mieć pytania związane z miałkością rozgrywki. Jak symptomatycznie rzecze jedna z pobocznych postaci gry – pytana przez głównego bohatera o istotę wykonywanej przez niego misji: „Nie przejmuj się szczegółami, nie mamy czasu!” Czyżby te właśnie słowa posłużyły producentom tego kosmicznego bubla – prawdopodobnie usiłującym w pośpiechu ukończyć „Avatara” przed premierą filmu – za myśl przewodnią? 

Screen z gry Avatar The Game 

„Avatar” w wersji kinowej stanowi wprawdzie kolejny remake poprawnościowej historii zespolonej ze środowiskiem naturalnym Pocahontas oraz zacnego reprezentanta najeźdźców Johna Smitha (dowód tutaj), i boleśnie uświadamia ograniczenia ludzkiej wyobraźni, która – choć imponująca – stwarzając nowe światy zwykle jedynie ekstrapoluje te dobrze już znane, ale bezsprzecznie wysiłek Jamesa Camerona zwiastuje technologiczną rewolucję w kinie.

Produkt Ubisoftu niczego nie zwiastuje – może poza (oby!) ofensywą producentów niezależnych, którzy, wykorzystując powiększającą się niszę, poza naturalną chęcią zrobienia pieniędzy będą kierowali się również chęcią zrobienia czegoś tak, po prostu, jak należy.

Karol Jałochowski

Ocena: 30%

0% 100%

Zalety: Nietuzinkowy świat Pandory, który nie jest jednak dziełem twórców gry, a reżysera filmu.

Wady: Wszystkie grzechy główne producentów gier wideo. Pytanie za 10 punktów: Co podkusiło Jamesa Camerona do opatrzenia tego produktu swoim nazwiskiem.

Dla rodzicówPEGI 12+.

James Cameron’s Avatar: The Game”; gra akcji; platforma: PSP, PS3, Xbox 360; produkcja i dystrybucja: Ubisoft; cena wersji Xbox 360: około 220 złotych.

Polecamy także:

„Assassin’s Creed II” – recenzja gry

„Red Faction: Guerrilla” – recenzja gry

„Batman: Arkham Asylum” – recenzja gry (PC)   

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 10

Dodaj komentarz »
  1. Zgadzam się w 100% z recenzją… może dla graczy anglojęzycznych będzie jakąś osłodą Pandorapedia… bardzo się zawiodłem.

  2. Bo tę grę powinni zrobić Na’vi, a nie pazerne prostaki z Ziemi.

  3. @ tetelo
    Rzekłaś.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. yeah, „such is showbiz,remeake, remix, retold…”
    nota bene: w essen(niemcy) ruszyl wlasnie musical „yes, we can”
    o, oczywizda, obamie…glowa sie odrywa od krecenia.

  6. Co prawda komentarz nie do końca o grze ale jako ze odniesienia do Pocahontas pojawiły sie i tu czuje się w obowiązku sprostowac. 🙂

    Krążąca po kulturze opowieść o Pocahontas i Johnie Smith-ie to mdławy romans spopularyzowany sporo czasu po faktycznych wydarzeniach z bardzo wyraźną kolonialną agendą. O czym wiele osób zapomina, koniec końców Pocahontas przechodzi na chrześcijaństwo, opuszcza swoją dzicz i znajduje szczęscie u boku białego męzczyzny (John Rolfe) w białym kraju. Wymowa tejże historii jest chyba raczej klarowna zaś kultura anglo-amerykańska do początków wieku XX pełna jest podobnych opowieści usprawiedliwiających podboje kolonialne i wykazujących wyższość „białego” stylu zycia nad przywiązaniem do natury.

    Przy całej swojej schematyczności (jeśli założymy – a nie jest to założenie chyba zbyt karkołomne, że funkcjonuje on jako legenda i opowieść mitopodobna ta schematyczność jest warunkiem koniecznym – w przypowieściach nie ma miejsca na moralną dwuznaczność), „Avatar” jest opowieścią o białym człowieku, który odrzuca cywilizację, technikę i racjonalizm i – jak to się ładnie mówi po angielsku – „goes native”. A to jest KOLOSALNA różnica. Porównanie opowieści o Pocahontas i wymowy „Avatara” to trochę tak jak powiedzenie, że nie ma różnicy czy w pojedynku między Dawidem i Goliatem zwycięża jeden czy drugi.

    Opowieść „Avatara” może się oczywiście nie podobać i ja sam nie uważam jej za doskonałą, ale jeśli już krytykujemy to róbmy to w sposób zdyscyplinowany.

  7. @ Paweł Frelik

    Ależ cieżkie działo wytoczyłeś 🙂
    100% racji. Szacunek. Pocahontas to nie Avatar. Dawid nie Goliat.

    Ale dowody, które przedstawiam (link w tekście) świadczą o przyjętej przeze mnie, świadomie, konwencji. Żart taki.

  8. Gah! I na pozbawionego poczucia humoru wyszedlem.

  9. Może to nie było takie oczywiste jak sądziłem…

    Inna sprawa, że „Avatar”, ten filmowy, JEST zlepkiem wielu fragmentów do cna już zgranych klisz, sklejonych nieskomplikowaną, by rzec delikatnie, fabułą. Taki trochę „Tańczący z wilkami, we mgle, w kosmosie”…

  10. Pytanie można sobie postawić proste: czy gdyby Avatar (film) był standardowy, 2d i animowany tradycyjna kreska, bez wodotryskow to poszedł byś do kina? Tu się forma liczy, nie treść. Treść nie może za bardzo razić, dominować, wiec bezpiecznie jest zagrać pewniakami. W grze chyba forma coś nie bardzo, a ze treść za filmem idzie, to produkt się nie udał.

    ps. eh… przypomniały mi się lata studiów, kiedy to można było godzinami rozprawiać na temat rzeczy, których się nie widziało/słyszało.

  11. Gra ma liczne wady lecz jest dosyc dobra najlepsze w grze sa pojazdy rda i navi.

css.php