Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

21.09.2012
piątek

Darskiders II – recenzja gry

21 września 2012, piątek,

Ze Śmiercią mu do twarzy
Pierwsza odsłona „Darksiders” była fenomenem. Mało znane studio Vigil stworzyło slasher wtórny, ale doskonale łączący w sobie elementy zaczerpnięte od najlepszych – począwszy od „God of War”, przez starego „Soul Reavera”, na „Portalu” kończąc. Nic więc dziwnego, że twórcom udało się sprzedać ponad milion sztuk tej produkcji. Tytuł potrafił skraść ładnych kilkadziesiąt godzin z życia, a nad jego ponadprzeciętnością zachwycałem się już na łamach Technopolis dwa lata temu. Z pewnością więc jesteście w stanie wyobrazić sobie, jaka była moja reakcja, gdy dowiedziałem się, że w drugiej połowie 2012 dane mi będzie zagrać w kontynuację. W końcu moja cierpliwość została nagrodzona.

„Darksiders II” kontynuuje wątki rozpoczęte w poprzedniczce. Wojna, oskarżony przez Radę Spopielonych o przedwczesne doprowadzenie do Apokalipsy, został uwięziony. Jednak zanim do tego doszło, Jeździec przełamał ostatnią z siedmiu pieczęci pokoju, które chroniły wszelkie istnienie przed Końcem Świata, wzywając do walki swoich współbraci – pozostałych Jeźdźców Apokalipsy. W tym oto momencie do akcji wkracza nasz protagonista, Śmierć, który nie wierzy w winę swego brata, uważając go za najbardziej honorowego ze wszystkich Jeźdźców. Chcąc tego dowieść, Ponury Żniwiarz gotów jest sprostać wszelkim przeciwnościom losu i stawić czoła własnej przeszłości. Sprawy szybko komplikują się, gdy Śmierć zostaje strącony do umierającego świata, którego fundamenty toczy Zepsucie.

I znów, podobnie jak w przypadku pierwszej części, fabuła nie jest najmocniejszą stroną gry, ale zawiera dostatecznie dużo smaczków, by trzymać nas przy ekranie do samego końca. Ale jeśli nawet nie uczyni tego wątek fabularny, to można być niemal pewnym, że zrobi to ogromna „miodność” rozgrywki, wprost wylewająca się z ekranu monitora, za każdym razem, gdy opalimy grę. Autorzy najwyraźniej umieją wyciągnąć wnioski z porażek innych i hołdują zasadzie: po co naprawiać coś, co działa dobrze? Tym sposobem otrzymujemy w rzeczywistości oryginalnych „Darksiders”, ale z nową otoczką fabularną, nową postacią, nowymi przeciwnikami oraz szeregiem drobnych ulepszeń, które czynią rozgrywkę ciekawszą.

Tym, co od razu rzuca się w oczy, jest nowo wprowadzony element RPG. Zasadniczo wciąż mamy do czynienia z liniowym slasherem, chociaż tym razem oddano nam do dyspozycji otwarty świat, gdzie bohaterowie niezależni od czasu do czasu raczą nas jakimś zadaniem dodatkowym. Jasne, w większości wypadków jest to jedynie „pozbieraj kamyczki, żeby otrzymać trofeum albo odblokować achievementa”, ale zdarzają się również typowo fabularne sidequesty. Wszystko to dodaje grze swoistego uroku. Element RPG wprowadza jednak coś więcej niż tylko zadania poboczne – pozwala naszemu protagoniście awansować na kolejne poziomy, rozwijać statystyki i używać potężniejszych przedmiotów. Z jednej strony nic w tym nadzwyczajnego, ale z drugiej żaden inny slasher tego typu nie posiadał pełnego ekwipunku, na dodatek z modyfikowalnymi broniami. Mała rzecz a cieszy.

Chyba nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że walka stanowi najważniejszą część rozgrywki. Na kilkanaście godzin spędzonych przed telewizorem, wklepywanie kombinacji ciosów zajmie nam przynajmniej dwadzieścia, trzydzieści procent tego czasu. Może wydawać się, że nie jest to dużo, ale zapewniam, że wystarczy. Autorom udało się znaleźć złoty środek pomiędzy eksterminacją wrogów a łamigłówkami i elementami czysto przygodowymi. Jakakolwiek zmiana proporcji zapewne zachwiałaby tą delikatną równowagą. Jeśli jednak odczujemy jakieś braki w zakresie ilości stoczonych potyczek, zawsze możemy udać się na arenę i zmierzyć się w okrągłą setką fal wrogów. Jeśli dotrwamy do końca, zyskamy możliwość stawienia czoła najmocniejszemu bossowi w całej grze. Ot kolejny, mały ukłon w stronę cRPG.

Druga odsłona „Darksiders” cierpi jednak na tę samą przypadłość, co część pierwsza – zadziwiającą słabość bossów. O ile walki z grupami mobów nastręczają czasami trochę trudności, głównie ze względu liczebność przeciwników, to w znaczącej większości przypadków do walki z głównymi antagonistami ma się ochotę podejść z jedną ręką zawiązaną na plecach. Ostatni boss jest tak żałośnie nieszkodliwy, że podczas walki z nim zastanawiałem się, czy to już naprawdę koniec. Może to dopiero jego pierwsze wcielenie? Może jeszcze coś pokaże? Może…? Nie, trzy minuty i po sprawie. Nawet nie użyłem eliksiru leczącego.

Dwa słowa należą się jeszcze warstwie technicznej produkcji. Zacznę od udźwiękowienia, które jest bardzo mocną stroną gry. Voice acting postaci stoi na wysokim poziomie, ale to muzyka nadaje ton warstwie audio, do tego stopnia, że z przyjemnością słucha się jej nawet po zakończeniu zabawy. Odrobinę słabiej wypada oprawa wizualna. Widać, że twórcy poprawili to i owo, ale wciąż z jednej strony jest odrobinę zbyt kolorowo, jak na postapokaliptyczny świat, a z drugiej nieco zbyt monotonnie, gdy idzie o wygląd lochów (choć do projektu samych poziomów nie sposób się przyczepić). Najgorzej w warstwie technicznej wypadają kwestie niezwiązane z audio-wideo – sterowanie i bugi. To pierwsze jest nieprecyzyjne. Szczególnie frustruje to, kiedy trzeba wykonać coś szybko, a nasza postać zamiast skoczyć w bok, skacze w górę, bo system nie zarejestrował jeszcze wychylenia drążka kontrolera. Bugi z kolei objawiały się okazjonalnym przywieszeniem konsoli. Powiem szczerze, że z coraz większym niepokojem spoglądam na tego typu rzeczy, bo jeszcze jakiś czas temu gry konsolowe kojarzyły mi się ze środowiskiem pozbawionym poważniejszych błędów, a teraz…

„Darksiders II” to godny następca swojej poprzedniczki. Autorzy postanowili iść przetartym szlakiem i nie psuć tego, co sprawdziło się wcześniej. Nowe elementy fajnie komponują się z tym, co już jest nam znane, zwiększając już i tak wysoką grywalność. Tym sposobem za sobą mamy już przygody Wojny i Śmierci, ale wiadomo przecież Jeźdźców Apokalipsy było czterech. Czyżby więc twórcy planowali uraczyć nas jeszcze dwiema odsłonami serii? Oby.

Andrzej Jakubiec

OCENA: 85%

Zalety: doskonałe udźwiękowienie, dobry design lochów, wysoka grywalność
Wady: nieprecyzyjne sterowanie, okazyjne bugi, kiepski backtracking

PEGI: 18+

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. p.s.
    sound rzeczywiscie tomita;
    kumpel twierdzi, ze dobrze sie na pececie dauni;
    a co w polszcze piszczy, jesli zapytac moge, tak jesienia??

  2. OST rzeczywiscie rewelacja. Oprocz wymienionych inspiracji, ja odczulem w DS2 szczypte Zeldy. Generalnie fajna gra, jak tylko bedzie promocja na Steamie – polecam sprawdzic.

css.php