Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

24.07.2012
wtorek

„Binary Domain” – recenzja gry

24 lipca 2012, wtorek,

Smar się leje

Odbiór Binary Domain to doskonały przykład działania medialnej tresury i skutków fatalnego zwyczaju dyskutowania o rzeczach, które znamy tylko z trailerów. Tytuł Segi, skreślony przez część graczy i recenzentów jasnowidzów (czyli tych, co to potrafią wydać opinię jeszcze zanim włożą płytę do napędu), okazuje się być nadspodziewanie dobrą i wciągającą produkcją.

Zacznijmy jednak od początku. Strzelnica, czyli świat przedstawiony, to nieco zdemolowana rzeczywistość drugiej połowy XXI wieku. Rzecz cała dzieje się w Japonii, przypominającej lekko cyberpunkowe wizje Dicka i Gibsona. Lekko, bo mimo kilku wspólnych punktów (degradacja środowiska, wszechwładne korporacje, stanowiąca zagrożenie dla ludzkości niezależna AI) klimat opowieści nie jest nawet w połowie tak mroczny jak choćby w ostatnim Deus Ex.

Gwałtowny rozwój robotyki wymusił jej prawne ograniczenia – „nowa konwencja genewska” zabrania produkcji robotów do złudzenia przypominających ludzi. Szczególna grozę budzą androidy, zwane „Hollow Children”, kopie tak doskonałe, że nie mające nawet świadomości swojego mechanicznego pochodzenia. O złamanie zakazu ich produkcji oskarżona zostaje potężna japońska korporacja Amada. Przeciw niej zostaje wysłana międzynarodowa grupa zawodowych żołnierzy, wśród których znajdzie się oczywiście i nasze wirtualne alter ego – amerykański komandos Dan Marshall.

Pierwsze etapy gry to, poza zapoznaniem się z mechaniką, zbieranie drużyny, w skład której wchodzą jeszcze: czarnoskóry mięśniak z RKM-em, zdystansowany Anglik dowodzący grupą, jego rodaczka, urodą przypominająca brytyjskiego buldoga, eteryczna i nadspodziewanie długonoga Chinka (w której oczywiście zakocha się główny bohater) oraz pojawiający się nieco później mówiący z manierą francuskiego lokaja droid bojowy. Spośród nich wybierać będziemy towarzyszy broni (zwykle dwóch), stających z nami ramię w ramię w trakcie licznych bitew. Binary Domain zawiera również i inne elementy lekko upodabniające ją do gry RPG – zależnie od naszych poczynań i odpowiedzi wybieranych w trakcie dialogów sympatia towarzyszy może wzrastać lub maleć (choć wpływu tego czynnika na rozgrywkę nie udało mi się dostrzec), a za punkty otrzymane w walce możemy modyfikować broń (swoją i towarzyszy) lub kupować amunicję, apteczki i ulepszenia.

Gatunkowo Binary Domain należy do rodziny „gearsopodobnych” „cover shooterów”. Jest klasyczną strzelaniną TPP, której liniowe levele poprzeplatane są arenami do walk z bossami. Przeciwnicy to wyłącznie istoty mechaniczne, więc o grze (mimo gatunku) nie sposób powiedzieć że jest krwawa, choć smar leje się strumieniami. Wroga sztuczna inteligencja sprawuje się całkiem nieźle, a każdy typ przeciwnika zachowuje się nieco inaczej. Uzbrojone roboty, podobnie jak nasz bohater, wykorzystują osłony, noszą kuloodporne tarcze, rzucają granty i wykonują szarże – moim ulubieńcem została chodząca na obcasach szybka i giętka ninja-robocica. Część graczy zarzuca Binary Domain, że jest za łatwa, ale moim zdaniem balans rozgrywki jest właściwy – przeciwników jest dużo, strzelanie nie frustruje lecz cieszy, a zwycięskie walki z twardymi bossami dają wielką satysfakcję.

Strzelankowy szkielet nie oznacza jednakowej stylistyki – twórcy z Yakuza Studio wmieszali do rozgrywki wiele zaskakujących elementów, dzięki czemu Binary Domain nigdy nie nudzi. Efekty są co prawda różne – celowniczek na szynach jest emocjonujący, sekwencja z robotami-zombie świetna, ale już wyścig na skuterach wodnych jest chyba najmniej udanym fragmentem gry. Niemniej jednak należą się brawa za pomysłowość.

Największą zaletą Binary Domain jest jej brak pretensji do bycia czymś więcej niż tylko świetnie wykonaną grą wideo. Napędzająca akcję ciekawa fabuła nie przytłacza rozgrywki, nie wymaga też od nas dokonywania jakichś trudnych moralnych wyborów, nie zadaje pytań o granice człowieczeństwa (a nawet jeśli, to niezbyt serio) – naprawdę niewiele tu z przygnębiającej atmosfery Blade Runnera. Jednocześnie obowiązkowo zaskakujące zwroty akcji, nawet jeśli nie zaskakują, nie obrażają inteligencji gracza, a koncept, (SPOJLER, SPOJLER) by ożywić AI implementując jej procedury odpowiedzialne za odczuwanie cierpienia uważam za jeden z najlepszych i najbardziej nośnych pomysłów fabularnych jakie widziałem w grze wideo. Koniecznie trzeba też wspomnieć o doskonałej ścieżce dźwiękowej, ilustrującej nasze zmagania z robocimi hordami.

Wady potrafię znaleźć tylko dwie – nieco niewygodne sterowanie klawiaturą (w wersji na PC), będące konsekwencją umiarkowanie starannej konwersji z wersji konsolowej, oraz działanie systemu rozpoznawania głosu. Dla kogoś posługującego się bezbłędnym angielskim wydawanie komend głosowych może być ułatwieniem w trakcie ostrego strzelania (cover, fire), ale jako element interakcji z innymi postaciami kompletnie się nie sprawdza. Szczególnie, kiedy na tyradę o ulubionych książkach albo dobrą radę dotyczącą miłości możemy odpowiedzieć jedynie „nope” albo „yeah”.

Ale to naprawdę drobiazgi. Niech was nie zwiedzie obciachowa okładka – Binary Domain jest celowo i sprawnie zaprojektowaną zabawką dla dużych chłopców i w tej właśnie roli sprawdza się znakomicie. Szybka, dynamiczna i pomysłowa – po drugą część sięgnąłbym bez wahania.

Jan M. Długosz

Ps. Aha – Binary Domain ma też tryb multiplayer.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 12

Dodaj komentarz »
  1. Zachęciłeś. W wolnej chwili zagram 🙂

  2. @JG
    Tylko skąd po wyprzedaży na Steamie wziąć wolną chwilę?
    JMD

  3. To rzeczywiście dobra gra – właśnie „dobra”. Nie rozumiem tej wielkiej rozpiętości opinii, mainstreamowa krytyka zgodnie stwierdziła, że „meh” natomiast wśród krytyków „niezależnych” (że tak ich nazwę) wiele jest opinii jakoby „Binary Domain” było niedocenianym arcydziełem poruszającym głębokie problemy i w ogóle klękajcie narody.
    Dla mnie natomiast jest to pierwszorzędny produkt drugiego rzędu – przypomina mi w pewnym sensie „Soldier of Fortune” tyle, że tamten tytuł to film akcji klasy B z Chuckiem Norrisem przeniesiony na ekran komputera, a „Binary Domain” to raczej s-f średniego budżetu. Poza tym widzę wiele podobieństw – dość bzdurna fabuła (choć w BD lepsza), stereotypowe postaci, dialogi celowo kiepskie, rozlatujący się przeciwnicy i wysoka grywalność.
    Rozgrywka jest rzeczywiście bardzo przyjemna i wciągająca, choć niepozbawiona wad. Po pierwsze nie jest to najlepszy port w historii PC, po drugie AI drużyny raczej leży i kwiczy, a ich rzucane w najmniej odpowiednich momentach (i mało zróżnicowane) gadki po jakimś czasie stają się wysoce drażniące, po trzecie niektóre sekwencje są raczej męczące (wspomniany w recenzji wyścig, bossowie na których jedynym sposobem jest trwający godzinami ostrzał).
    W każdym razie BD spodobała mi się i na pewno ją zapamiętam chociażby jako pierwszą grę, w której jeden z bohaterów pod ostrzałem udaje się do WC.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @dżozef
    Bądźmy sprawiedliwi – standardowym manewrem scenariuszowym, pomagającym pozbyć się niepotrzebnego bohatera jest jego ubicie. Na tym tle wysłanie takiego delikwenta do WC wydaje się być pomysłem świeżym i innowacyjnym 😉
    W sprawie bossów to rozumiem chodzi o ostania walkę na zamkniętej arenie? Rzeczywiście, walka z pająkiem była o niebo lepsza.
    Mam nadzieję, ze nie zaliczyłem się tym tekstem do nadmiernie „niezależnych” krytyków 🙂
    Pozdrawiam
    JMD

  6. He he umiarkowany ton recenzji na szczęście ratuje go od przesadnej „niezależności” 😉
    @WC – ja się nie czepiam wręcz jestem pełen podziwu dla scenarzystów 😀
    W sprawie bossów to raczej chodziło mi o goryla, ale ten ostatni też się kwalifikuje – przesadnie twardzi nudziarze.
    Również pozdrawiam
    dżozef

  7. Kolejna ciekawa pozycja do przejścia… Akurat mam wakacje więc wolnych chwil mam wiele 😀

  8. Sterowanie w porcie na PC nie jest „niewygodne” tylko totalnie i absolutnie nieakceptowalne. Niestety powoli staje sie to tradycja przy portach gier z konsol. Pogralem godzine i zrezygnowalem. RIP.

  9. Pod wplywem recenzji JMD nabylem dzis w promocji na ps3 za niecale 50 pln. To naprawde sprawna strzelanka. Jak sie nie udaje przerwac to znaczy ze miodnosc jest na odpowiednim poziomie. Wracam do rozgrywki 😉

  10. @stoval słaby jesteś bo ja z początku miałem problemy ale to tylko kwestia przyzwyczajenia…

  11. @stoval
    Dałbym grze szansę – po dwóch godzinach pewnie idzie już przywyknąć 😉
    JMD

  12. Nawet taka fajtłapa i lamer jak ja, opanowała sterowanie myszą i klawiaturą, a także z sukcesem przeszła poziom survivor. A do grających w strzelanki nie należę. Choć muszę przyznać, żesterowanie to gigantyczna i, dla mnie, największa wada tej gry. Etap ze ścigaczami, czy zjazd między rurami też można było odpuścić – moim prywatnym zdaniem wymyślił to jakiś masochista. Jako że w grach najbardziej zazwyczaj lubię fabułę i interakcje między postaciami, brakowało mi też nieco „erpegowatości”, ale to już kwestia indywidualnych upodobań. Jestem zaskoczona tym, jak bardzo gra mi się spodobała. A roboty w roli bossów są fantastyczne 🙂

  13. Argh, sadysta ofkors.

css.php