Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

20.03.2008
czwartek

Wojownicy przyszłości

20 marca 2008, czwartek,

żołnierzWIECZNA WOJNA

Dyskusja, jaką wywołuje projekt modernizacji armii amerykańskiej (Future Combat System), w istocie nie dotyczy technologii, tylko kwestii najważniejszej: wojny we współczesnym i przyszłym świecie.

Mają być sieciowe jak Internet, mobilne jak telefonia komórkowa, intuicyjne jak gra komputerowa; tak brzmi najkrótsza charakterystyka przyszłych działań zbrojnych, zgodnie z rewolucyjnym programem modernizacji armii realizowanym w Stanach Zjednoczonych.

Future Combat System (FCS), czyli system zarządzania polem walki przyszłości, kosztować będzie, bagatela, jakieś 230 mld dol. Realizuje go 550 wykonawców i podwykonawców z 41 stanów USA. To podobno najlepszy sposób w Stanach, by uczynić przedsięwzięcie nieśmiertelnym – żaden polityk w Waszyngtonie nie zdecyduje się na zablokowanie prac, jeśli skutkiem miałoby być zahamowanie strumienia federalnych pieniędzy do ich okręgu wyborczego.

Na FCS składać się będzie 14 nowych rodzajów uzbrojenia i elektroniczne wyposażenie: bezzałogowe roboty latające i pełzające, automatyczne czujniki ruchu, bezprzewodowe kamery połączone razem z żołnierzami w wielką sieć. Ludzie i maszyny mają być w nieustannej łączności ze sobą. Dysponując doskonałą wiedzą o sytuacji na polu walki, dostarczaną przez wszystkie możliwe źródła informacji – od lokalnych czujników po dane z satelitów – żołnierze przyszłości będą w stanie szybciej i skuteczniej wykonywać swoje misje, mniej przy tym narażając się na niebezpieczeństwo. Sporą część brudnej roboty mają bowiem wykonywać automaty, znane już z ostatnich wojen w Afganistanie i Iraku.

Sercem FCS będzie specjalne oprogramowanie; prace nad jego przygotowaniem koordynuje Boeing. W efekcie powstanie największy najprawdopodobniej system informatyczny, liczący blisko 64 mln linii informatycznego kodu. Oprogramowanie ma być zdolne do samonaprawy, tak, by ewentualne przerwy w łączności w bojowej sieci nie trwały dłużej niż ułamki sekund. Ambicje jednak kosztują; rachunek tylko za drugą fazę integracji tego systemu, która ma zakończyć się w 2009 r., przekroczy 26 mld dol.

Wielka modernizacja

Future Combat System to element wielkiego projektu transformacji amerykańskiej armii do wyzwań XXI w.; modernizacji najdroższej w historii i najgłębszej od czasu wcześniejszej rewolucji, spowodowanej doświadczeniami II wojny światowej, w wyniku których nastąpiła pełna mechanizacja sił zbrojnych oraz pojawił się nowy, niezwykły rodzaj broni: bomba atomowa (a później termojądrowa), a perspektywę strategiczną wyznaczały realia zimnej wojny.

Realia te zaczęły szybko się zmieniać po 1989 r., wraz z rozpadem Układu Warszawskiego. Spektakularnym epilogiem zimnej wojny okazała się pierwsza wojna międzynarodowej koalicji przeciwko Irakowi Saddama Husajna, który licząc na zamieszanie na świecie zaanektował Kuwejt. Ruszyła przeciwko niemu wielka wojenna machina, ponad pół miliona żołnierzy wspieranych przez najnowocześniejszą technikę wojskową.

Wojna miała klasyczny przebieg: po wielodniowym przygotowaniu, polegającym na nieustannych bombardowaniach irackich pozycji, do boju ruszyły dywizje pancerne. Po stu godzinach ofensywy nie było już z kim walczyć. Łatwość wygranej zaskoczyła wojskowych dowódców, którzy spodziewali się o wiele mocniejszego oporu ze strony przeciwnika, zaprawionego w ośmioletniej wojnie z Iranem. Opinia publiczna była przygotowywana na straty przekraczające 30 tys. ofiar, zginęło ok. 400 żołnierzy sprzymierzonych.

Potem nastała nowa epoka. Wojna na Bałkanach i długotrwała niezdolność Zachodu do interwencji, która mogła ograniczyć rozmiar jugosłowiańskiej tragedii, odsłoniła braki zarówno w doktrynie, jak i organizacji sił zbrojnych. Dwa lata później, w 1993 r., Amerykanie zaangażowali się w misję pokojową w Somalii, by odkryć, że radykalnie zmienił się społeczno-polityczny kontekst prowadzenia wojny.

Jeszcze w 1991 r. opinia publiczna, wychowana na scenariuszach wojny termojądrowej, akceptowała ofiary liczone w tysiącach. W 1993 r. nie wytrzymała śmierci 18 żołnierzy zabitych podczas nieudanej interwencji w Mogadiszu. Telewizyjne obrazy zbezczeszczonych ciał okazały się silniejsze od politycznej woli kontynuacji misji. Amerykanie wycofali się.

Rok później, gdy w Rwandzie wybuchła ludobójcza wojna domowa, nikt nawet nie kiwnął palcem. Potem, w 1995 r., generał Robert H. Scales junior, kierujący projektem Army After Next, przeprowadził serię gier wojennych. Jeden ze scenariuszy zakładał, że Irańczycy opanowali stolicę Arabii Saudyjskiej i rozpoczęli publiczną, transmitowaną przez telewizję egzekucję rodziny królewskiej. W odpowiedzi ruszył zespół interwencyjny posługujący się ciężkim sprzętem i starą doktryną. Ta gra ujawniła ostatecznie, że armia projektowana na potrzeby zimnej wojny jest nieadekwatna do współczesnej rzeczywistości.

W stronę sieci

Po 1989 r. bowiem zmienił się świat, pojawiły się nowe powody, dla których zaczęły wybuchać wojny, pojawiły się także nowe sposoby prowadzenia działań zbrojnych. Pod wpływem rewolucji telekomunikacyjnej zmieniło się także społeczeństwo: komputery osobiste, Internet, telefonia komórkowa walnie przyczyniły się do narodzin społeczeństwa sieciowego. Gęstniejąca międzyludzka komunikacja przyczyniła się do erozji starych, hierarchicznych struktur społecznych, które miały sens w dobie informacyjnego monopolu. W chwili, gdy bariery dostępu do informacji i wiedzy obniżyły się, wiele tradycyjnych instytucji życia społecznego, gospodarczego, politycznego stało się zbędnych.

Przemianom tym bacznie przyglądał się oficer marynarki wojennej Arthur C. Cebrowski, Polish-American, typowy frontowy żołnierz z doświadczeniem z Wietnamu i Iraku. W 1991 r. Cebrowski spotkał lotnika Johna Garstkę. Jak odnotowuje Noah Shachtman, amerykański dziennikarz wojenny, obu oficerów połączyło wspólne zainteresowanie religią i nowoczesną technologią.

Iracka operacja Pustynna Burza, podczas której przetestowano wiele rodzajów nowego inteligentnego uzbrojenia (smart weapons), m.in. precyzyjne pociski samonaprowadzające, pokazała, że informatyka może być bardzo skutecznym sposobem zwiększenia killing ratio, współczynnika śmiercionośnej efektywności.

Cebrowski i Garstka postanowili pójść dalej i przeprowadzić w wojsku podobną reorganizację, do jakiej w życiu cywilnym doprowadziło połączenie komputerów w sieci. Wszak Internet ma rodowód wojskowy; czas, by dorosłe dziecko spłaciło dług wdzięczności pogrążonemu w lekkiej sklerozie rodzicowi.

W 1998 r. w czasopiśmie „US Navy” pojawił się artykuł: „Network Centric Warfare: Its Origin and Future” (Sieciocentryczna wojna. Jej początek i przyszłość). Autorzy zaczęli ten tekst marksowską w istocie deklaracją: „Narody walczą w taki sposób, w jaki wytwarzają bogactwo”.

Warto pamiętać, że był to okres apogeum pierwszej gorączki internetowej, związany z narodzinami Nowej Gospodarki, zapowiadającej nadejście frictionless capitalism (kapitalizm bez tarcia). Owo tarcie występujące w starym kapitalizmie, czyli wszelkie niedoskonałości rynku, wynikać miały z nierównego dostępu do informacji. Technologie teleinformatyczne radykalnie zmniejszyły tę informacyjną asymetrię.

Cebrowski i Garstka pilnie obserwowali zmiany w gospodarce, których jednym z symboli była ekspansja największej na świecie sieci handlowej Wal-Mart, która dzięki nowej logistyce i strukturze organizacyjnej opartej na Internecie radykalnie zwiększyła efektywność operacyjną.

Shachtman wyjaśnia te inspiracje: „Biurokratyczne, rozlazłe monstrum – czy nie brzmi to znajomo dla wojskowych uszu – potrafi automatycznie zamawiać nową żarówkę w chwili sprzedaży poprzedniej. Magazyny, a także kasy połączone są w sieć. W sieci są także dostawcy sprzedający Wal-Martowi żarówki. Jeśli więc taka korporacja jest w stanie połączyć wszystko ze sobą i osiągnąć większą efektywność, potrafi to również amerykańska armia”.

Koncepcja Cebrowskiego i Garstki znalazła wdzięcznego słuchacza w osobie Donalda Rumsfelda. Gdy ten został sekretarzem obrony po wygranej George’a Busha w wyborach prezydenckich w 2000 r., powierzył wiceadmirałowi Cebrowskiemu w październiku 2001 r. kierowanie Biurem Transformacji Sił Zbrojnych. Wojna z terrorem przechodziła z fazy retorycznej do praktycznej, szykowana interwencja w Afganistanie otwierała pole do przetestowania sieciowych koncepcji.

Idea, że połączeni informatyczną siecią żołnierze tworzą efektywniejszą strukturę, zapewniającą więcej bang for the buck (skutek na dolara), bardzo się podobała nowemu władcy na Pentagonie. Oznaczała bowiem, że kolejną wyprawę do Iraku można przeprowadzić zabierając nie pół miliona, lecz tylko 150 tys. żołnierzy.

Koncepcja NCW, mimo że była w początkowej fazie wdrażania technicznego, sprawdziła się pod względem operacyjnym zarówno w Afganistanie w 2002 r., jak i w Iraku w 2003 r. Kłopoty zaczęły się później, gdy wyszło na jaw, że wygrana bitwa nie oznacza wygranej wojny. Że połączona w sieć kompania doskonale radzi sobie z wielokrotnie nawet silniejszym przeciwnikiem na polu walki, zupełnie jednak nie nadaje się do odbudowy ładu w liczącym kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców mieście. Zwłaszcza gdy każdy z tych mieszkańców może być partyzantem, a w żaden sposób nie widać tego z satelitów, ani nie można wyczytać w Google.

Krnąbrny przeciwnik

Okazało się zresztą, że przeciwnik zastosował tę samą broń. Generał John Abizaid, dowódca sił amerykańskich w Iraku, stwierdził wprost: „Przeciwnik jest lepiej usieciowiony niż my”. W jaki sposób? Wyjaśnia Shachtman: „Każda nowa kawiarenka internetowa staje się centrum operacji powstańczych. Każdy nowy maszt telefonii komórkowej powiększa powstańczą sieć o kilkaset węzłów”.

W 2005 r. Arthur Cebrowski odszedł z przyczyn zdrowotnych na emeryturę. Chwilę po rezygnacji poddał ocenie koncepcję NCW. Podczas konferencji poświęconej bezpieczeństwu narodowemu bronił swego stanowiska, twierdząc, że od transformacji sił zbrojnych nie ma odwrotu.

Ostrą krytyką odpowiedział Ralph Peters, autor opracowania „Beyond Baghdad: Postmodern War and Peace” (Ponad Bagdad: Ponowoczesna Wojna i Pokój). Stwierdził, że doktryna Cebrowskiego nie nadaje się do prowadzenia wojny z terrorem, bo terroryści sami do perfekcji opanowali sztukę działania w sieciach. Robią to lepiej od amerykańskich wojskowych, bo łączą znajomość nowoczesnych technologii sieciowych z doskonałą znajomością sieci społecznych, w których przyszło im działać.

To właśnie te społeczne sieci są nieprzenikliwe dla amerykańskich technologii, a tym samym niemożliwe staje się uzyskanie przewagi informacyjnej nad przeciwnikiem. Odwrotnie, to przeciwnik dysponuje przewagą.

żołnierze
Fot. Makinano/Department of Defense

W debacie wystąpił także wspomniany generał Scales, który stwierdził, że po 10 latach transformacji sił zbrojnych i po doświadczeniach realnych wojen czas na spokojną analizę tego, co w nowej doktrynie działa, a co należy zmodyfikować. Cebrowski zmarł jesienią 2005 r. pokonany przez raka, Biuro Transformacji Sił Zbrojnych zostało rozmontowane. Polityczny sponsor Donald Rumsfeld stracił posadę w Pentagonie. John Garstka nadal pracuje w Departamencie Obrony, odsunięty jednak na boczny tor.

W Stanach Zjednoczonych trwa natomiast debata nad dalszym finansowaniem Future Combat System. Z jednej strony trudno projekt zatrzymać ze względów politycznych, z drugiej zaś wiele wątpliwości budzi sensowność angażowania astronomicznych kwot w rozwój systemu niegwarantującego obiecanej skuteczności. Wszak Irak pokazał, że zabrakło głównie żołnierzy, nie technologii, by dobrze wypełnić misję. W 2009 r. Kongres USA zdecyduje, czy utrzymać finansowanie projektu, informuje Alec Klein z „Washington Post”.

Koniec wojny?

Dyskusja, jaką wywołuje projekt modernizacji armii amerykańskiej, w istocie nie dotyczy technologii, tylko kwestii najważniejszej: wojny we współczesnym i przyszłym świecie. Szalone lata 90. ubiegłego stulecia rozpoczęły się pod znakiem końca historii, wizji sformułowanej przez amerykańskiego filozofa polityki Francisa Fukuyamę.

Po upadku komunizmu, ostatniego totalitarnego eksperymentu kwestionującego uniwersalność projektu liberalnej demokracji, nie ma już żadnych wątpliwości. To właśnie liberalna demokracja jest zwieńczeniem ewolucji systemów społeczno-politycznych, stwierdził filozof inspirowany historycystyczną myślą Hegla. Prędzej czy później wszystkie kraje zaakceptują system liberalnych rządów demokratycznych.

A skoro tak, to w przyszłym świecie zapanuje wieczny pokój, wszak demokracje nie prowadzą ze sobą wojen, jak udowodnił teoretycznie Immanuel Kant. Myśl Kanta rozwinął twórczo na podstawie badań empirycznych Thomas L. Friedman w teorii złotych łuków, wyłożonej w bestsellerze „Lexus i drzewo oliwne”.

Friedman przekonuje, że kraje, w których zainstalował się McDonald’s – a więc znajdujące się na odpowiednim poziomie rozwoju cywilizacyjno-gospodarczego, by restauracyjna sieć chciała w nich inwestować – nie prowadzą wojen. Wniosek stąd prosty: promocja rozwoju gospodarczego jest najlepszym sposobem promocji pokoju na świecie. Czyż zresztą Unia Europejska nie jest najlepszym dowodem, że dobrobyt może spacyfikować najbardziej nawet zakrwawiony region świata?

Marsz pokoju poprzez świat można i należy przyspieszać interwencjami o charakterze nie tyle militarnym, co policyjnym. Interwencja NATO w Kosowie i bombardowanie Serbii było przecież tylko trochę bardziej wyrazistą dyplomacją, polegającą na wysyłaniu Miloszeviciowi bombogramów, których treść zrozumiał po dłuższym oporze i poddał się. Interwencję tę analizował Michael Ignatieff w książce „Virtual War”, dobrze ilustrującej, w jaki sposób myśleniem strategicznym końca XX w. zawładnęła liberalno-technologiczna utopia.

W XXI w. wróciliśmy do rzeczywistości, twierdzi Colin S. Gray, profesor z University of Reading w Wielkiej Brytanii, przez 25 lat doradca ds. strategii rządów brytyjskiego i amerykańskiego. Nabierające rozpędu stulecie będzie, jak głosi tytuł jego książki „Another Bloody Century”, kolejnym krwawym wiekiem.

Kto bowiem chce zrozumieć przyszłość wojny, nie powinien szukać odpowiedzi w utopiach i teoretycznych rozważaniach filozofów. O wiele lepszą nauczycielką jest w tym przypadku historia, z której wynika, jak już dostrzegł Platon, że tylko „martwi widzieli koniec wojny”, a wojna jest nieodłącznym składnikiem ludzkiej kondycji.

Brutalny realizm Graya szokuje, bo wywraca na nice wszelkie optymistyczne iluzje. Żaden z istotnych powodów, dla których prowadzi się wojny, a które wymieniał już wielki grecki historyk Tukidydes w „Wojnie peloponeskiej”, nie wyczerpał się. Tym bardziej nie straciło na aktualności wielkie dzieło Karla von Clausewitza „O wojnie”.

Gramatyka wojny

Pruski generał postanowił przed dwustu laty zrozumieć istotę wojny. W tym celu zaproponował kilka definicji, najsłynniejsza mówi, że wojna jest kontynuacją polityki za pomocą innych środków. Te środki to zorganizowana przemoc, której celem jest poddanie przeciwnika swojej woli.

Tego właśnie rozumienia wojny trzyma się Gray, twierdząc, że definicja Clausewitza ma charakter uniwersalny i wieczny, a kto mówi inaczej, jest niebezpiecznym pięknoduchem. Jak długo bowiem będzie istnieć polityka (a ta jest przecież, wiemy już od Arystotelesa, najbardziej ludzką z ludzkich namiętności, wyróżniającą nasz gatunek wśród innych zwierząt), wojna będzie realną opcją.

Polityka rządzi się swoją logiką, którą ujawnił Nicolo Machiavelli, pokazując, że nie można do spraw publicznych przykładać prywatnej moralności. Wojna z kolei, jak wykazał Clausewitz, nie ma określonej logiki, ma natomiast własną gramatykę. Wojny nie da się prowadzić w sposób naukowy, nie da się jej sprowadzić do techniki. Działania zbrojne są tylko i wyłącznie funkcją politycznego celu. Zasadniczą cechą gramatyki wojny jest nieprzewidywalność rozwoju sytuacji, stąd wynik kolejnych bitew nigdy nie jest z góry przesądzony.

Amerykanie wygrali w Iraku zmagania o Bagdad, nie osiągnęli jednak politycznego celu – nie ustanowili nowego trwałego ładu. Słowna żonglerka, że obecny etap interwencji w Iraku ma charakter misji stabilizacyjnej, nie zasłoni faktu, że wojna nie została ciągle rozstrzygnięta, tym bardziej wygrana. Przeciwnik ciągle stosuje zorganizowaną przemoc, by osiągnąć swoje polityczne cele. To, że tym przeciwnikiem nie jest regularna armia, nie zmienia rzeczywistości.

Gray dalej twierdzi, że wbrew opiniom wielu analityków wojskowych, wieszczących nastanie epoki wojny IV generacji, w której dominują działania zbrojne prowadzone przez formacje niereprezentujące żadnych organizmów państwowych, często o terrorystycznym zapleczu, asymetryczne w sensie użytych środków technicznych – sytuacja taka nie jest niczym nowym. Historia uczy bowiem, na przykładzie niezliczonych wojen partyzanckich i podjazdowych, że przeciwnik sięga po taki sposób prowadzenia działań zbrojnych, jaki uznaje za dobry dla siebie, a nie taki, jaki nakazuje teoria.

Sposoby te, jak np. wykorzystanie przez zamachowców z Al-Kaidy wypełnionych cywilami samolotów pasażerskich, by zbombardować Nowy Jork, budzą oczywistą moralną odrazę. Nie zmienia to jednak faktu, że są wyrazem naturalnej dla wojny innowacyjności techniczno-organizacyjnej, której celem jest zaskoczenie przeciwnika i uzyskanie nad nim przewagi. Strateg nie powinien moralizować, ma myśleć i przygotowywać się do niewyobrażalnego.

Doczytać Clausewitza

Wojna jest wieczna tak samo jak polityka – mówi Gray. By więc przyszłą wojnę zrozumieć, należy najpierw zrozumieć rozwój strategii politycznych aktualnych i przyszłych podmiotów gry na globalnej szachownicy. Gray nie ma wątpliwości, że w najbliższym czasie czeka nas okres wojen asymetrycznych, takich, jakie trwają w Iraku, Afganistanie, na Bliskim Wschodzie i w wielu miejscach świata. W wojnach tych regularne armie muszą angażować się do walki z amorficznym przeciwnikiem, stosującym taktykę wojny partyzanckiej.

W nieodległej przyszłości należy jednak spodziewać się wzrostu prawdopodobieństwa wybuchu regularnych wojen między państwami. Można się bowiem spodziewać nałożenia kilku czynników prowadzących niektóre z państw do sięgnięcia po to brutalne narzędzie polityki.

Po pierwsze, pojawi się „presja maltuzjańska”; dostęp do wielu zasobów stanie się bardzo problematyczny. Gdy rynek zacznie zawodzić jako regulator dostępu do żywności, surowców energetycznych, gdy zacznie brakować wody, zapewnienie społeczeństwu tych surowców stanie się wyzwaniem strategicznym.

Dodatkowo w tym samym czasie radykalnie wzmocni się ekonomiczno-polityczna rola wschodzących mocarstw, jak Chiny i Indie, które najprawdopodobniej zaczną odczuwać potrzebę zmiany równowagi sił na politycznej arenie. Czy nowe rozdanie, które z dużym prawdopodobieństwem rozpocznie się od aneksji Tajwanu przez Chiny, zakończy się tylko na wymianie not dyplomatycznych?

Wyzwania strategiczne i przyczyny przyszłych wojen (regularnych – o panowanie nad światem i asymetrycznych – wyrażających politykę lokalną) nie definiują z góry, jak będą wyglądać przyszłe zmagania zbrojne. W równym stopniu zależą one bowiem od dostępnych środków technicznych, jak i kultury regulującej normy zachowań. Na razie w zamożnych społeczeństwach ponowoczesnych przyzwoleniu na wojnę towarzyszy radykalna zmiana wyobrażenia wojennego zaangażowania.

Za brudną robotę odpowiedzialni są zawodowcy, epoka powszechnego poboru wydaje się równie odległa jak wojny napoleońskie. Nawet jednak zaangażowanie profesjonalnych sił zbrojnych wywołuje olbrzymie emocje, a śmierć każdego żołnierza jest opłakiwana przez całe społeczeństwo, przy wtórze rozhisteryzowanych mediów. Stąd tak silne parcie na rozwój technologii, które mogłyby zastąpić ludzi na polu walki.

Gray radzi jednak, by znowu spojrzeć w historię. Gramatyka wojny mówi, że wojna jest pojedynkiem, w którym przeciwnicy angażują swoje siły do ekstremum i tylko cel polityczny może poskromić niszczycielską pasję, która bez tego hamulca doprowadziłaby do kompletnego wyniszczenia.

Mówiąc wprost, jeśli polityczna stawka będzie odpowiednio wysoka, miejsce dzisiejszych wojen wirtualnych zajmą ponure wojny z użyciem broni jądrowej włącznie. To, że przez cały okres zimnej wojny udało się uniknąć nuklearnej katastrofy, nie oznacza, że nie jest ona zapisana jako realna opcja w strategiach państw atomowych.

Realistyczny pesymizm Graya zyskuje wzmocnienie w najnowszej książce René Girarda „Achever Clausewitz” (Dokończyć Clausewitza). Sędziwy francuski antropolog, podobnie jak brytyjski politolog, jest admiratorem myśli pruskiego generała. Dostrzega w niej jednak nie tyle kwintesencję myślenia strategicznego, ile doskonały wyraz wiedzy antropologicznej.

Dla Graya wojna jest wieczna, bo wieczna jest polityka. Dla Girarda wojna jest wieczna, bo człowiek naznaczony jest pasją przemocy, uwarunkowaną tyleż biologicznie, co kulturowo. Źródła kultury tkwią w pierwotnej przemocy, a sama wojna jest integralną częścią kultury.

Wojna jest niewątpliwie ponurym przedsięwzięciem, kiedy to „ojcowie muszą grzebać swoich synów”, jak pisał Herodot. Czy jednak nie jest paradoksalną cena, jaką musi płacić człowiek, by mogły istnieć społeczeństwa? Tylko człowiek zdolny do wojny zrozumieć może pokój – pisał filozof Emmanuel Levinas. Si vis pacem, para bellum?

Edwin Bendyk

Tekst opublikowany w 14. wydaniu „Niezbędnika inteligenta”, dodatku do tygodnika „Polityka” (10/2008).
 

CZYTAJ TAKŻE:

Początki wojny inteligentnej – Rewolucja technologiczna oznaczała również konieczność przeprowadzenia rewolucyjnych zmian w wojsku.
Bajty w boju – Wojna w Iraku, podobnie jak operacja Pustynna Burza sprzed 14 lat, stała się dla Amerykanów okazją do wypróbowania nowej doktryny wojennej.

   

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. Polecam ksiazke Mary Kaldor „Stare i nowe wojny”. Nader pouczajaca. Powinna byc obowiazkowa lektura politykow i wojskowych… wszelkiej masci.

  2. Wojna to jest zadanie dla Handlowcuw co widza w tym kase dla siebie.

    Dlaczego?

    Poniewasz tylko oni sa w stanie muwic z takim zapalem i przekonywac do swoich raci.
    Umiarkowani nawet jesli chcieli by wojny w slusznej sprawie nie wciskaja nikomu nic na sile ..

    Tak jak to robia Handlowcy

  3. Kup Bron!!….
    Zaatakuj go!!…..
    Bron sie on cie zaatakuje!!…..

    Puki polityka bedzie mieszac sie z Handlem nie bedzie latwo pozbyc sie wojen
    Trzeba ich jakos rozdzielic,.

    Polityk to ten co dziala dla ludzi a nie dla kasy….

css.php