Wszedł na rynek gier video tym swoim powolnym, ale sprężystym krokiem. Nikogo nie zaskoczył, bowiem wszyscy od dawna na niego czekali. Ale kiedy się pojawił, głosy wokół ucichły, a twarze znieruchomiały w oczekiwaniu. „Wiedźmin” wywołał wśród graczy takie samo wrażenie, jak Geralt z Rivii w wyzimskiej karczmie „Pod Lisem”.
O grafice w „The Witcher” – mapach, modelach, animacjach postaci, filmach Tomasza Bagińskiego, klimatycznej muzyce Pawła Błaszczaka i Adama Skorupy czy przepięknym interfejsie nie ma co się nadmiernie rozpisywać. Dość powiedzieć, że te elementy stoją na najwyższym światowym poziomie. Może tylko kilka słów o silniku gry – do produkcji „Wiedźmina” CD Projekt Red użyła zmodyfikowanej Aurory firmy BioWare. Słowo „zmodyfikowana” ma tu kluczowe znaczenie. Kiedy odpaliłem „Jade Empire” (BioWare), w ciągu dziesięciu sekund zorientowałem się, że program został wyprodukowany na tym samym silniku, co „KOTOR” (BioWare). Grając przez kilkadziesiąt godzin w „The Witcher” nie znalazłem żadnych graficznych podobieństw pomiędzy „Wiedźminem” a jakąkolwiek inną grą cRPG. „The Witcher” jest tworem całkowicie oryginalnym. Zresztą nie tylko pod względem silnika graficznego.
Znajdziemy tu, oczywiście, wszystkie elementy klasycznego cRPG, może poza drużyną. Wiedźmin podróżuje i walczy zwykle sam, a jeśli już ma jakiegoś „towarzysza broni”, zwykle jest on raczej kulą u nogi niż pełnowartościowym sojusznikiem. Geralt, którego spotykamy na początku gry w zrujnowanym Kaer Morhen, nie jest, zgodnie z regułami gatunku, w pełni rozwiniętą postacią. Niczego nie umie, niczego z wiedźmińskiego fachu nie pamięta, nie ma nawet przyzwoitego stalowego miecza, o srebrnym nawet nie wspominając.
Geralt z Rivii
Wraz ze zdobywaniem punktów doświadczenia, głównie za zabijane potwory i równie niesympatycznych ludzi, Geralt zdobywa talenty, za które rozwija cechy i umiejętności niezbędne w jego niezwykłej profesji. A jest ich całkiem sporo. Na początek trzy style walki mieczem stalowym (na ludzi) i trzy srebrnym (na potwory) – szybki, silny i grupowy (przeznaczony do walki z więcej niż jednym przeciwnikiem). Następnie pięć magicznych znaków oraz cała bardzo rozbudowana alchemia, czyli produkcja petard, olejów-trucizn na miecze, a także najważniejszych z tego zestawu, trzydziestu dwóch wiedźmińskich eliksirów.
Eliksiry wyrabia się z sześciu podstawowych składników, zawartych w roślinach, minerałach i substancjach pochodzących z ubitych potworów (np. trupi jad, oko przerazy czy mózg utopca). Już samo ich uzyskanie wymaga wiedzy, na którą trzeba wydać zdobyte w walce talenty lub ciężko zapracowane oreny, tymerską walutę. Produkować eliksiry czy rozwijać postać można w stanie medytacji, w której wiedźmin może się pogrążyć tylko przy płonącym ogniu (jest w tym czasie nietykalny).
Medytacja ma jeszcze jedną zadziwiającą cechę – dzięki niej gracz panuje nad czasem, może bowiem wybrać, jak długo Geralt będzie pogrążony w transie. Jeśli, na przykład, mamy zamiar zapolować na utopce pojawiające się nocą, to zamiast pętać się cały dzień po lokacjach, możemy usadzić wiedźmina w kucki, kliknąć „północ” i po chwili znajdziemy się ciemności wypełnionej potworami, a po wykonaniu zadania powtórzyć ten manewr i w pięć sekund doczekać się świtu. Bardzo pomocne rozwiązanie.
Screen z gry
No dobrze, powie ktoś, to rzeczywiście są fajne pomysły, ale czy na tyle odkrywcze, żeby odróżnić „Wiedźmina” od dziesiątków innych cRPG, powstających co roku? W rzeczy samej, to byłoby zbyt mało. Ale jest coś, co odróżnia „The Witcher” od każdej innej gry. To świat wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego, a oddany wiernie przez zespół kierowany przez Michała Madeja. I nie chodzi tu bynajmniej o to, ile wież ma wirtualna Wyzima, ale o pesymistyczne przesłanie prozy Sapkowskiego.
„The Witcher”, o czym już pisaliśmy w tekście „Wiedźmin od lat osiemnastu„, jest produktem skierowanym do dorosłych graczy. Nie tylko ze względu na obsceniczne treści (wcale ich tam niemało), ale przede wszystkim na wybory, do których zmusza. W innych cRPG jest zwykle tak, że wiemy, podejmując jakąś decyzję, po której stronie, nazwijmy to tak – światła czy ciemności – się opowiadamy. W „The Witcher” jest zupełnie inaczej. Nie dość, że skutki naszych decyzji, które mogą nas doprowadzić do jednego z trzech (!) zakończeń, poznamy dopiero w przyszłości, to jeszcze niemal żadnej z nich nie sposób zakwalifikować jako „dobrej” lub „złej”. Świat Sapkowskiego zamieszkują bowiem prawie sami łajdacy, różniący się pomiędzy sobą jedynie stopniem deprawacji.
Pomysł, by zaludnić jakąś większą przestrzeń takim typem społeczności jest chyba bardziej fantastyczny niż wykreowanie „kuroliszka” (czyli skrzyżowania kury z bazyliszkiem). Kto czytał dialog „O prawach” Cycerona ten wie, że taka wspólnota istnieć po prostu nie może. Ale trzeba przyznać, że tworzy to niezwykłe możliwości fabularne. A skoro już zeszło na filozofię – wszystkim polecam dokładne zapoznanie się z krótkim, ale jakże treściwym monologiem krasnoluda Zoltana, w którym tłumaczy on Geraltowi, dlaczego Postęp jest podobny do stada świń…
Twórcy scenariusza co chwila puszczają oko do graczy, umieszczając w Temerii postacie z zupełnie innych bajek i każąc im wypowiadać zdania znane nam z zupełnie innych kontekstów. Usłyszymy opowieść o gnomie Alfredzie Nablu, co to wymyślił materiał wybuchowy, frazę „co ty wiesz o kuroliszkach”, znajdziemy magiczny kamień „wietrzny tułacz”, albo napotkamy detektywa o nazwisku Maarloeve. Czasem też, niestety, odniesienia są zbyt aktualne, jak „prawie robi wielką różnicę” albo… „spieprzaj dziadu”. Konstrukcje te są może i śmieszne, ale mam wrażenie, że „The Witcher” będzie uważany za świetną grę za kilka lat, kiedy o powyższych powiedzonkach mało kto będzie pamiętał.
Jest jednak jedna rzecz, która razi mnie znacznie bardziej. Linie dialogowe, swoją drogą świetnie i dowcipnie napisane, oddające doskonale charakter dialogów z Sapkowskiego, są okraszone wielką ilością wulgaryzmów. Rozumiem powód, dla którego „nieparlamentaryzmy” znalazły się w grze. Łacińskie słowo oznaczające krzywą użyte raz na kilkanaście stron może ożywić tekst, jednak wysłuchiwanie gwary więziennej kolejnych NPC-ów po kilku godzinach gry staje się nużące.
Zobacz intro gry przygotowane przez Tomasza Bagińskiego (z narracją po angielsku)
Poza wulgaryzmami mam do „Wiedźmina” w zasadzie tylko jedno poważniejsze zastrzeżenie. Każdy kto czytał choćby jedno opowiadanie o przygodach Geralta z Rivii wie, jak wielką rolę w sadze o wiedźminie pełni szermierka. Prawdę mówiąc miałem nadzieję, że system sterowania mieczem zastosowany w takiej grze będzie przypominał nieco „Die by The Sword” czy „Jedi Outcast”, zapewniając graczom większą swobodę w walce niż w jakimkolwiek innym cRPG.
Pytany o to Michał Madej odpowiedział, że „The Witcher” będzie miał system sterowania walką zbliżony do klasycznego dla gatunku, nie zręcznościowy – choć bardziej dynamiczny. Wybór sposobu walki miała zapewnić możliwość zmiany perspektywy – i tak rzeczywiście jest. Tyle, że ta hybryda nie jest ani jednym, ani drugim. Wprawdzie w każdym momencie możemy zatrzymać akcję (jak w klasycznym cRPG), ale raczej po to, żeby odetchnąć niż zastosować jakąś inną taktykę, zaś dynamika sprowadza się do zsynchronizowanego klikania LPP – w momencie ataku kursor zmienia się na symbol miecza, jeśli klikniemy za wcześnie, płynny atak zostaje przerwany. Po zakończeniu jednej sekwencji kursor zmienia się na chwilę w płonący miecz, jeśli w tym czasie zdążymy kliknąć ponownie, wiedźmin rozpoczyna płynnie następną sekwencję, nie dając przeciwnikowi szansy na wyprowadzenie kontry. Na skutek takiego rozwiązania, zamiast wykonywać uniki i wybierać świadomie ataki, gracz skupia się na zmieniającym się kursorze.
Mimo tego mankamentu, „The Witcher” jest (i tu trzeba zacząć wyliczankę): z pewnością najlepszą polską grą w historii (i obawiam się, że nieprędko znajdzie się ktoś, kto ją z tego podium zepchnie), jednym z najlepszych cRPG w historii gatunku i najlepszą grą cRPG tego roku. Dlaczego? Bo debiutanci z CD Projekt Red, w odróżnieniu od (niemal) wszystkich innych deweloperów, zrozumieli, że gra powinna mieć profesjonalny scenariusz i opowiadać jakąś historię. A tej, z całym szacunkiem, nie jest w stanie stworzyć zbiorowy wysiłek nawet najlepszych specjalistów od animowania efektów świetlnych.
Screen z gry
Dodatkowo, polscy gracze mogą cieszyć się z wydania „The Witcher”, o jakim zagranica może tylko pomarzyć (radzę sprawdzić w jakimkolwiek zagranicznym sklepie internetowym). Nie dość, że otrzymaliśmy, inaczej niż Amerykanie, nieocenzurowaną wersję gry, to jeszcze polskie wydanie zawiera ścieżkę dźwiękową, materiały dodatkowe, przewodnik po grze i opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego, wszystko w tłoczonym, pięknym czarnym boksie. Brawa dla wydawcy!
A jeśli gra nie zdobędzie wszystkich możliwych nagród AD 2008, to będzie to niepodważalny dowód na istnienie Układu w branży gier video.
Jan M. Długosz
Ocena: 6+/6
Zalety: Świat, historia, bohater, muzyka, grafika, interfejs, alchemia…
Wady: Wysokie wymagania sprzętowe.
Wymagania sprzętowe gry: Procesor Intel Pentium 4 2.4 GHz lub AMD Athlon 64 2800+, RAM 1024 MB (raczej 2GB – JMD), karta graficzna z 128 RAM, obsługująca Pixel Shaker 2.0 (NVIDIA GeForce 6600 lub ATI Radon 9800), 8,5 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym.
Dla rodziców: Gra oznaczona jest znakiem PEGI 18+ (tylko dla pełnoletnich graczy). Radzę przestrzegać bezwzględnie!
Wiedźmin, RPG, gra od 18 lat, w całości po polsku, cena: 99,90 zł. Dystrybutor: CD Projekt.
CZYTAJ TAKŻE:
„Wiedźmin od lat osiemnastu” – Producent, warszawskie studio CD Projekt, tworząc „The Witcher” postawił wszystko na jedną kartę – powstała gra kategorii AA, która zmierzy się z najlepszymi zachodnimi tytułami.
„Wiedźmin” – pierwsze wrażenia. Miłośnicy prozy Sapkowskiego otrzymają program, którego scenariusz nie obraża ich inteligencji.
„Wiedźmin” w drodze na Łomianki – Rozmowa z pisarzem Andrzejem Sapkowskim o fantasy, popkulturze, pieniądzach i fanach.
12 listopada o godz. 16:10 10320
kurcze hyba nie zagram w tą grę mam za słabego kompa łeeeee…….
15 listopada o godz. 12:01 10358
„[…]jednak wysłuchiwanie gwary więziennej kolejnych NPC-ów po kilku godzinach gry staje się nużące.”
Ot, wyszło jak szydło z worka – przykład intelektualisty, który myśli, że jak się książek naczytał o świecie, to wie o nim wszystko i nie musi go zaszczycać wychodzeniem za swoje bezpieczne biurko. (Przechwalenie się Cyceronem to już szczyt tak przy okazji…).
Innymi słowy, proponuję wybrać się… nie, nie do zakładu karnego, do SZKOŁY PODSTAWOWEJ. Na zwykły korytarz, pierwszej lepszej losowo wybranej szkoły. Gwarantuję panu recenzentowi, ze jego wiedza z zakresu przekleństw wzrośnie 10 krotnie. Bardziej nawet niżby w samym więzieniu.
Krótko mówiąc, czepia się pan tego, że pana kontakt z brutalnością świata jest zerowy. Dialogi nie są w najmniejszym stopniu brutalniejsze, niż mowa potoczna ludzi innych niż dziennikarze i politycy PRZED kamerami. Tak właśnie się w dzisiejszym świecie większość społeczeństwa wyraża i jeśli jest to problem, to na pewno nie gry.
15 listopada o godz. 13:17 10360
Gram w gry cRPG wszelkiej maści od czasów premiery Baldur’s Gate, czyli widziałem naprawdę sporo. I powiem tak w miarę krótko – od czasów Planescape Torment i Baldursów nie natrafiłem na grę, która by mnie tak wciągnęła jak te doskonałe klasyki i Wiedźmin.
16 listopada o godz. 11:23 10390
Bardzo mi miło, że ktoś w końcu nazwał mnie intelektualistą. Co do Cycerona, nie chwalę się (nie ma czym, to powinien być standard, raczej staram się propagować – na marginesie – polecam). Co do biurka – większość swojego zawodowego życia spędziłem z ludźmi, którzy bez słów na k, ch i p nie byli w stanie złożyć żadnej, dosłownie, wypowiedzi ani wyrazić żadnej emocji. Może dlatego tak mnie to razi. Nie wszędzie, na przykład filmy Kevina Smitha bawią mnie do łez. A to, że w każdej szkole podstawowej obowiązuje takie słownictwo jak w więzieniu we Wronkach oznacza regres i powinno się to zwalczać, nie zaś propagować. Ten, kto klnie, po prostu nie umie mówić.
17 listopada o godz. 21:13 10414
„Ten, kto klnie, po prostu nie umie mówić.”
będę bronił wulgaryzmów z Wiedźmina. Recenzenta Wyborczej raziło na przykład to, że wrogie postaci krzyczą „Giń sk…synu!”. I powiedzmy sobie szczerze co w tym złego? Raczej komicznie brzmiałoby „Czy zechciałby łaskawy pan zdechnąć?”. Prawda? Mam wrażenie, że słowa używane w Wiedźminie są w pełni uzasadnione. Pomijam fakt, że Pan JMD nie zwrócił uwagi na masowe wyrzynanie w pień wszystkiego co się rusza. Trochę śmieszy, że łaciński zakręt burzy Pana bardziej od beztroskiego mordowania.
Nie dajmy sobie założyć kagańca politycznej poprawności!
19 listopada o godz. 12:06 10464
A ja będę się upierał przy swoim zdaniu. Co prawda rzeczywiście „czy zechciałby szanowny Pan?” brzmiałoby komicznie, tym bardziej, że cytowana fraza (gin sk*)jest wypowiadana głównie przez różnej maści bandytów(proszę zwrócić uwagę, że sam Geralt takich słów nie używa). To oczywiście zgodne i „z praktyką dnia codziennego” i z naukową teorią dysonansu poznawczego, tak przystępnie przedstawioną przez Elliota Aronsona w jego „Psychologii społecznej” wedle której zdanie „giń sk*” jest najbardziej klasycznym przykładem nieprzystosowawczej próby redukcji dysonansu poznawczego. Jednak ja napisałem, że rażą mnie szczególnie powtarzalne (z konieczności) wulgaryzmy postaci niezależnych. Nie wiem, co mi dać może ciągłe słuchanie „k*” i „ja p*” mijanych w grze NPCów? I co to ma, na Jowisza, wspólnego z poprawnością polityczną, wolnością słowa, prawami jednostki, opresją ze strony państwa wyznaniowego?
A może jakaś dyskusja o, też krytykowanym w recenzji, systemie walki?
Pozdrawiam
20 listopada o godz. 20:26 10476
Nie uważam żeby wulgaryzmy w wiedźminie były jakimś minusem gry, oddają raczej charakter mrocznego świata w którym sie otaczamy, i uwiarygodnia go. Bo niestety w dzisiejszych czasach każdy posługuje się wulgaryzmami w mniejszym lub większym stopniu, stało sie to normom. Ponadto nie każda postać w grze klnie jak szewc,zależy to raczej bardziej od jej charakteru np: napotkany mag z którym spróbujemy pogadać o powiedzmy tworzeniu eliksirów będzie wyrażał sie w sposób skomplikowany, używając różnej fachowej terminologi, natomiast jakiś wypaczony degenerat będzie
z nas szydził i używał wulgaryzmów jak w prawdziwym świecie co działa raczej na plus tego świata. a jeśli chodzi o system walki to jest to coś nowego i wbrew temu co pisze recenzent ma wiele zastosowań taktycznych.
20 listopada o godz. 23:32 10477
Powiem tak – nie mam może takiego rozeznania w grach jak autor artykułu, ale akurat sposób prowadzenia szermierki – moim zdaniem – jest atutem gry. Nie klikamy bezmyślnie, jest element zręcznościowy w tym, ale za to jakie piękne ciosy wychodzą !!! animacje sekwencji ruchów!! aż dech zapiera!! a finishery!!! są czasem naprawdę „ohydnie” naturalistyczne … mniam 🙂
22 listopada o godz. 3:23 10499
> Ten, kto klnie, po prostu nie umie mówić.
No nie przesadzajmy, przeklinać umiejętnie to też sztuka, jak mi się zresztą wydaje, niektóre dialogi (niewiele wprawdzie) u Sapkowskiego właśnie tę sztukę eksploatują.
Oczywiście inną sprawą jest nadużywanie przekleństw w grze czy filmie, pojedynczy mocny wtręt robi wrażenie, nadmiar po prostu nudzi. Mi osobiście nie przeszkadzały przekleństwa w pierwszych Psach, ale kolejne filmy polskie z tego okresu poszły tak daleko, że zaczęło to tylko śmieszyć. Co do gry, nie grałem (może kiedyś, jak znajdę czas), więc się nie wypowiadam.
22 listopada o godz. 20:06 10517
A gdzie recenzja (NIE zapowiedź) w drukowanej „Polityce”? Choćby w dziale „Afisz”??
Wychodzi ciekawy i to polski tytuł, a tu czytam w np. numerze 46, że jedynym z najbardziej polecanych tytułów obecnie do pogrania na PC jest np. cienutkie „SimCity Societies”. Mam ogromny szacunek do „Polityki” od lat, ale – właśnie – z całym szacunkiem: Musicie poprawić dział recenzowania gier w wersji drukowanej, który powinien wyławiać perełki i nie pomijać pereł w rodzaju „Wiedźmina” (tak jak w innych dziedzinach), zamiast polecać konsolowe gniotki w rodzaju „Lost Planet”. Jedyna ciekawa recenzja gry jaką czytałem w drukowanej „Polityce” dotyczyła „STALKERA”. Szkoda, że te recenzje są tak rzadkie i tak statysycznie marne np. w porównaniu z recenzjami książek i filmów. A powyższy artykuł w „Technopolis” pokazuje, że wasi ludzie umieją pisać o grach. Tylko dlaczego nie na papierze?
23 listopada o godz. 0:12 10529
Ja tez jeszcze nie gralem, ale sama recenzja mi sie bardzo podoba :)!
25 listopada o godz. 20:29 10692
Zapominacie że wulgaryzmy to tylko słowa. Niektórych krzywdzą bo społeczeństwo nas tak programuje. To jak ktoś się wysławia jest tylko informacją dla tego co słucha.
20 stycznia o godz. 19:51 13363
>Linie dialogowe, swoją drogą świetnie i dowcipnie napisane, oddające doskonale charakter dialogów z Sapkowskiego, są okraszone wielką ilością wulgaryzmów.Na skutek takiego rozwiązania, zamiast wykonywać uniki i wybierać świadomie ataki, gracz skupia się na zmieniającym się kursorze.<
Bzdura! Gdy chcesz grać na poważenie i nie jesteś tak zwanym n00bem, wybierzesz najwyższy poziom trudności. Wtedy kursor się nie zmienia i musisz wyczuć moment, kiedy Geralt skończy sekwencję, wiec obserwować uważnie co się dzieje w walce.
7 kwietnia o godz. 11:14 15533
ta gra jest do dupy!!! ludzie jak cos takiego durnego mozna wymyslic!!! jedyne co mi sie w tym podoba to walki z potworami i niezła grafa!!! reszta to g….!!! Gothic jest 2 razy lepszy od Wiedzmina!!! a jakie halo zrobili:instrukcja,opowiadanie Wiedzmin,video… żal!!! poprostu wiedzmin to lipa!!!
21 maja o godz. 10:47 17616
Jak widać, jeszcze nie dorosłeś do tej gry.
27 lipca o godz. 10:59 23392
mówiac prosto i zwiezle ***wiedzmin*** jest //super\\ =-)
5 września o godz. 8:06 27048
pewnie ze super to gothic 3 jet do d*** na maksa lipny system walki jest w gothicu i ogólnie jest beznadziejny najgorsza części ze wszystkich hehehe a wiedzmin jest w porównaniu do gothica3 arcydziełem
17 września o godz. 15:29 28054
Ta gra … to nie jest żaden rpg, od tego trzeba zacząć, bo można by się nieźle zawieść po zakupie orginału.
29 września o godz. 14:16 29506
Wiedzmin rządzi!!!
23 września o godz. 16:02 44382
No cóż, o wszystkich wspaniałościach dotyczących gry nie miałem na razie się samemu przekonać. Ukończyłem zdaje się wstęp do gry (czyli przygodę w Kaer Morhen). A potem… moim głównym punktem zainteresowania stał się kursor miecza. Na początku to było jeszcze jako tako znośne, ale po kilku godzinach chodzenia i takiego klikania miałem dość. Nie mogłem się na niczym skupić, wpatrywałem się jak głupi w kursor i martwiłem się czy trafię z kliknięciem. Zupełnie jak ryba w – otwieram paszczę, zamykam paszczę, otwieram, zamykam. A gdzie tu zabawa! Wiedźmin mógłby być znakomitą platformą dla symulacji walki! Zwłaszcza, że podstawa była – błyskotliwie opisany walki duże i małe w Sapkowskim. Gier, które dobrze potrafiły wątek walki rozegrać też nie brakuje. Dla mnie walka zawsze jest jednym z ciekawszych momentów gry, zwłaszcza RPGa. Taki ożywczy powiew zefirku w trakcie przygody. Walka w Wiedźminie natomiast w ogóle nie daje mi przyjemności. Jednym z wyznaczników gry komputerowej jest wrażenie znaczących zmian, które zachodzą gdy ja staję się użytkownikiem gry. Czyli jak wiele się zmienia, gdy ja gram, jak duży mam wpływ na grę. I co? Podczas walki mogę kliknąć, albo nie-kliknąć? Halo? Czy to trochę aby nie za mało? Czasy kiedy był jeden FIRE w joysticku już chyba minęły? Nie możnaby tak, coś tego rozwinąć? Zresztą, kto pamięta International karate championship, ten wie, że i na ATARI potrafiono zrobić grę z rozwiniętym system walki 🙂
I choćby tak prosty system walki jak ten Jedi Academy całkowicie by mnie zadowolił i przyniósł mocno radości. Nie chcę, żeby komputer (gra) wykonywał za mnie te wszystkie cięcia, finty, uniki, bloki, półobroty z odbiciem i kontrą itd. – JA chcę! Już chyba wolałbym nawet system z NWN czy każdy inny, bo ten który jest w Wiedźminie ani trochę WEDŁUG MNIE nie oddaje uroku walki (zwłaszcza jak się wspomni świetne opisy walk w prozie Sapkowskiego).
Wiedźmin mógł grą, w której gracz intuicyjnie wyprowadzałby całe zestawy ciosów, z czasem tworzyłby własny styl walki a wymyślane udane połączenia umieszczałby do wczytania innym graczom, filmiki umieszczał na yt a szczególnie piękne pojedynki z gierkowymi zabijakami oglądałoby się z wypiekami na twarzy. No a tak… cóż. Jest jak jest, a z tego co wiatr niesie w Wiedźminie części II lepiej nie będzie.
23 września o godz. 18:52 44390
Panie Karolu – duszo bratnia! No to to właśnie! Pozwolę sobie wyrazić opinię, że najlepszy model walki mieczem miał poprzednik Jedi Academy – doskonały Jedi Outcast. Ten w JA był już trochę „przefajnowany”, a model walki w JO skrojony został w sam raz na ludzką miarę – na poziomie Jedi był dość trudny, ale możliwy do ogarnięcia, umożliwiający prawdziwe reagowanie, co widac było zwłaszcza w multiplayu. Jego jedyną wadą był brak samodzielnej możliwości wykonania parady. Wiedźmin, niestety, nie spełnił tej pokładanej w nim nadziei – zaimplementowano w grze system walki zbyt zręcznościowy, by stał się on prawdziwym wyzwaniem.
Co do ciekawych rozwiązań, polecam recenzję symulatora judo : http://technopolis.polityka.pl/2007/david-douillet-judo.
Pozdrawiam serdecznie
JMD
13 stycznia o godz. 0:08 46658
Zgadzam z autorem, system walki jest dość monotonny i nudzi się stosunkowo szybko, zwłaszcza gdy trzeba się w kółko przebijać przez mrowie słabych przeciwników. Co do wulgaryzmów to faktycznie gdzieniegdzie można by je ograniczyć (choć „Giń s…..” akurat pasuje jak ulał). Z wad gry należałoby wymienić jeszcze niski poziom trudności starć.
Tym niemniej, na co można by położyć nacisk w recenzji, fantastyczna warstwa fabularna gry rekompensuje z nawiązką wszelkie niedociągnięcia, a screeny mówią same za siebie jeśli chodzi o grafikę. Do tego dochodzi jeszcze doskonała moim zdaniem ścieżka dźwiękowa wzbogacona wiarygodną grą aktorów. Jak dla mnie 10/10.
8 maja o godz. 18:55 50495
@Lolazz uważasz że jest „niski poziom trudności starć”? Zagraj na najtrudniejszym poziomie, a jak to ci mało to ściągnij moda podwyższającego najtrudniejszy. Nie będziesz dał rady nawet kuroliszka na początku II rozdziału pokonać 🙂