„Anno 1701” jest po prostu doskonała, więc zamiast szukać dziury w całym, wolę powojować z piratami.
Recenzję „Anno 1701” pozwolę sobie zacząć od końca, czyli od wymagań systemowych podanych przez wydawcę: procesor 2.2 GHz, 512 MB RAM, i karta graficzna z 64 MB pamięci. Wcale się nie zdziwię, jeśli czytelnik w tym miejscu pokiwa głową z niedowierzaniem. Niepisana zasada głosi, że do tego, co widnieje na pudełku, należy dodać przynajmniej pięćdziesiąt procent. I tu zaskoczenie – w nowe „Anno” naprawdę można zagrać na tak skonfigurowanym komputerze.
Nowa gra studia Sunflowers, jak i poprzednie części, to typowy city-building. Grafika nawiązująca stylistyką do niezbyt realistycznego, zabawnego komiksu mogłaby sugerować, że „Anno” jest prostym programem dla młodszych graczy. Nic bardziej błędnego. „Anno 1701” jest z pewnością zabawne, ale na pewno nie łatwe.
Gra oferuje dwa podstawowe tryby: scenariusze, na które składa się kilkanaście pojedynczych misji o różnym stopniu trudności oraz rozgrywkę dowolną, w której sami określamy wszystkie parametry (m.in. wielkość mapy, liczbę przeciwników, dostępność surowców). Tryb dowolny oferuje graczom ciekawą, długą i skomplikowaną walkę o zbudowanie, przetrwanie i ekspansję własnego kolonialnego imperium.
Budowę miasta można wówczas rozpocząć na dwa sposoby – na wybranej przez komputer wyspie, lub swobodnie żeglując w poszukiwaniu najlepszego miejsca do założenia kolonii w Nowym Świecie. Przyznaję, że ten drugi sposób bardziej przypadł mi do gustu. Na mapie znajdują się dwa rodzaje wysp: północne i południowe, różniące się pomiędzy sobą zestawem dostępnych surowców i roślin, które można na nich uprawiać. Ponieważ na żadnej wyspie nie znajdziemy wszystkich surowców i roślin niezbędnych do funkcjonowania gospodarki naszego miasta, już na początku należy skolonizować przynajmniej dwie wyspy z różnych stref klimatycznych.
Mieszkańcy świata „Anno” mogą osiągnąć pięć stopni rozwoju. Jak to zwykle w takich grach bywa, by przejść z niższego na wyższy, trzeba spełnić wszystkie wymagania danej klasy oraz doprowadzić do maksimum wskaźnik społecznego zadowolenia. Schemat znany z dziesiątek, jeśli nie setek podobnych gier, jednak w „Anno 1701” wyjątkowo trudno doprowadzić do tego stanu.
Dwie najwyższe klasy: kupcy i arystokraci mają już bardzo wyrafinowane zachcianki – chcą perfum, słodyczy (!), biżuterii. Jeśli zabraknie któregoś z podstawowych towarów, mieszkańcy zaczynają okazywać niezadowolenie (mogą nawet spalić miasto). Zasady gry mogłyby być odrobię bardziej elastyczne – rozumiem wprawdzie, że długotrwałe przerwy w dostawach alkoholu mogą rodzić społeczne napięcia, ale rewolucja z powodu braku czekoladek, to już moim zdaniem gruba przesada.
Ponieważ posiadanie wszystkich niezbędnych surowców jest praktycznie niemożliwe, konieczne staje się prowadzenie handlu z innymi postaciami z gry. A te są do nas zazwyczaj nastawione nieprzychylnie. Trzeba zatem lawirować, zawierać sojusze, stosować przekupstwo i szpiegować, w ostateczności prowadzić bardzo kosztowną wojnę.
Najtrudniej osiągnąć równowagę budżetową (jak zawsze, ale w „Anno” naprawdę trudno ją osiągnąć). Utrzymanie infrastruktury kosztuje słono, a wpływy z podatków przeważnie nie są w stanie zrekompensować wydatków. W czasie rozgrywki nawet przez chwilę nie udało mi się osiągnąć żadnych dochodów; gdyby nie zyskowny handel luksusowymi towarami, szybko zostałbym bankrutem.
Inaczej niż w większości ekonomicznych strategii, w „Anno 1701” gracz nie ma ani chwili spokoju. Kiedy wydaje się, że wszystko idzie jak należy, następuje jedno z wielu „wydarzeń losowych” – wybuch wulkanu, huragan, plaga szczurów, strajki, zatrucie studni przez sabotażystów…
W „Anno 1701” zachwyca nie tylko sama rozgrywka, ale również grafika. Piękne budynki, okręty pod pełnymi żaglami i inne modele wykonano z największą starannością. Co więcej, zaawansowana grafika nie obciąża zanadto peceta. Sterowanie nie sprawia żadnych kłopotów, a polonizacja to prawdziwy majstersztyk – jest bezbłędna i zabawna („Następnym razem posmakujesz mojego kordelasa!”, woła kapitan właśnie zatopionego pirackiego okrętu).
Z obowiązku zastanawiałem się przez dłuższą chwilę, czy „Anno 1701” ma jakieś znaczące wady. Potem dumałem jeszcze dłużej, czy „Anno 1701” na w ogóle jakiekolwiek wady. Może bym i coś wymyślił, ale zamiast szukać dziury w całym, wolę jeszcze powojować z piratami. Gra jest, po prostu, doskonała.
Jan Maciej Długosz
Ocena: 5.5/6
Zalety: grywalność, grafika, polonizacja
Wady: nie stwierdzono.
PS. No dobra, wymyśliłem wadę. Save’y długo się wgrywają.
„Anno 1701”: strategia, od lat 3, gra z polskimi napisami i dialogami, cena 99,90 zł. Dystrybutor: Cenega.