Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

25.07.2011
poniedziałek

Jaki piękny świat bez nas

25 lipca 2011, poniedziałek,

Enslaved: Odyssey to the West jest świetną i, jak to zwykle z tego typu grami bywa, mocno niedocenioną produkcją. Historia inspirowana chińską powieścią „Wędrówka na Zachód” czy wydanym na PlayStation 2 ICO trafiła w gusta recenzentów zupełnie nie wzruszając graczy, co przybliża Enslaved do dziesięcioletniego już dzieła Fumito Uedy nie tylko przedstawieniem relacji pomiędzy dwójką bohaterów, ale także sprzedażową klapą.

O ICO społeczność graczy przypomniała sobie dopiero wraz z nadejściem Shadow of the Colossus. Teraz, na parę miesięcy przed reedycją dylogii w HD i trójwymiarze, gry Fumido Uedy przechodzą drugą młodość, co upodabnia te produkcje do innych, docenionych dopiero po latach utworów literackich i filmów. Czy Enslaved: Odyssey to the West czeka podobny los?

Czas pokaże – wydawca Namco-Bandai niezrażony słabą sprzedażą sugeruje kolejne części, zanim jednak doczekamy się oficjalnych zapowiedzi warto przyjrzeć się samemu Enslaved, może nie rewolucyjnej, ale na pewno jednej z bardziej oryginalnych gier ostatniego roku.

Jak sugeruje słowo „Enslaved”, gra jest inspirowana pochodzącą sprzed 4 wieków „Wędrówką na Zachód” chińskiego pisarza Wu Cheng’ena. Podobnie jak w literackim pierwowzorze, bohaterem tytułowej podróży został „król małp” (w grze w postaci muskularnego Monkey’a), wieprzek (Pigsy) i… powinien być mnich, tego Ninja Theory podmieniło jednak na kobietę, uroczą Trip. Dlaczego zdecydowano się na taki ruch? Twórcom chodziło o nawiązanie do ICO, przedstawienie całego spektrum uczuć i damsko-męskich, pokomplikowanych relacji. Nie bez znaczenia jest też portfolio developera Ninja Theory, które przy okazji prac nad Heavenly Sword wykreowało postać pięknej i charyzmatycznej Nariko.

Enslaved: Odyssey to the West pozwala nam śledzić losy Trip, Monkey’a i Pigsy’iego, nie jest to jednak nowość która wyróżniałaby Enslaved na tle konkurencji. Podobny motyw podróży pary bohaterów obserwowaliśmy we wspomnianym już ICO, „Wędrówka na Zachód” nie obca jest też Michaelowi Ancelowi i jego Beyond: Good & Evil. Jednak bardziej od relacji i motywacji bohaterów, Enslaved zachwyca wykreowanym światem. Nawiązując do książki Alana Weismana, „Światem bez nas”, który developer odwzorował z wyjątkowym wręcz rozmachem.

Świat bez nas” to popularnonaukowa książka w której autor puszcza wodzę fantazji i zastanawia się, jakby wyglądała nasza planeta, gdyby z dnia na dzień zniknęli z niej ludzie. Weisman nie zaprząta sobie głowy przyczyną wymarcia gatunku homo sapiens. Przyjmuje ten fakt ze pewnik i punkt wyjścia do rozważań, jakby nasze miasta wyglądały za 10, 20, 100 czy w końcu tysiące lat. Ta niezmiernie ciekawa, poparta wywiadami ekspertów i przykładami z życia opowieść pozwala sobie wyobrazić tempo degradacji naszego otoczenia, na przykład popadnięcia w ruinę i zagarnięcia przez przyrodę Nowego Yorku. Enslaved, nie wymagając od odbiorców intelektualnej gimnastyki, pokazuje świat bez nas na ekranie telewizora.

Akcję Enslaved umiejscowiono w połowie XXII wieku i chociaż w wywiadach z developerami na temat inspiracji gry nie pada nazwisko Weismana, to wykreowany, zagarnięty przez przyrodę Nowy York jest niemal egranizacją książki, wizualizacją opisu degradacji Big Apple, zalewania miasta przez rzeki i wody gruntowe, porastania bujną roślinnością i odbudowy zrujnowanego przez człowieka ekosystemu. U Weismana istotną rolę odgrywają zwierzęta, w Enslaved ich nie ma, co można zrzucić na karb wszechobecnych Mechów strzelających do wszystkiego, co się rusza.

Enslaved nie jest pierwszą grą wideo gdzie twórcy odwzorowali postapokaliptyczny świat, dopiero im udało się jednak zwrócić na ten świat należytą uwagę. Fallout ze względu na atomowy rodowód nie ma zbyt wiele do powiedzenia w kwestii przyrody, pustkowia wbrew pozorom są tam też całkiem tłoczne. Zaglądając do pokrewnej branży filmowej mamy np. I Am Legend, linearna natura srebrnego ekranu nie pozwala jednak na swobodne podziwianie otoczenia, spychając je na dalszy plan, do roli barwnego tła walki z rzeszą potworów. W Enslaved odwrócono te relacje i chociaż w skórze Moneky’a często trzeba stawić czoła Mechom, to przez większość czasu we względnym spokoju pokonujemy opuszczone miasto, mogąc do woli cieszyć się widokami, podziwiać panoramę, co rusz zatrzymywać się przed bardziej interesującymi pomnikami przyrody.

Piękna od strony technicznej, porównywalna z najmocniejszymi konsolowymi produkcjami grafika robi wrażenie, jednak tym co przykuwa wzrok jest design Nowego Yorku. Poszarpane szkielety wieżowców, porośnięte budynki. Pokryte mchem ulice, liczne rozpadliny i rozlewiska. Najlepsze w Enslaved jest jednak to, że wyłączając pastelową kolorystykę, opuszczone miasto na prawdę tak może wyglądać. Dziś nowoczesne drapacze chmur w Enslaved są tylko cieniem dawnej świetności, całkiem nieźle trzymają się za to stare, kamienne budowle. W swojej książce wspominał o tym Weisman, Ninja Theory podobną regułę przyjęło w grze, co nie czyni z niej oczywiście produkcji dokumentalnej czy popularnonaukowej, ale na pewno wyróżnia od konkurencji i skłania do refleksji nad niezaspokojoną ekspansją naszego gatunku.

Regenerująca się w Enslaved przyroda podobnie jak dokładniejsze opisy ekosystemu u Weismana wywracają do góry nogami nasze postrzeganie świata i przypominają, kto tak naprawdę rządzi naszą planetą. Te ekologiczne wątki świetnie współgrają z warstwą psychologiczną, relacjami Trip ze współtowarzyszami czy w końcu z zaskakującym finałem pokazującym, że tytułowe „zniewolenie” nie dotyczy bynajmniej tylko elektronicznej opaski Monkey’a. Oprócz tego wszystkiego Enslaved jest po prostu świetną mieszanką platformówki i slashera (o czym zresztą mogli już się przekonać czytelnicy Technopolis).

Paweł Olszewski

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php