Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

20.03.2012
wtorek

„Mass Effect 3” – recenzja gry

20 marca 2012, wtorek,

Bohaterowie są zmęczeni

Komandor Shepard powrócił. Aż trudno uwierzyć, że od premiery pierwszej części trylogii „Mass Effect” minęło prawie pięć lat. Historia ludzkiego Widma, stającego do nierównej walki z siłami zagrażającymi całej Galaktyce, do dziś olśniewa rozmachem, bogactwem wykreowanego świata i charakterystyczną filmową narracją. Produkcja kanadyjskiego studia BioWare, choć niepozbawiona wad, zachwycała nowymi, nietypowymi rozwiązaniami, świetnie opowiedzianą fabułą i klimatem prawdziwej space opery. Co tu dużo mówić, czegoś takiego po prostu jeszcze nie było. Wielokrotnie nagradzany sequel, utrzymany w konwencji „Parszywej dwunastki” Roberta Aldricha, zaostrzył tylko apetyt na więcej. Jak na tym tle prezentuje się najnowsza, ostatnia już odsłona serii? Czy dorównuje poziomem swym poprzedniczkom?

Zgodnie ze słynną maksymą Alfreda Hitchcocka „Mass Effect 3” rozpoczyna się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie nieprzerwanie rośnie. Zakodowane w proteańskich nadajnikach informacje okazały się prawdziwe. Żniwiarze, Wielcy Przedwieczni odpowiedzialni za stworzenie Cytadeli oraz sieci Przekaźników Masy, powrócili z bezgwiezdnej pustki, by po pięćdziesięciu tysiącach lat ponownie dokonać dzieła zniszczenia. Galaktyka płonie. Planeta po planecie kolejne światy przestają istnieć. Shepard cudem unika śmierci w trakcie inwazji na Ziemię. Przywrócony przez dawnego przyjaciela, admirała Andersona, do czynnej służby we flocie Przymierza, opuszcza Układ Słoneczny na pokładzie Normandii SR-2, żeby szukać pomocy u przedstawicieli innych inteligentnych ras zamieszkujących Drogę Mleczną. Rozpoczyna się wyścig z czasem.

Aby mieć szansę w starciu ze Starymi Maszynami, komandor będzie musiał udowodnić, że jest nie tylko świetnym żołnierzem, ale także urodzonym dyplomatą. Utworzenie międzyplanetarnej koalicji wymaga bowiem pogodzenia wielu – niekiedy sprzecznych – interesów. Asari nie chcą umierać za Londyn. Turianie zajęci są obroną własnych granic. Kroganie i Salarianie pozostają w stanie zimnej wojny. W obliczu zagrożenia każdy myśli przede wszystkim o sobie. Jedni w zamian za pomoc oczekiwać będą wpływów i pieniędzy, innym wystarczy, że przymkniemy oko na pewne sprawy. W miarę upływu czasu decyzje stają się coraz bardziej skomplikowane i niejednoznaczne moralnie. Uratować planetę i jej mieszkańców czy przyjaciela? Zdradzić dawnych towarzyszy, żeby zdobyć potężnego sojusznika? Poświęcić ważnego oficera czy spieszyć mu na ratunek kosztem jego ludzi? Twórcy z BioWare obiecywali przed premierą, że czeka nas wiele trudnych wyborów i trzeba przyznać, że słowa dotrzymali.

Jednak „Mass Effect 3” to nie tylko historia formowania się wielkiej koalicji. To także, a może przede wszystkim, opowieść o okrucieństwie wojny, przemijaniu i śmierci. Jeżeli odłożymy na chwilę karabin i rozejrzymy się dookoła, zobaczymy przepełnione szpitale, pękające w szwach obozy dla uchodźców oraz rezerwistów przestraszonych nagłymi powołaniami do wojska. Brakuje żywności, broni, leków. Ludzie wsłuchują się w nadawane co kilka minut informacje z nadzieją, że dowiedzą się czegoś o swoich bliskich. Żołnierze przeżywają załamania nerwowe. Nawet nasi bohaterowie wydają się zmęczeni ciągłą walką. Garrusowi łamie się głos, gdy wspomina rodzinny dom na Palavenie. Sheparda zaczynają dręczyć wątpliwości czy to, co robi, ma w ogóle jakiś sens. Jego dotychczasowe sukcesy, pokonanie Suwerena i zniszczenia bazy Zbieraczy, nie zmieniły przecież niczego. Żniwiarze powrócili i powoli, systematycznie oczyszczają Drogę Mleczną z wszelkich inteligentnych form życia. Czy takiej sile da się skutecznie przeciwstawić?

Żeby w pełni zrozumieć rozgrywającą się na naszych oczach tragedię, warto zapoznać się z pozostałymi odsłonami serii. Dopiero wtedy pewne wątki stają się jasne, a wybory prawdziwie dramatyczne – dotyczą bowiem osób, z którymi zdążyliśmy się już zżyć. Dodatkową zachętą do poznania poprzednich części jest możliwość importu postaci. Opcja ta personalizuje opowieść, dodając wiele mniej lub bardziej znaczących szczegółów. Na ogół są to rzeczy niewielkie, czasami jednak w kluczowych momentach potrafią mile (bądź niemile) zaskoczyć.

Sama rozgrywka nie różni się zbytnio od tego, do czego przyzwyczaił nas „Mass Effect 2”. Dla jednych będzie to zaletą, dla innych wadą. Poprawiono za to kilka elementów, które wcześniej mogły irytować. Ograniczono do minimum potrzebę skanowania planet, urozmaicono uzbrojenie, wzbogacono nieco system rozwoju postaci. Dzięki zwiększeniu poziomu trudności, walki stały się zdecydowanie bardziej intensywne. Wrogowie lepiej ze sobą współpracują, sprawniej korzystają z dostępnych mocy, częściej wymuszają zmianę pozycji. Szkoda tylko, że przy okazji zrezygnowano zupełnie z misji, w trakcie których można było pilotować pojazdy opancerzone czy z mini gier związanych z hackowaniem systemów i otwieraniem zamków.

Na uwagę zasługuje również ciekawie rozwiązany tryb multiplayer. Pozwala on na czteroosobową zabawę w trybie kooperacji, polegającą na pokonywaniu coraz silniejszych fal wrogów (agentów Cerberusa, gethów bądź Żniwiarzy) i wykonywanie pojawiających się w trakcie misji zadań (np. włamanie do znajdujących się w różnych częściach bazy komputerów). Po trwającym około dwadzieścia minut pojedynku na jednych z trzech poziomów trudności (brązowym, srebrnym lub złotym) otrzymujemy specjalne odznaczenia oraz odpowiednią ilość kredytów, za które kupujemy w sklepie skrzynie z ekwipunkiem. Ich zawartość jest losowa i w zależności od szczęścia możemy dzięki nim wzbogacić swój arsenał o dodatkową broń, zestaw medi-żelu czy odblokować różne, niedostępne na początku kombinacje klasy i rasy (np. szturmowiec drell lub adept asari). Dodatkowo, kiedy osiągniemy odpowiedni poziom doświadczenia, nasz bohater zostaje uznany za sojusznika Sheparda w Galaktycznej Wojnie, zwiększając tym samym jego szanse na powodzenie w finałowym starciu ze Żniwiarzami w trybie dla pojedynczego gracza.

Muszę przyznać, że gra pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałem się typowej historii o ratowaniu świata, a otrzymałem coś więcej – nostalgiczną opowieść o schyłku cywilizacji i końcu pewnej epoki. „Mass Effect 3” to udane, ale i gorzkie zakończenie trylogii. Jak bardzo gorzkie? To już zależy od was.

Tomasz Kupiecki

„Mass Effect 3” PC, action RPG, producent BioWare Corporation, wydawca Electronic Arts Polska. Gra dostępna także na PS3 i X360.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. Jak dla mnie 6,5/10.
    Najbardziej razi infantylność i dialogi.
    Niestety;(

  2. Cała ta seria jest świetna,dla mnie 8/10

  3. dialogi… Jak widać każdy widzi co innego. Jak dla mnie dialogi to jeden z najmocniejszych punktów gry.

css.php