Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.10.2006
sobota

Polaków portret z sieci

28 października 2006, sobota,

POLAKÓW PORTRET Z SIECI 

Ani się obejrzeliśmy, jak w Polsce wybiło dziesięciolecie ery komórkowo-internetowej. 10 lat minęło od uruchomienia cyfrowych sieci telefonii komórkowej. 10 lat temu, wraz z powstaniem portali Wirtualna Polska, a potem Onet, rozpoczęła się gwałtowna ekspansja Internetu. Dziś analizując, jak Polacy korzystają z najnowszych technologii, możemy się wiele dowiedzieć o społeczeństwie, jego aspiracjach i problemach. To bardzo pouczający materiał.

Złośliwi mawiają, że istnieją kłamstwa, duże kłamstwa i statystyki. Wystarczy spojrzeć, jakie miejsce wyznaczają naszemu krajowi analitycy z World Economic Forum, badający od kilku lat poziom potencjału modernizacyjnego ok. stu społeczeństw z całego świata.

W ostatniej edycji tego rankingu zajęliśmy 44 miejsce, awansując z pozycji 72 przyznanej Polsce rok wcześniej. Wówczas plasowaliśmy się m.in. za Sri Lanką, Marokiem, Namibią czy Salwadorem.

Nieco łaskawsze są dla Polski badania e-readiness, prowadzone wspólnie przez Economist Intelligence Unit i koncern IBM. Utrzymujemy w nich stabilną pozycję w środku peletonu. W edycji z 2006 r. zajęliśmy 34 miejsce, spadając z pozycji 32, bo wyprzedziły nas Bermudy i Zjednoczone Emiraty Arabskie.       

Czy można jednak pogodzić się z werdyktem owych rankingów, skoro przeczy im codzienna rzeczywistość? Wszak ciągną do Polski nieustannym strumieniem technologiczne inwestycje. We Wrocławiu i Krakowie powstają centra programistyczne i badawczo-rozwojowe największych globalnych firm zaawansowanych technologii, w Łodzi rozpoczął budowę fabryki amerykański koncern komputerowy Dell. Kim w końcu jesteśmy? Czy bliżej nam do Trzeciego Świata, czy do Europy?

Polak doganiający

Zamiast odpowiedzi stwierdzenie faktu: gonimy resztę świata. A dokładniej, gonią Polacy, i to nie wszyscy, nie patrząc na opieszałość zacofanej gospodarki i jeszcze bardziej zacofanej administracji publicznej. Z najnowszych, nieopublikowanych jeszcze, badań zrealizowanych na zamówienie firmy Ericsson (obok Polski analizowano w nich także Stany Zjednoczone, Brazylię, Japonię, Chiny, Szwecję, Włochy, Francję, Wielką Brytanię, Portugalię, Niemcy), wynika, że 38 proc. Polaków korzysta z Internetu (w porównaniu ze średnią dla badanej próbki wynoszącej 49 proc.), przy czym dwie trzecie z nich ma dostęp do szybkiego łącza. 52 proc. gospodarstw domowych zaopatrzonych jest w komputery osobiste, co w porównaniu ze średnią 56 proc. jest bardzo dobrym wynikiem. 72 proc. Polaków ma telefony komórkowe, a 65 proc. – telefony stacjonarne, prawie połowa ma mieszkania wyposażone w odtwarzacze DVD podłączone do telewizorów. To na pewno nie jest Trzeci Świat i nawet jeśli nie jesteśmy drugą Japonią, to jednak reprezentujemy przyzwoity poziom środkowoeuropejski.

Uważny socjolog nie zadowoli się takim stwierdzeniem i zacznie rozkładać wskaźniki statystyczne na czynniki pierwsze. Dr Dominik BatorskiInstytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego odpowiedzialny był, w ramach wielkich badań „Diagnoza społeczna” prowadzonych pod kierownictwem prof. Janusza Czapińskiego, za analizę postaw Polaków wobec technologii i potrafi zmusić zimne statystyki do mówienia: – To prawda, że mamy duże nasycenie komputerami osobistymi. Ale jest to często sprzęt bardzo stary, a co najważniejsze, tylko mniej więcej połowa z tych urządzeń podłączona jest do sieci. Najgorzej sytuacja wygląda na wsi.

W krajach bardziej zaawansowanych komputer kupuje się obecnie tylko po to, żeby móc korzystać z Internetu. W Polsce, jak tłumaczy Batorski, problemem jest niska zamożność społeczeństwa. Na jednorazowy zakup komputera potrafią się zdobyć nawet biedniejsi mieszkańcy wsi, widząc w tej inwestycji sposób na poprawę szans edukacyjnych dzieci. Niestety, nie stać ich już na opłacenie miesięcznego abonamentu za dostęp do Internetu. W tym momencie nowoczesne aspiracje rodziców zderzają się z trzecioświatową polityką telekomunikacyjną państwa. – Dostęp do Internetu w Polsce ciągle zalicza się do najdroższych na świecie – zauważa Michał Lorenc z polskiego oddziału firmy Google. A już najwięcej muszą płacić mieszkańcy wsi i małych miasteczek, skazani zazwyczaj na ofertę monopolisty.

Polak w cyfrowej przepaści

Zjawisko rozwarstwienia społeczeństwa pod względem szans dostępu do nowych technologii nazywane jest przez socjologów terminem digital divide, czyli cyfrowej przepaści. W Polsce przepaść ta rozwiera się w wielu wymiarach. Dr Batorski wraz z Kamilem Rakocym badał użytkowników serwisu Gadu-Gadu. To najpopularniejszy w Polsce komunikator, czyli serwis umożliwiający szybką komunikację tekstową między internautami. Badacze stworzyli m.in. mapę ilustrującą liczbę użytkowników G-G w gminach w stosunku do liczby ich mieszkańców, a na uzyskany rezultat nałożyli granice zaborów. I oto po raz kolejny ujawniło się historyczne przekleństwo Polski. Konsekwencje politycznych faktów sprzed 200 lat do dziś determinują kolejne etapy rozwoju polskiego społeczeństwa. Widmo zacofanej Kongresówki straszy również w cyberprzestrzeni.

Cyfrowa przepaść jest jednak nie tylko skutkiem różnic w dostępie do infrastruktury, choć w Polsce koszty są jednym z ważniejszych czynników blokujących dostęp do nowoczesnych technologii. Nie mniej jednak istotną blokadą są bariery mentalne i kompetencyjne. – To zdumiewające, ale 30 proc. Polaków, mających dostęp do komputera i Internetu, nie korzysta z tej możliwości – zauważa Batorski. Wskaźnik ten rośnie wraz z wiekiem badanych, a spostrzeżenie to odsłania kolejny, pokoleniowy wymiar polskiej cyfrowej przepaści.

– Z naszych badań wynika, że młodzi Polacy już w pełni zasiedlili cyfrowy świat – zauważa Krzysztof Burzyński, wiceprezes Ericssona. – Jako użytkownicy telefonów komórkowych różnią się od starszych współrodaków tym, że chętnie wykorzystują swoje telefony do innych celów niż prowadzenie rozmów. Deklarują również, że będą korzystać z kolejnych możliwości technologii, jak oglądanie telewizji przez komórkę, ściąganie plików muzycznych. Jeżeli coś ich w tej chwili powstrzymuje, to brak odpowiedniej oferty ze strony operatorów.

Oczywiście, to żadne odkrycie, że młodzi zachowują się inaczej niż starsi i są bardziej otwarci na nowinki. Polska specyfika polega jednak na demograficznej premii, jaką był boom urodzeniowy po stanie wojennym. To właśnie dzieci stanu wojennego stają się teraz aktywnymi konsumentami nowych technologii, a poprzez swój liczebny udział zdecydują o rozwoju rynku w ciągu najbliższych lat. Ich rynkowe decyzje będą wypadkową zupełnie uniwersalnych aspiracji (młodzi Polacy w otwartości na technologię nie różnią się od młodych Amerykanów czy Japończyków) i lokalnych ograniczeń, wynikających głównie z wysokich cen usług. W efekcie Polacy są narodem najmniej przez komórki rozmawiającym, ale za to najbardziej aktywnym w wysyłaniu esemesów. Polak średnio wysyła ich dziennie ponad 6, Brytyjczyk niespełna 4. Najintensywniej, rzecz jasna, esemesują młodzi. – Telefon stał się dla nich naturalnym przedłużeniem ręki, jeśli dostaną odpowiednią ofertę, komórka przekształci się w prawdziwe okno na świat, umożliwiając dostęp do telewizji, rozrywki, informacji, gier – powtarza Burzyński.

Polak oporny

O ile młodzi Polacy wskakują w szerokie wody technologii z równie wielkim lub nawet większym zapałem niż ich koledzy z innych krajów, to entuzjazm ten niwelowany jest skutecznie przez konserwatyzm starszych pokoleń. Z badań Ericssona wynika, że 21 proc. Polaków nie zamierza w ogóle zaopatrzyć się w telefon komórkowy (w porównaniu ze średnią globalną wynoszącą 8 proc.). Badania CBOS mówią z kolei, że 60 proc. naszych rodaków nie planuje w ciągu roku korzystać z Internetu. Dr Batorski dodaje: – W 2005 r. 41 proc. Polaków nie korzystało w ogóle z najnowszych technologii. Co ciekawe, między 2003 a 2005 r. 15 proc. korzystających z Internetu zrezygnowało z sieci.

Dlaczego? Argumenty kosztowe mieszają się z mentalnymi – Internet i komórki są zarówno zbyt drogie, jak i w sumie nieprzydatne, niepotrzebne, czasochłonne.

Ostatni argument jest wielkim oskarżeniem zarówno polskiej administracji publicznej, jak i rodzimego biznesu. Po co bowiem korzystać z Internetu, skoro tak niewiele spraw można za jego pomocą załatwić. O ile internetowa nieporadność rządu i samorządów gwarantuje nam niezmiennie od lat ostatnie miejsca w europejskich rankingach badających stan rozwoju e-administracji, zdumiewa podobna nieporadność biznesu.

Z jeszcze ciepłych badań przeprowadzonych dla Google wynika, że aż 62 proc. polskich internautów powstrzymuje się przed zakupami w sieci, bo witryna oferenta nie zawiera wszystkich niezbędnych informacji. Argument podawany przez biznes, że Polacy nie kupują, bo nie używają kart kredytowych, w świetle tych badań okazuje się fałszywy – tłumaczy się nim zaledwie 16 proc. potencjalnych kupujących. Najwyraźniej polscy przedsiębiorcy nie znają swoich klientów.

Propaganda sukcesu nakazuje powtarzać: Polish economy is booming. Czyż nie dowodzi tego tempo wzrostu PKB? Ale wzrost nie musi być tożsamy z unowocześnianiem. Z badań „Diagnozy społecznej” wynika, że, owszem, systematycznie przybywa w Polsce internautów. Ale niemal cały przyrost zaobserwowany od 2003 r. jest spowodowany decyzjami indywidualnymi. Polacy inwestują w Internet w swoich domach, i to inwestują w najlepsze jego wydanie, podłączając się do sieci szybkimi łączami. A co z biznesem? Tu od lat jakby nic się nie zmieniało, nieustannie tylko 30 proc. naszych internautów ma kontakt z siecią w miejscu pracy. Czyżbyśmy osiągnęli techniczne nasycenie na tak niskim poziomie?

Z badań Ericssona wynika, że polscy pracownicy nie tylko nie zwiększają aktywności komunikacyjnej w Internecie, ale praktycznie nie komunikują się za pomocą innych narzędzi. Polski pracownik przegaduje w pracy 6 minut dziennie przez telefon stacjonarny i 4 minuty przez komórkę. Dla porównania, w rzeczywiście rosnącej gospodarce chińskiej pracownik rozmawia 11 minut przez telefon stacjonarny i 14 przez komórkę, bezkonkurencyjni są Amerykanie, gadając odpowiednio 18 i 21 minut.

Jedno z możliwych wyjaśnień tego fenomenu jest bardzo proste: w Polsce ciągle wszystko trzeba załatwiać „na gębę”, rozmawiając twarzą w twarz, ze stołem pośrodku umożliwiającym przekazanie koperty. Ale jest też mniej patologiczne wyjaśnienie. Okazuje się bowiem, że zdecydowana większość polskich pracowników musi samodzielnie płacić również za służbowe rozmowy. Na naszym rynku pracy zatrudnienie jest tak cennym i rzadkim dobrem, że pracodawcy uważają za rzecz normalną inwestowanie w stanowisko pracy prywatnych zasobów pracownika. Skutek jest jednak taki, że nasz biznes, zepsuty nadmiarem chętnych do roboty, nie widzi powodu, by się modernizować. Na dodatek biznes ten ciągle zdominowany jest przez ludzi po czterdziestce, którzy w większości znajdują się po drugiej stronie cyfrowej przepaści i nie są w stanie pojąć zalet nowych technologii komunikacyjnych.

Polak na emigracji

Sytuacja na rynku pracy szybko się jednak zmienia, bo najlepsi pracownicy pakują walizki i jadą poszukiwać lepszego losu za granicą. Okazuje się, że badając Internet można wiele powiedzieć o charakterze i kierunkach polskiej emigracji. Joanna Ruszczak i Maciej Milewski z firmy Gemius analizują od początku 2004 r. ruch internetowy z krajami, do których wyjeżdża najwięcej Polaków. Wyniki swych badań ogłoszą w grudniu na konferencji Społeczne Aspekty Internetu, ale już dziś wynika z nich wiele ciekawych wniosków.

– Ruch z Irlandii, polegający na oglądaniu polskich witryn, wzrósł w tym okresie trzydziestokrotnie, z Wielkiej Brytanii – dwunastokrotnie – informuje Maciej Milewski. – Z kolei nie obserwujemy praktycznie wzrostu ruchu z takich krajów jak Niemcy i Francja, gdzie też przebywa bardzo dużo Polaków szukających pracy. Najwyraźniej emigracyjne strumienie podzieliły się: do Niemiec, Włoch, Francji pojechali „hydraulicy” – osoby, które nie korzystały z sieci również w Polsce; do Irlandii i Wielkiej Brytanii kompetentne technologicznie „wykształciuchy”. Co ciekawe, znacząco wzrósł internetowy ruch z Malty. Dlaczego? – W swoim czasie poszukiwano personelu do biur bukmacherskich na Malcie, najprawdopodobniej z oferty skorzystało wielu Polaków – tłumaczy Milewski.

Nie tylko jednak wzmożony międzynarodowy ruch internetowy świadczy o tym, że trwa exodus najbardziej kompetentnych cywilizacyjnie Polaków. Równie dobrym tego dowodem jest niezwykły udział Polski na rynku telefonii internetowej. W najpopularniejszym tego typu serwisie Skype zarejestrowanych jest trzy miliony Polaków, co po Amerykanach i Chińczykach czyni z nas trzecią potęgę światową. Niklas Zennström, założyciel i szef Skype, rezultat ten, którego się dwa lata temu zupełnie nie spodziewał, tłumaczy prosto: – Olbrzymia emigracja plus wysokie ceny rozmów telefonicznych w Polsce będące skutkiem telekomunikacyjnego monopolu.

Badania nad nowymi technologiami doskonale pokazują strategie Polaków, usiłujących przetrwać w oparach absurdu w polskich urzędach i na polskim rynku pracy. Ciągle jeszcze dla wielu rodaków, którzy uwierzyli w hasło, by brać sprawy w swoje ręce i zająć się przedsiębiorczością, symbolem sukcesu są szczęki na Stadionie Dziesięciolecia, czyli Jarmarku Europa. Błyskawicznie jednak rośnie liczba tych, dla których prawdziwą oznaką zwycięstwa jest uzyskanie statusu supersprzedawcy na Allegro.

Allegro to największy polski serwis aukcyjny, a w zasadzie w tej chwili największy wirtualny bazar, na którym obroty mogą przekroczyć w tym roku 2 mld zł. – W naszym serwisie jest 5 mln kont – informuje Bartłomiej Szambelan – połowa polskich internautów odwiedza nas przynajmniej raz w miesiącu. Wartość przeciętnej transakcji to ok. 50 zł. – Ludzie handlują głównie sprzętem AGD, elektroniką użytkową, coraz popularniejsze stają się ubrania i obuwie – wyjaśnia Szambelan. Kupowanie na Allegro, zwłaszcza dla młodych internautów, jest równie naturalne, jak dla starszych spacer po gazety do kiosku w sąsiedztwie. Gdy pytam licealistę przygotowującego się do olimpiady filozoficznej, skąd ma niezbędne książki, odpowiada bez wahania: – Kupiłem na Allegro.

– Handel to jedno – przekonuje Szambelan – ale najważniejsze jest to, że użytkownicy Allegro tworzą zwartą społeczność. Jej życiem kierują cały czas dopracowywane reguły, mające ograniczyć oszustwa czy nierzetelne oferty. Przestrzeń Allegro służy też do społecznej samoorganizacji. – Pamiętam, jak jeden bezrobotny wykorzystał nasz serwis do zorganizowania spółdzielni ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji. W tej chwili tysiące ludzi zarabiają na życie działając tylko w Allegro – opowiada.

Polacy o najwyższych kompetencjach, którym nie chce się już wyjeżdżać za granicę, coraz częściej uczestniczą w job bidding, oferowanych w międzynarodowych serwisach aukcyjnych. To wirtualne przetargi, w których zagraniczne firmy poszukują wykonawców wyrafinowanych usług: przygotowania oprogramowania, projektu graficznego, animacji. Globalność Internetu powoduje, że potencjalnym wykonawcą może być każdy – Polak, Rumun lub Hindus – liczy się cena i referencje. Korzystają z job bidding już całe zespoły organizujące się w sieci, pracują m.in. na rzecz amerykańskich producentów gier komputerowych.

Polak, aktywny sknerus

Polscy internauci wraz z nabywaniem technologicznego stażu coraz lepiej radzą sobie z siecią, by radzić sobie z dolegliwościami codziennego życia. Naszych rodaków charakteryzuje namiętne grzebanie w Internecie w poszukiwaniu najlepszej ceny, dla ponad 80 proc. internautów sieć jest głównym źródłem informacji przed decyzją o zakupach, które z kolei w większości przypadków realizowane są już w realu, czyli normalnym sklepie.

Nasi internauci są szczególnie wdzięcznymi, ale też i wymagającymi klientami biur podróży. Przed wakacjami 75 proc. planowało wakacyjny wyjazd, dwie trzecie spośród nich myślało o podróży zagranicznej (badania Gemius). Zanim jednak zdecydują się na konkretną wycieczkę, 57 proc. sprawdza ofertę w 3-5 witrynach, 20 proc. zaspokaja głód wiedzy dopiero po analizie nawet 10 witryn. Potem i tak jeszcze telefonują, by dopytywać o szczegóły, jakich nie przeczytali na ekranie komputera.

Zdaniem Michała Lorenca, ten krytycyzm wobec handlowych ofert nie jest wyrazem skąpstwa, lecz odsłania szersze zjawisko. – Polacy stają się coraz aktywniejszymi konsumentami mediów i nie zadowalają się już „one stop shopping” (czyli odwiedzaniem jednego miejsca w sieci, gdzie wszystko jest uporządkowane, jak np. w gazecie). – Widać to po szybko rosnącym znaczeniu wyszukiwarek i zmieniającej się roli portali – wyjaśnia Lorenc. Rzeczywiście, Google stał się najważniejszym miejscem w polskim Internecie, po nim lokują się niekwestionowani dotychczas liderzy, OnetWirtualna Polska.

Nasz internauta nie tylko jednak aktywnie poszukuje, ale także sam tworzy własny Internet, produkując coraz więcej oryginalnych treści. Polska blogosfera jest jedną z najaktywniejszych na świecie, jesteśmy także zauważalni w wysiłkach zbiorowych. Polska edycja Wikipedii, encyklopedii tworzonej społecznie przez internautów, obchodziła właśnie piątą rocznicę powstania – w tym czasie nasi wikipedyści opracowali ok. 300 tys. haseł, ustępując jedynie społecznościom „wielkich języków”: angielskiego, niemieckiego i francuskiego, i wspięli się na 9 miejsce w rankingu najpopularniejszych polskich witryn. – Jeśli jednak obecne tempo rozwoju utrzyma się, to wiosną przyszłego roku polska edycja wyprzedzi francuską – tłumaczy Jimbo Wales, twórca Wikipedii.

Polscy internauci nie tylko czytają, ale jednocześnie tworzą swoją encyklopedię i nie inaczej podchodzą do innych mediów. Z jednej strony coraz częściej docierają do tradycyjnych mediów za pośrednictwem Internetu – już 24,9 proc. mężczyzn i 16,6 proc. kobiet czyta codzienną prasę na ekranie komputera (badanie PBI/Gemius), ponad 10 proc. słucha w sieci radia. Z drugiej strony powstają prywatne przestrzenie medialne, aktywnie kreowane przez samych internautów.

– W Onecie jedną z odpowiedzi na niechęć do narzuconych formatów medialnych jest sekcja Wideostacja w serwisie muzyka.onet.pl – tłumaczy Piotr Krawiec z Onetu. – Widz ma tu do dyspozycji kilka gotowych kanałów, ale może także zaprojektować własny program muzyczny.

Jeszcze innym przykładem tego trendu jest sukces serwisu wideo YouTube, który pojawił się niedawno na czołówkach gazet, gdy został kupiony przez Google za 1,65 mld dol. Zyskuje on na popularności również w Polsce, jako m.in. ulubione miejsce prezentacji amatorskich produkcji satyrycznych, wyśmiewających obecne życie polityczne (w rankingu najpopularniejszych witryn w Polsce YouTube zajmuje już 15 miejsce).

Polak-katolik i inne stereotypy

Badanie wykorzystania nowych technologii pozwala zweryfikować narodowe stereotypy. Teza o niemal stuprocentowym zaangażowaniu religijnym Polaków nie znajduje potwierdzenia w danych dotyczących sieci. To prawda, że Kościół bardzo umiejętnie i aktywnie korzysta z Internetu jako narzędzia komunikacji z wiernymi. Cyberprzestrzeń wypełniona jest zarówno oficjalnymi (czyli tworzonymi w ramach parafii i diecezji), jak i społecznymi serwisami, istnieje nawet katolicki serwis randkowy – Przeznaczeni.pl – adresowany do „ludzi z wartościami”.

Najpopularniejszym bodaj serwisem katolickim jest Opoka, zdominowana przez odbiorców w wieku 16-40 lat. – Najchętniej czytają strony z liturgią na dany dzień, forum „Porozmawiajmy o wierze„, serwis aktualności oraz serwis o Janie Pawle II – informuje Maciej Górnicki z Opoki. Pod względem oglądalności Opoka zajmuje jednak dopiero 199 miejsce w polskim Internecie. Tradycja z trudem kontaktuje się z nowymi technologiami.

Sposoby wykorzystania Internetu dosyć dobrze potwierdzają role przypisywane płciom w Polsce, wynika z badań Ericssona. Mężczyźni są aktywniejszymi użytkownikami sieci, ustępują kobietom tylko w blogowaniu. To w Polsce kobieca aktywność, której oddaje się 13 proc. internautek i tylko 6 proc. internautów. Mężczyźni natomiast dominują komunikatory (85 proc., przewaga 17 proc.), tzw. serwisy społecznościowe (46 proc., przewaga 19 proc.) i muzyczne (52 proc., przewaga 16 proc.). Kobiety, a raczej dziewczynki, dominują natomiast w jeszcze jednej sferze, zauważa dr Dominik Batorski – częściej niż chłopcy korzystają z telefonów komórkowych. Czy nie wyraża się w tym fakcie społeczne przekonanie, że dziewczynki należy otaczać szczególną kontrolą?

Szara sieć polityki

W społeczeństwie zinternetyzowanym badanie Internetu powinno być również kopalnią wiedzy o procesach politycznych. – Badamy w tej chwili, w jaki sposób wynik wyborczy jest skorelowany z popularnością kandydata – mówi Filip Raciborski z Instytutu Studiów Społecznych UW. Jak jednak zmierzyć tę popularność? Analizując częstość wzmianek o tej osobie w Internecie i w elektronicznych archiwach gazet. – Pełne wyniki badań będziemy mieli gotowe na grudzień, na konferencję Społeczne Aspekty Internetu, ale już dzisiaj widać wyraźne korelacje – informuje Kamil Rakocy, współautor badań. Trudno jeszcze w tej chwili wyobrazić sobie potencjalne znaczenie tych analiz. Oto nagle ulubione przez polityków wyniki sondaży opinii zostaną uzupełnione milczącymi dotychczas danymi ukrytymi w czeluściach cyberprzestrzeni.

Niestety, opisana wcześniej cyfrowa przepaść zaczyna przecinać również świat polskiej polityki. W badaniach Raciborskiego i Rakocego inaczej wypadną partie związane z siłami społecznymi znajdującymi się po kompetentnej technologicznie stronie podziału. Partie i ich kandydaci celujące w elektorat konserwatywny, wiejski i małomiasteczkowy zyskają zupełnie inny obraz. Czy grozi nam w efekcie dalsza, nie tylko modernizacyjna, ale i polityczna polaryzacja społeczeństwa?

Badania dotyczące Internetu i postaw Polaków wobec nowych technologii wyraźnie ujawniają, często fascynującą, a czasem niewygodną, prawdę o Polakach. Pokazują zaniechania polityków wszystkich kadencji i opcji, których skutkiem jest cyfrowa przepaść dzieląca polskie społeczeństwo wzdłuż linii wyznaczonych geografią, historią, wykształceniem, wiekiem. Głębokość tej przepaści można i trzeba zmniejszać.

Jednym z niewielu skutecznych przykładów był społeczny projekt „Interklasa” zainicjowany przez Grażynę Staniszewską, w wyniku którego polskie szkoły wyposażono w pracownie komputerowe. Dziś nasza młodzież pod względem kompetencji komputerowych bliska jest Szwedom i daleko wyprzedza np. Węgrów.

Takich działań potrzeba jednak więcej, w przeciwnym wypadku cyfrowa przepaść uwięzi na długie lata zachowawczą część społeczeństwa wraz z politykami budującymi swoją przyszłość na lęku przed nowoczesnością. Reszta ma dokąd uciekać.

EDWIN BENDYK

Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (43/2006)

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php