Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.02.2011
poniedziałek

„Gray Matter” – recenzja gry

28 lutego 2011, poniedziałek,

Na pograniczu magii i nauki

„Gabriel Knight” to jedna z najlepszych serii w historii przygodówek. Koniec, kropka. Osobiście mam ogromny żal do Jane Jensen, że bardziej drapieżnie nie walczyła o wydanie części czwartej, bo „GK3: Blood of the sacred, blood of the damned” zostawiła u mnie ogromny niedosyt. Nie ukrywam, że na liście ulubionych przygodówek, ta gra ma u mnie miejsce w TOP 2, tuż obok „The Curse of Monkey Island”. Dlatego też z ogromnym zaciekawieniem zagrałem w najnowszą produkcję amerykańskiej pisarki – „Gray Matter”. Po przejściu całej gry powiem krótko: żal mam wciąż taki sam, ale głód na kolejne produkcje Jane Jensen wzrósł wykładniczo.

„Gray Matter” opowiada historię młodej iluzjonistki, Sam Everett, którą podczas długiej drogi do Londynu spotyka seria nieprzyjemnych wydarzeń – kończy się jej gotówka, psuje motocykl, a na dodatek okolicę nawiedza potężna burza. Chcąc nie chcąc, dziewczyna zmuszona jest poszukać schronienia w pobliskiej rezydencji. Los uśmiecha się do niej – Sam jest świadkiem, jak nieznana jej kobieta mająca zostać nową asystentką gospodarza tych włości, profesora Davida Stylesa, ucieka spod samych drzwi, wystraszona dziwnymi zjawiskami i ponurą reputacją tego miejsca. Samantha postanawia to wykorzystać i sama przedstawia się jako nowa pomocnica profesora. Wkrótce jednak na własnej skórze przekonuje się, że zła opinia o rezydencji Stylesa nie jest całkiem bezpodstawna.

Od strony fabularnej „Gray Matter” prezentuje się jedynie dobrze. Rozwiązanie akcji nie zaskakuje, ale mimo to gra przez większość czasu trzyma w napięciu. Zabrakło jakiejś mocniejszej końcówki, bo wykres fabularny zbyt mocno przypomina sinusoidę, która nagle i niespodziewanie załamuje się w szczytowym punkcie by na łeb na szyję zanurkować w stronę zera, koniec końców pozostawiając gracza z ogromnym niedosytem. Nie wiem, czy gra została skrócona na siłę, by bardziej trafiać w gusta dzisiejszych graczy, czy też jest ku temu jakiś inny powód, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że czegoś – szczególnie tej nieszczęsnej końcówce – brakuje.

 

Na tym tle bardzo dobrze prezentują się główni bohaterowie. Liczba mnoga jest nieprzypadkowa, bowiem podczas kilkunastu godzin obcowania z „Gray Matter” przyjdzie nam pokierować zarówno Samanthą, jak i profesorem Stylesem. Obie te postaci są  diametralnie różne. Samantha to rodzaj wagabundy, wolnego ducha, który zawsze idzie tam, gdzie prowadzi go wiatr. Styles natomiast to geniusz, osoba o wybitnym, analitycznym umyśle, ale również przekonana o istnieniu świata paranormalnego i ogarnięta obsesją na punkcie skontaktowania się z duchem swojej tragicznie zmarłej żony. Obie te postaci mają nam do zaoferowania coś ciekawego. Samantha kilkakrotnie w czasie przygody ucieka się do wykorzystania sztuczek magicznych, by odwrócić czyjąś uwagę, przekonać do współpracy niechętną osobę albo najzwyczajniej w świecie coś ukraść. Profesor Styles natomiast korzysta z szeregu zaawansowanych technologicznie urządzeń, które stworzył sam lub z pomocą któregoś z kolegów z uniwersytetu. Dzięki możliwości spojrzenia na tę samą historię z dwóch odmiennych punktów widzenia, „Grey Matter” nie nudzi i trzyma przy ekranie do samego końca.

Banałem jest stwierdzenie, że solą każdej przygodówki są jej zagadki, co nie zmienia faktu, że od ich jakości zależy bardzo wiele. Autorom „Gray Matter” na szczęście udało się znaleźć złoty środek pomiędzy „prowadzeniem za rączkę” a „używaniem wszystkiego na wszystkim”. Oddano w ręce graczy zmyślną łamigłówkę, przy której można po prostu dobrze się bawić. Chyba największą skazą na tym brylancie są etapy ze sztuczkami magicznymi. We wszystkich wypadkach posiadają one ten sam przebieg – zaglądamy do księgi ze sztuczkami, wybieramy właściwą (często na chybił trafił), a następnie mozolnie kopiujemy wszystko do okienka, w którym planujemy przebieg magicznego triku. Pomysł sam w sobie może i nie jest zły, ale jego wykonanie po kilku razach staje się nużące.

Zupełnie natomiast nie przekonała mnie warstwa wizualna. Postacie są słabiutko animowane, a co gorsza ich modele wyraźnie trącą myszką. Najbardziej rzuca się to w oczy, gdy prowadzimy dialogi – mamy wtedy wątpliwą przyjemność oglądania twarzy bohaterów dokładnie na wprost. Jest to potwornie nienaturalne i niepotrzebnie odwraca uwagę. Podobnie jest z filmowymi przerywnikami, które określiłbym mianem… tanich? Może to zbyt mocne określenie, ale jedno jest pewne – pompatyczny dramatyzm oraz „artystyczny” sposób przedstawiania cutscenek po prostu do tej gry nie pasują. Dokładnie odwrotnie ma się sprawa z udźwiękowieniem – jest tu dobry voice-acting, przyjemna dla ucha muzyczka w tle oraz piosenka przewodnia, która od razu wpada w ucho. Po prostu nie ma się do czego przyczepić.

Nie mogę się pozbyć wrażenia, że „Gray Matter” to produkcja o sporym, acz niewykorzystanym potencjale. Fabuła jest na tyle ciekawa, a postacie dostatecznie wyraziste, że w połączeniu z dobrym systemem zagadek mogły stworzyć grę niezapomnianą. Jednak prawie na każdym kroku natykamy się na drobne potknięcia – a to słabiutkie rozwiązanie akcji, a to nużące fragmenty z wykorzystaniem magicznych sztuczek, a należy do tego jeszcze dodać nieoszałamiającą oprawę wizualną – i nagle zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z produkcją zaledwie dobrą. Na początku napisałem, że wzrósł mój głód na kolejne przygodówki spod ręki Jane Jensen – „Gray Matter” działa jak smakowita przystawka, niedostatecznie syci, żeby być daniem głównym, ale też jest zbyt smaczna, by stanowić zwykłą przekąskę. Efekt ten w moim przypadku nasilił się do tego stopnia, że po ukończeniu tego tytułu, niemal natychmiast zabrałem się za ponowne odkrywanie „Gabriela Knighta 3”. Co, szczerze powiedziawszy, i Wam polecam. Najlepiej właśnie w tej kolejności.

Andrzej Jakubiec

Ocena: 70%

0% 100%

Zalety: niezła linia fabularna; wyraziści bohaterowie; zmyślne łamigłówki; dobre udźwiękowienie.

Wady: słabe rozwiązanie akcji; nużące zagadki z użyciem sztuczek magicznych; nienajlepsza oprawa wizualna.

Dla rodzicówGra otrzymała klasyfikację PEGI 12+ ze względu na wulgarny język. Prawdę mówiąc nie zauważyłem tego wulgarnego języka. Ale klasyfikacja trafna mimo wszystko.

Wymagania sprzętowe gry Gray Matter: Procesor Pentium 4 1.5 GHz / AMD Athlon XP 1500+, 512 MB pamięci RAM, 7 GB wolnej przestrzeni dyskowej, 128 MB karta grafiki (nVidia GeForce 6600 / ATI Radeon X1300), Windows XP/Vista/Win 7.

Gray Matter, gra przygodowa, od lat 12 (PEGI 12+), w polskiej wersji językowej. Wydawca: Wizarbox. Dystrybutor: CD Projekt. Cena: około 80 zł.

Polecamy także:

Gray Matter – wokół premiery

„Dracula 3” (The Path of the Dragon) – recenzja gry

 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php