Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

22.02.2008
piątek

Gears of War – recenzja gry

22 lutego 2008, piątek,

Gears_of_War_okladkaZABAWA Z BAGNETEM ŁAŃCUCHOWYM

Krwawe, brutalne i bezdennie głupie – tak można scharakteryzować większość shooterów. Na całym świecie powstają co roku setki gier, które można opisać w powyższy sposób. Czasem jednak wśród nich pojawia się program, który choć posiada wszystkie atrybuty gatunku (krwawe, brutalne…) jest grą wybitną. Najczęściej dzieje się tak wtedy, gdy twórcy nie chcą nam sprzedać niczego poza dobrą zabawą. I takim właśnie programem jest „Gears of War”.

Pecetowy „Gears of War”, jak zapewne wiedzą wszyscy miłośnicy gatunku, jest konwersją przeboju wydanego w 2006 roku na platformę Xbox 360.

Program został stworzony przez znakomite studio Epic Games (seria Unreal) i w ciągu nieco ponad roku sprzedał się w czterech milionach kopii. Nic zatem dziwnego, że „Gears of War”, który miał być „eksklusivem” na nowego Xboxa, został jednak wydany również na platformę PC.


Do wykonania konwersji „Gears of War” wybrano polską firmę People Can Fly, znaną dotąd jedynie z produkcji horroru FPS „Painkiller”. Warto dodać, że w lipcu 2007 roku większość udziałów People Can Fly została wykupiona właśnie przez Epic Games.
 

Gears_of_War1.jpg
Screen z gry

„Gears of War” opowiada historię kilku ostatnich dni niezwykle brutalnej wojny pomiędzy ludźmi – kolonizatorami podobnej do Ziemi planety Sera, a zamieszkującą jej wnętrze rasą, nazwaną przez ludzi „szarańczą”. Koloniści zbudowali na powierzchni Sery kwitnącą, choć zmilitaryzowaną cywilizację.

Czternaście lat przed wydarzeniami opowiedzianymi w „Gears of War” ludzie zostali niespodziewanie zaatakowani przez szarańczę, która wypełzła z ciągnących się pod ziemią tuneli. Większość populacji zginęła w ciągu zaledwie kilku dni od inwazji, nielicznym udało się przetrwać na terenie skalistej, niedostępnej dla szarańczy, doliny Jacinto. To miejsce stało się ostatnim bastionem i bazą wypadową dla oddziałów, wciąż walczących z rodowitymi mieszkańcami Sery. 

Mordy wy nasze

Główny bohater „Gears of War”, noszący komiksowe nazwisko Marcus Fenix, odsiaduje długoletni wyrok w najcięższym więzieniu wojskowym w Jacinto. Sytuacja ludzi jest tak ciężka, że wojskowi muszą sięgną do najgłębszych rezerw, Marcus Fenix otrzymuje więc szansę rehabilitacji na polu walki, do której zresztą wcale się nie pali. Marcus zostaje członkiem drużyny Delta, a po śmierci dowodzącego oficera sam staje na czele oddziału.

Drużyna Delta składa się z czterech, naprawdę wyjątkowych typów: czarnoskórego siłacza „Lokomotywy” Cole’a, technicznego geniusza Damona Bairda, najrozsądniejszego z całej paczki Dominica Santiago oraz wspomnianego już Markusa Fenixa, którego najłatwiej scharakteryzować nieco wyświechtanym określeniem „maszyna do zabijania”.
 

Gears_of_War4.jpg
Screen z gry


Każdy z tych dżentelmenów, łącznie z robiącym za inteligenta Bairdem, wygląda jak kulturysta, który przesadził, i to bardzo, z zażywaniem sterydów. A mordy mają takie (przepraszam, ale słowo „twarze” w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru ich fizjonomii), że przeciętny polski gangster wygląda przy każdym z nich jak student (i to dzienny) dajmy na to, filologii klasycznej.

Najbardziej podoba mi się w nich to, że ci faceci naprawdę kochają to, co robią. Czyli – strzelanie, rzucanie granatów, a nade wszystko – krojenie przeciwników „bagnetem łańcuchowym”, czyli motorową piłą umieszczoną pod przednim chwytem karabinu „Lancer”. Do tego jeszcze żołnierze Delty mają poczucie humoru (Marcus stojący przed zamkniętymi drzwiami do Dominica – „Masz kod dostępu?”. Dominic – „Taa, tylko zostawiłem w drugich spodniach.”)

Najczęściej drużyna Delta dzieli się w walce na dwa zespoły, a prowadzony przez gracza Marcus jest wspierany przez jednego z kolegów. W odróżnieniu od innych strzelanek, w których stosowano to rozwiązanie, wsparcie kolegi z oddziału nie jest iluzoryczne – każdy z nich potrafi być naprawdę przydatny.

Z kolei sam Marcus może pomagać towarzyszom broni – osłaniać ogniem i „podnosić”, gdy któryś zostanie ciężko ranny i staje się niezdolny do walki. Mimo noszenia ciężkiego pancerza żołnierze Delty są dość wrażliwi na ostrzał, a w grze nie znajdziemy ani jednej apteczki. Zamiast nich Marcus posiada zdolność szybkiej regeneracji. By jednak ta nastąpiła, bohater musi choć na chwilę wydostać się spod ognia.
 

Gears_of_War2.jpg
Screen z gry
 

Młotem w bossa

Gracz dysponuje jedynie czterema slotami – trzema na broń palną i jednym na granaty. Broń jest dość konwencjonalna, żadnych laserów czy podobnych wynalazków. Podstawowym uzbrojeniem jest wspomniany już karabinek „Lancer”, uniwersalny, bardzo szybkostrzelny (można przenieść do 660 nabojów) i doskonale sprawdzający się w każdych, poza walką z ostatnim bossem, warunkach. Do tego pistolety, granatniki, snajperka i, oczywiście, strzelba do walki na bliski dystans.

Najpotężniejszy z całego arsenału jest „Młot świtu”. Nie jest to broń w dosłownym znaczeniu, raczej urządzenie wskazujące dla satelity, atakującego z orbity namierzony cel wiązką słonecznego światła. „Młot świtu” może załatwić każdego przeciwnika, jest tylko jedno „ale” – musi być jasno… A to ograniczenie projektanci poziomów wykorzystują przeciw nam dość często, co bywa kłopotliwe, bo niektórych bossów nie da się ubić niczym innym.

Przeciwnicy dzielą się na wiele kategorii: uzbrojeni rozmaicie żołnierze szarańczy, pojawiająca się wraz z nimi podziemna fauna Sery oraz kilka rodzajów naprawdę wielkich potworów. Szarańcza, która jako gatunek ma strukturę podobną do roju owadów (robotnicy, wojownicy, królowa) atakują całymi hordami, lecz nie robią tego bezładnie.
 

Gears_of_War5.jpg
Screen z gry
 

Trzeba przyznać, że AI, i to obu stron, to jeden z najmocniejszych elementów „Gears of War”. Sama walka jest bardzo szybka, a sytuacja zmienia się dynamicznie. Mnóstwo wrogów, mnóstwo amunicji – walka w „Gears of War” to czysta adrenalina i, aż wstyd się przyznać, niesamowita frajda.
 
Uproszczone do maksimum sterowanie zdradza konsolowy rodowód programu, i jest niezwykle łatwe do opanowania. Postać sterowana przez gracza nie porusza się szybko – może co prawda w chwili zagrożenia puścić się sprintem, ale tylko przez chwilę.

Świetnie rozwiązano wykorzystanie osłon – wystarczy jedno kliknięcie, a Marcus automatycznie kryje się przed ogniem za workami z piaskiem, betonowymi kolumnami czy wrakami pojazdów. Potrafi też zza nich strzelać „na ślepo”, choć rezultaty są zazwyczaj mizerne. Nie sprawdza się za to sposób rzucania granatów – celowanie zajmuje zbyt wiele czasu. 

Zagrajmy w to jeszcze raz

W „Gears of War” znajdziemy trzy poziomy trudności (przy pierwszym przejściu dostępne są tylko dwa) które możemy zmieniać w trakcie rozgrywki. Kilka razy będziemy musieli wybrać jedną z dwóch możliwych dróg, różniących się pomiędzy sobą poziomem trudności i rodzajem wykonywanego zadania. Jest więc powód, by przejść grę przynajmniej jeszcze raz.
 

Gears_of_War3.jpg
Screen z gry
 

Graficznie program przypomina ostatnie działo Epic Games – „Unreal Tournament III„. Trudno powiedzieć o wykreowanym przez grafików świecie, że jest ładny, ale z pewnością jest „klimatyczny”. Zarówno zrujnowane miasta, jak i podziemne korytarze, w których przyjdzie nam walczyć robią naprawdę duże wrażenie.

Zastrzeżenia można mieć jedynie do dwóch rzeczy – wysokich wymagań sprzętowych, ale te w przypadku konwersji nie powinny dziwić, i braku magicznego klawisza F9. Gra zapisuje się tylko w punktach węzłowych, co najbardziej irytuje przy dwudziestej próbie przejścia jedynej w grze misji wykonywanej na czas.


Zobacz gameplay gry:

Nie odnalazłem w „Gears of War” zapowiadanych elementów horroru. Może dlatego, że grając cały czas miałem wrażenie, że programiści Epic Games puszczają do mnie oko, znakomicie bawiąc się konwencją. Marsowe miny przełożonych Marcusa, przeloty śmigłowcem jak z „Plutonu”, dość, w gruncie rzeczy, groteskowe portrety głównych bohaterów, krew bluzgająca na ekran monitora po ranach zadanych „bagnetem łańcuchowym” – tego wszystkiego nie da się po prostu traktować poważnie.

I właśnie dlatego „Gears of War” jest taką świetną grą, w której nie chodzi o nic innego, jak tylko o dobrą zabawę. Fakt, że dla dorosłych. Ale to akurat jest napisane wyraźnie na pudełku.

Jan M. Długosz
 

Ocena: 5,7/6 

Zalety: Świetny, szybki, zabawny shooter dla pełnoletnich.
Wady: Duże wymagania sprzętowe, brak quick save’a. 

Dla rodziców: Tylko i wyłącznie dla dorosłych graczy! 

Wymagania sprzętowe „Gears of War”: Procesor Intel 2,4 GHz lub AMD 2.0 GHz, 1 GB pamięci RAM, karta graficzna GeForce 6600 / ATI X700, 12 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym. 

Kup„Gears of War”, gra akcji (TPP), od lat 18, gra z polskimi napisami, cena: 129,90 zł. Dystrybutor: CD Projekt.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. 1. To nie koniec wojny jak można usłyszeć w outrze:)
    2. Cole i Baird należą do oddziału Alpha, potem zostają przyłączeni do Delty, szczególik dla purystów.
    3. Z horrorem to fakt, jedyny moment, który jako tako by pod to podpadał to martwi wisielcy wyskakujący nagle w więzieniu
    4. i jeszcze co do SI sojuszników, to w wersji konsolowej to był czynnik, który zniechęcił mnie do ukończenia gry na średnim poziomie trudności. Dom pchał się gdzie nie trzeba ciągle 🙂

  2. Coś mnie Pan słabo skrytykował tym razem 😉
    Ad1 – A i owszem, nawet w pojawił się teaser 2 części, ciekawe czy tym razem wyjdzie od razu wersja na PC?
    Ad2 – Cole i Baird należą do Alfy, ale tylko przez chwilę.
    Wielkie dzięki za komentarz i pozdrowienia z frontu walki z szarańczą 😉

  3. E, krytykować nie lubię, ogólnie styl w jaki (ok, umówmy się na tego Pana) Pan pisze mi pasuje, spokojna relacja normalnego gracza, bez podniecania się grafiką itd 🙂

  4. „Gra zapisuje się tylko w punktach węzłowych, co najbardziej irytuje przy dwudziestej próbie przejścia jedynej w grze misji wykonywanej na czas.”

    hm. tak się składa, że na czas trzeba grać więcej niż raz .. ja póki co naliczyłem trzy razy, ‚recenzent’ chyba przeszedł pierwszą godzinę gry i nie grał dalej.

css.php