„Devil May Cry 4” nie pozostawia wątpliwości w kwestii kto jest królem gier Action TPP. Nowe dziecko Capcomu brutalnie pokazuje wszystkim swoim konkurentom, gdzie jest ich miejsce w szeregu.
Największym zaskoczeniem dla fanów z pewnością był fakt, iż w grze głównym bohaterem nie jest Dante, słynny zabójca potworów (i przy okazji syn „renegackiego” demona o imieniu Sparda, który sprzeciwił się szefowi wszystkich szefów piekielnego świata). Co więcej, od początku gry wydaje się, że protagonista tym razem jest przedstawiony jako… antagonista.
Oto bowiem na wyspie Fortuna ma swoją siedzibę tajny zakon rycerzy, których celem od wieków było bronienie świata ludzi przed demonami. Jednym z tych wojowników jest impulsywny Nero, na pierwszy rzut oka – niepokojąco podobny do Dantego. Podczas ceremonii, pokazanej w intro (notabene wyśmienicie zrealizowanym) dochodzi do zamachu na wielkiego mistrza zakonu. Mordercą jest pewien „nieznajomy” (choć nie aż tak bardzo nieznajomy dla miłośników serii „DMC”). Łańcuch wydarzeń zapoczątkowanych tym incydentem sprawi, że Nero zostanie wciągnięty w wielką aferę.
Screen z gry Devil May Cry
Nie oszukujmy się, w grach TPP fabuła nigdy nie odgrywała większego znaczenia. W „DMC4” jest ona przewidywalna i chwilami naiwna, aczkolwiek trzyma się kupy. Spora dawka humoru przewijająca się w cut scenkach i dialogach z pewnością ożywia historię.
Jeśli chodzi o przerywniki filmowe, to już od początku intro można zobaczyć, że są one zrealizowane na mistrzowskim poziomie – dynamiczne, efektowne, w bajecznej oprawie graficznej. Sprawiają wrażenie, że oglądamy jakiś serial typu „anime” (bo całe uniwersum i design postaci jest w stylu mangowym). Wielbiciele epickich pojedynków rodem z „Final Fantasy: Advent Children” będą zachwyceni.
Screen z gry Devil May Cry
Miłośnicy Extreme Combat TPP patrzący na mechanikę również odczują satysfakcję. W grze cały czas się coś dzieje i – co najważniejsze – walki ani przez chwilę nie stają się nudne. Cut scenki, minigierki i przerywnikowe zagadki pozwolą nam odetchnąć i zebrać siły do przyjęcia kolejnej dawki adrenaliny.
Wraz z postępem fabuły odblokowujemy coraz to nowsze „zabawki” dla bohatera, zbieramy też punkty, za które możemy rozwijać umiejętności i poznawać combosy przypisane konkretnemu stylowi walki. Mamy tu, oczywiście, walkę mieczem, strzelanie, a także np. błyskawiczne uniki.
Screen z gry Devil May Cry
Komputer cały czas oblicza tzw. punkty stylu za jakość prowadzonych przez nas starć, co będzie rzutować na ostateczną ocenę przejścia konkretnego levelu. Na poziomie „Człowiek” zdobywanie wysokich rang z każdą misją może nie jest zbyt wielkim wyzwaniem, ale twórcy gry nie zapomnieli o „hardcorowych” wyjadaczach tego gatunku i dodali kolejne stopnie trudności, zaczynając od „Łowcy demonów” (z wdzięcznym podpisem: „dla tych, co już posłali do piachu legiony demonów”).
Plansze, których design potrafi zapierać dech w piersiach również mają klasę . Niestety, gdy przejdziemy ponad połowę gry, poszczególne mapy i motywy zaczną się powtarzać aż do końca rozgrywki. Wielka szkoda.
Screen z gry Devil May Cry
Największą bolączką pecetowej wersji „DMC4” jest strasznie niewygodne sterowanie. Jak pod względem technicznym nie można nic zarzucić tej konwersji, to prowadzenie bohatera (a tym bardziej walczenie) jest bardzo utrudnione. Warto zatem zainwestować w pada, chyba że kłopoty ze sterowaniem potraktuje się jako dodatkowe podniesienie trudności rozgrywki, jeśli komuś jest jej jeszcze mało.
„Devil May Cry 4” w gatunku Action TPP jest według mnie pewniakiem w kategorii gra roku. Prócz pięknego „opakowania” w postaci grafiki oraz porządnej oprawy dźwiękowej i muzycznej, posiada jednocześnie wiele „mięsa”, jakim jest szeroki wachlarz możliwości przy combosach.
Screen z gry Devil May Cry
Dzięki odpowiedniemu doborowi poziomu trudności gra przestaje być bezmyślną rąbanką – trzeba tu już ostro kombinować, zwłaszcza przy walkach z bossami. Cieszę się, że Capcom, w odróżnieniu od wielu innych firm deweloperskich ma w głębokim poważaniu ogólnie panujące waśnie pomiędzy „konsolowcami” a „pecetowcami” i uczynił z „DMC4” grę wieloplatformową.
Aaron Welman
Ocena: 5/6
Zalety: grafika, cut scenki, intuicyjna mechanika walki, różne poziomy trudności, design lokacji i postaci, bonusowa płytka ze ścieżką dźwiękową w pudełku, spolszczenie, wreszcie gra stała się wieloplatformowa
Wady: fatalne sterowanie w wersji PC, powtarzalność w drugim etapie rozgrywki, rozwój postaci w końcowych fazach gry może rozczarowywać, wymagania sprzętowe
Rozsądne wymagania sprzętowe gry Devil May Cry 4: Core 2 Duo 3.2 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 8600 lub lepsza), 8 GB HDD, Windows XP SP2/Vista
Dla rodziców: Ocenę PEGI (16+) trzeba traktować nieco na wyrost. Fakt, gra polega wyłącznie na intensywnej walce, aczkolwiek została ona pozbawiona fontann krwi i rozczłonkowywania przeciwników. Ewidentnym plusem tego typu gier jest rozwój koncentracji, zręczności i koordynacji typu ręka-oko, gdyż podczas rozgrywki wielokrotnie te umiejętności będą poddawane próbie. Nie ma według mnie przeciwskazań, by czternastolatkowie sięgneli po Devil May Cry’a i zabawili się w łowcę demonów (a zaznaczam, że gra nie posiada wątków grozy, które mogłyby potem nękać ich w snach).
Devil May Cry 4, gra typu extreme combat TPP na PC oraz konsole Xbox 360 i PS3, od lat 16+ (PEGI 16+), Cena: 99,99 (PC), 239,90 zł (PS3) , 219,90 (Xbox360). Dystrybutor: CD Projekt
Zobacz trailer gry: