W nadchodzących tygodniach najprawdopodobniej zakończą się testy serwisu Joost – nowego „dziecka” Niklasa Zennströma i Janusa Friisa, twórców sieci wymiany plików Kazaa i telefonicznego komunikatora internetowego Skype.
Jak dotąd projekty tego duetu napsuły krwi szefom firm z branży muzycznej i telekomunikacyjnej. Teraz Zennström i Friis wzięli na cel telewizję.
Joost to – w największym skrócie – internetowa telewizja. Aplikacja pozwala na oglądanie audycji telewizyjnych (w Polsce Joost udostępnia obecnie około 70 kanałów) na ekranie komputera lub podłączonego do niego telewizora. Użytkownicy łącza szerokopasmowego mogą cieszyć się obrazem o jakości zbliżonej do tradycyjnej telewizji. Korzystanie z Joost jest bezpłatne, działalność firmy finansują bowiem reklamodawcy (choć reklam ma być tu mniej niż w wypadku klasycznych stacji).
Pierwsze testy usługi rozpoczęto w październiku 2006, najnowsza ich faza ruszyła 1 maja. Joost wciąż nie jest programem, który każdy może pobrać z sieci – to obecnie „beta dla znajomych”. Beta, czyli wersja testowa, w której nie wszystko jeszcze działa. Dla znajomych – bo program można pobrać tylko po otrzymaniu zaproszenia od kogoś, kto już z Joosta korzysta. W nowej fazie testów liczba osób, którym można przekazać zaproszenie do testów została podniesiona do 999.
Twórcom serwisu chyba więc chodzi już nie tyle o ograniczenie liczby klientów, co stworzenie wokół Joosta otoczki elitaryzmu. Najprawdopodobniej już wkrótce usługa ruszy pełną parą i zostanie w pełni otwarta. Zresztą w wyeliminowaniu ostatnich błędów pomogą sami użytkownicy: oprogramowanie jest „otwarte”. Zapewni to darmowe wsparcie tworzących rozmaite „dodatki” programistów z całego świata, a przy okazji ułatwi migrację pomiędzy platformami.
Wydaje się np. wielce prawdopodobne, że jakaś firma będzie chciała wyprodukować urządzenie do korzystania z Joost, które nie będzie klasycznym komputerem, a raczej przystawką do telewizora. W tym wypadku nie trzeba będzie płacić licencji za możliwość dostosowania oprogramowania do niekonwencjonalnego sprzętu. Udział klientów w funkcjonowaniu Joosta dotyczy zresztą także najbardziej podstawowego poziomu tej usługi – aplikacja, podobnie jak Kazaa i Skype, korzysta z technologii peer-to-peer, a więc każdy użytkownik nie tylko pobiera audycje telewizyjne, ale równocześnie udostępnia je innym.
Joost mógł powstać dzięki sprzedaży Skype’a firmie eBay (do twórców systemu trafiła znaczna część z 2,6 mld USD). I choć nie jest to pierwszy projekt tego typu wydaje się, że ma szansę stać się pierwszym, o którym będzie naprawdę głośno. Jak odnajdzie się na rynku? Na pewno nie „uśmierci” tradycyjnej telewizji – to jednak kolejny krok w stronę migracji programów TV do internetu.
Już dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że nadawcy nie do końca panują nad emitowanymi treściami, czego najlepszym przykładem mogą być rozpowszechniane za pomocą pirackich sieci wymiany plików amerykańskie seriale, oglądane namiętnie także przez młodych Polaków – najczęściej już w kilka godzin po premierze w USA. I choć skala zjawiska wciąż jest marginalna (firma Nielsen szacuje, że w Stanach Zjednoczonych w „nietradycyjny” sposób oglądanych jest ok. 2% audycji telewizyjnych), to nikt go nie lekceważy. Tak bowiem telewizję oglądają dziś coraz częściej ludzie młodzi, niejednokrotnie doskonale radzący sobie bez telewizorów. Dołączą do nich następni, a dorastając zapewne tylko część z nich zmieni przyzwyczajenia.
Joost jest więc jednym z kandydatów na „telewizję przyszłości”. Z tego względu firmę Zennströma i Friisa niezwykle poważnie traktują wielkie koncerny medialne – na udostępnianie swoich treści w Joost zgodziły się już m.in. Viacom, Warner, Turner, Sony czy CBS. Trudno się dziwić. Skoro ma być to kolejny cios dla tradycyjnej telewizji, nikt nie chce być wyłącznie po stronie bitych. Zwłaszcza, że Joost interesują się najwięksi światowi reklamodawcy – firma podpisała już kontrakty m.in. z Coca-Colą i Nike.
Czy zapowiada się rewolucja? Nie. Bo jeśli pominąć kwestie techniczne, Joost jest znacznie bardziej „konserwatywne”, niż choćby YouTube, czy nawet nowoczesne platformy telewizji cyfrowej. Mamy tu bowiem tradycyjne programy telewizyjne ze sztywną ramówką – nie ma tu mowy o samodzielnym konfigurowaniu programu. Czyli wciąż można będzie porozmawiać ze znajomymi z pracy o filmie, który leciał wczoraj wieczorem. A że sygnał pochodził nie z kabla telewizyjnego, lecz z internetu? Jeśli interfejs Joost będzie mało kłopotliwy, nikogo nie będzie to obchodzić.
Mirosław Filiciak