Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

2.11.2012
piątek

„Torchlight 2” – recenzja gry

2 listopada 2012, piątek,

Cudowna alternatywa?

W „Diablo 3” nie grałem, przyznaję to bez poddawania mnie wymyślnym torturom. Chęci były, jak to w przypadku blockbusterów, szczególnie z tak znakomitego studia jakim jest Blizzard, ale skutecznie zniechęciły mnie do tego dwa czynniki – cena oraz brak prawdziwego trybu single player. Pierwsza kwestia jest oczywista. Czasy nie są łatwe, a wydanie blisko 200 zł na upragnioną grę, to dla wielu osób wciąż spory wydatek. A jeśli pomnożyć tę kwotę przez dwa, bo nie od dziś wiadomo, że lochy najlepiej eksploruje się z kumplem albo członkiem rodziny, to nagle cena okaże się barierą mocno zaporową.

Z drugiej strony, bardzo nie lubię, gdy traktuje się mnie jak złodzieja. Tryb single player z koniecznością utrzymania stałego połączenia z Battle.net? Ta, jasne. Na dodatek firma zasłania się, że to nie przez piractwo – Blizzard chciał uniknąć hackowania gry i używania botów przez graczy. Serio? To jest oficjalny powód? Tak czy inaczej, któregoś dnia nieco przypadkowo trafiłem na Torchlight 2. Tytuł ten z miejsca mnie zaciekawił, bo niecałe 70 zł (a w niektórych miejscach nawet mniej) za pełny produkt, posiadający na dodatek wszystkie opcje, których potrzebuję (LAN!), to dobra cena. A że pierwszy „Torchlight” znajdował się ongiś na mojej liście gier do sprawdzenia, postanowiłem spróbować. Spróbowałem i wsiąkłem.

„Torchlight 2” kontynuuje długą tradycję hack’n’slashy, które w obecnej formie (prawdopodobnie) zostały zapoczątkowane właśnie przez legendarne „Diablo” pod koniec lat dziewięćdziesiątych. A tradycję tę kontynuuje bardzo udanie, bo choć lubię ten gatunek, to muszę uczciwie przyznać, że ostatnich latach nie natrafiłem na żaden tytuł, który nie znużyłby mnie już po kilku godzinach grania. Tu natomiast chce się grać i to chce się grać jak najwięcej.

Fabuła w nowej odsłonie „Torchlight”… jest. Ale jaka jest? Trudno powiedzieć, bo człowiekowi przez większość czasu zwyczajnie nie chce czytać się wszystkich tych fabularnych wstawek – przydługich i nudnych. Jest tu jakiś alchemik, zagrażający bezpieczeństwu nibylandu i trzeba będzie skopać mu tyłek. Czym prędzej przechodzimy więc do tego ostatniego. Wybieramy jednego z czterech bohaterów – maga, strzelca, berserkera lub inżyniera i wyruszamy w epicką podróż, w której, zanim jeszcze zyskamy okazję do wymierzenia arcywrogowi solidnego kopniaka, będziemy zmuszeni przebić się przez hordy innych przeciwników.

W sferze rozgrywki naprawdę trudno jest do czegokolwiek się przyczepić.  „Torchlight 2” jest dynamiczna, barwna, pełna wybuchów, świateł i fajerwerków, a także najróżniejszych stworzeń, które tysiącami padają pod uderzeniami naszych broni. Solą tego typu gier jest oczywiście rozwój postaci oraz znajdowanie kolejnych łupów, i pod tym względem tytuł spisuje się na piątkę. Każda postać posiada trzy drzewka rozwoju. Jeśli chcemy, możemy po trosze rozwijać każde z nich, tworząc postać bardziej zrównoważoną, ale słabo wyspecjalizowaną albo jednowymiarową, lecz potężną. Trudno zliczyć wszystkie możliwe kombinacje, bo są ich tysiące, a jeśli zaczniemy je dodatkowo brać pod uwagę w kontekście tworzenia z przyjaciółmi grupy dopełniających się bohaterów, to staniemy przed zupełnie nowym wyzwaniem.

Równie ciekawie prezentuje się kwestia łupów. Przede wszystkim zawsze jest ich dużo. Oczywiście, jak to w tego typu grach bywa, większość przedmiotów to szmelc, który bez mrugnięcia okiem sprzedajemy u kowala. Ale ten niewielki procent pozostałych itemów wystarczy, by stworzyć postać z jednej strony unikatową, a z drugiej taką, która najlepiej odpowiadać będzie naszemu stylowi grania. W trybie multi zaproponowano fajny patent, dzięki któremu gracze nie mogą podkradać sobie sprzętu z pola walki. Łupy wypadają bowiem dla każdego oddzielnie. Inni nie widzą nawet podnoszonego przez nas sprzętu i złota. Co prawda można zajrzeć do ekwipunku współtowarzysza, ale jeśli coś znajdziemy, to nie ma obawy, że ktoś nam to podkradnie dla siebie.

Kolejnym świetnym pomysłem, którego nie widziałem w innych grach tego typu jest chowaniec. Jasne, motyw chowańca nowy nie jest, ale tym razem obecność pupila jest nie tylko sympatyczna, co bardzo przydatna z czysto pragmatycznego punktu widzenia. Oprócz korzystania z jego zdolności bojowych, możemy na naszego towarzysza zrzucić obowiązek sprzedaży zalegającego nam w plecaku żelastwa i zakupu zwojów czy eliksirów. Dzięki temu unikamy ciągłych powrotów do miasta. Wystarczy jedno kliknięcie, a po dwóch minutach zwierzak wróci do nas z zarobionymi pieniędzmi oraz potrzebnymi przedmiotami. Proste? A jakie pomysłowe!

Ostatnią rzeczą, która przemawia na korzyść rozgrywki są dobrze zrównoważone poziomy trudności. Pierwsze dwa służą jedynie zapoznaniu się z grą. Rzadko kiedy giniemy, a przez większość czasu z uśmiechem na ustach jedynie trzymamy LPM, by nasz bohater młócił kolejnych wrogów. Stopień wyżej zaczyna się już wyzwanie. Moby są nieco twardsze, a bossowie, których w trakcie gry napotkamy przynajmniej kilkudziesięciu, potrafią napsuć krwi. W tym też momencie zaczynamy kombinować z ustawieniami umiejętności, szukając najbardziej optymalnych ustawień, nie tylko po to, by szybciej eliminować wrogów, ale czasami tylko po to, by przeżyć (choć nierzadko jedno z drugim jest mocno powiązane).

Na koniec dwa słowa o stronie audio-wizualnej. Jest nieźle. Nie jest to może poziom graficzny gier AAA, ale wizuale postaci w różnych kombinacjach sprzętowych wyglądają całkiem fajnie. Jeśli na dodatek lubi się nieco kreskówkowe klimaty, „Torchlight 2” powinien spełnić oczekiwania. Udźwiękowienie wypada nieco słabiej w tym porównaniu. Muzyka pogrywa gdzieś w tle niezbyt natrętnie, nie przeszkadzając, ale też nijak się nie wybijając. Przez większość czasu towarzyszą nam głównie okrzyki bojowe bohaterów, efekty dźwiękowe ciosów specjalnych i odgłosy umierania wrogów. Ogólnie – nie ma co narzekać.

„Torchlight 2” kupił mnie w zasadzie od samego początku. Ceną, wciągającą rozgrywką i aurą, sprawiającą, że każdego wieczora chce się wrócić do komputera, żeby pograć „jeszcze tylko godzinkę”. To bardzo solidny hack’n’slash, przemyślany, z kilkoma fajnymi rozwiązaniami, często nie pozwalający oderwać się od komputera. Jeśli więc jesteś, drogi czytelniku, miłośnikiem tego typu zabawy, a „Diablo 3” nie przekonało cię lub nie sięgnąłeś po nie z podobnych powodów jak ja – szczerze polecam ten tytuł. W relacji cena/jakość ta produkcja to samorodek z najszczerszego złota.

Andrzej Jakubiec

OCENA: 90%

Zalety: Niska cena; wysoka grywalność; tony łupów; ciekawe możliwości rozwoju postaci; wciąga!
Wady: brak fabuły?

PEGI 12+

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Grałem zarówno w diablo 3 jak i nowego torchlighta i powiem, że obie gry są bardzo dobre. Pod względem pomysłowi i patentów są bardzo do siebie podobne więc przesiadając się z jednej na drugą nie czułem, że diablo oferuje więcej i lepiej niż produkcja Runic Games. Powiem nawet, że rozwiązania z torchlight dożo bardziej przypadły mi do gustu. Pod względem grafiki, animacji i muzyki niewiele zmieniło się od czasu t1 co jest zarówno wadą jak i zaletą ale w żaden sposób nie przeszkadza w radosnej demolce. Podsumowując torchlight 2 to gra szybka, dynamiczna i dająca mnóstwo frajdy- idealna na szarobure jesienne i zimowe wieczory (no i oczywiście w świetnej cenie: ok 50 zł)

  2. Potwierdzam – świetna gierka, dobra alternatywa dla Diablo 3. Niestety – to tylko alternatywa, bo po kontrowersyjnym początku Diablo pokazuje swoją prawdziwą moc, po patchu 1.0.5 rozgrywka jest naprawdę miodna.

  3. Świetny hack&slash… Nie próbowałam jeszcze lan/internet ale to na weekendzie ze znajomymi się zgadam… Puki co wbiłam 6 lv magiem i podoba mi się 🙂

  4. Rewelacyjna gierka!

css.php