Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

5.05.2011
czwartek

„Enslaved” – recenzja gry

5 maja 2011, czwartek,

Szkoda, naprawdę szkoda…

Wśród graczowskiej braci często można usłyszeć pogląd, że „God of War” to najlepszy slasher w historii gier konsolowych, a może nawet najlepsza gra konsolowa w ogóle. Podczas gdy nad ostatnim stwierdzeniem można by długo debatować, to z pierwszym trudno się nie zgodzić – wszystkie części „GoW” wyciskały z konsol Playstation siódme poty i wyglądały, jakby maszyny SONY od samego początku przygotowywano z myślą o tym tytule. Nic więc dziwnego, że z mniejszą lub większą regularnością pojawiają się na rynku nowe produkcje, aspirujące do miana detronizujących krwawego hegemona. I choć w większości wypadków do serii „GoW” brakuje im całych lat świetlnych, to czasem zdarzają się perełki, którym do króla slasherów brakuje niedużo. Jedną z takich perełek jest „Enslaved: Odyssey to the West”.

Świat, w którym rozgrywa się akcja „Enslaved” jest nam znany i obcy zarazem. Niemal od samego początku wiadomo, że mamy do czynienia ze Stanami Zjednoczonymi przyszłości – statek niewolniczy, na pokładzie którego się znajdujemy, niemal zahacza o Statuę Wolności. Od razu widać jednak, że nie jest to jednak Ameryka, jakią znamy. Ziemię nawiedził jakiś kataklizm (wojna atomowa?), pozostawiając w zgliszczach świat rządzony teraz przez mechy. Niestety, na pytania: „kto?”, „jak?” i „dlaczego?” odpowiedzi tutaj nie znajdziemy. Możemy ich jednak szukać gdzie indziej – w literaturze Państwa Środka. „Enslaved” jest uwspółcześnioną i zmodyfikowaną wersją klasycznej powieści „Wędrówka na Zachód”, silnie osadzonej w chińskiej mitologii i zupełnie nieznanej dla zwykłego, euro-amerykańskiego zjadacza chleba. To trochę irytuje, bo choć autorska wizja postapokaliptycznej Ameryki jest całkiem ciekawa, to zawieszenie jej w swoistej próżni przynosi więcej szkód, niż pożytku.

Jeśli jednak przymkniemy oko na wspomniany wyżej mankament, to fabularna otoczka gry ma bardzo duże szanse przypaść nam do gustu. Wcielamy się w postać muskularnego wielkoluda imieniem Monkey. Imienne odwołanie do królestwa zwierząt jest bez wątpienia nieprzypadkowe, bo nasz protagonista pod względem zręczności istotnie przypomina małpę, bijąc na głowę takich bohaterów jak Altair czy Ezzio. W podróżach towarzyszy mu Trip, młoda dziewczyna, której największą fascynacją są komputery. Obie te postaci łączy trudna i nietypowa więź, ale to wszystko, co na ten temat napiszę, żeby nie psuć nikomu zabawy. Mniej więcej w połowie historii napotykamy jeszcze jedną personę, a jest nią Pigsy (z ang. Wieprzek), „uroczy” mechanik i konstruktor. Co ciekawe, wszyscy ci bohaterowie zostali żywcem przeniesieni z kart chińskiej powieści (może poza Trip, która w stosunku do pierwowzoru przeszła operację zmiany płci). Mogłoby się przy tym wydawać, że trzy postaci to niewiele, ale uwierzcie mi – wystarczy. Trójki tak wyrazistych i charakternych postaci nie widziałem w slasherach od czasu „Devil May Cry 3”. Dzięki nim oglądanie cut-scenek to prawdziwa przyjemność.

Podczas rozgrywki przeważają elementy zręcznościowe, w postaci walk i skakania po różnych platformach – łamigłówek jest tutaj jak na lekarstwo. Potyczki nijak nie odbiegają od tego, co mogliśmy zobaczyć w innych tego typu tytułach. Do naszej dyspozycji oddano atak słaby i silny, unik, kontratak, kombinacje ciosów oraz strzelanie – standard. Przy okazji, przechodząc kolejne poziomy i pokonując wrogów zbieramy rozrzucone na planszach kule energii, za którą ulepszamy naszą broń, zwiększamy ilość punktów zdrowia, wzmacniamy tarcze etc. Elementy platformowe przypominają to, co widzieliśmy w „Assassin’s Creed” – gałką analogową wskazujemy kierunek, naciskamy guzik, a nasz podopieczny ze zręcznością akrobaty przeskakuje kolejne dziury i rozpadliny. Spaść zwyczajnie nie można, gdyż ze wszystkich stron chronią nas niewidzialne ściany, ale nie jest to wada, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę skomplikowaną architekturę poziomów, a także tempo w jakim przyjdzie nam działać. Gra już pod taką postacią nie jest łatwa (AI nawet na poziomie „normal” potrafi dać popalić), więc wprowadzenie pewnych ograniczeń, celem uniknięcia dodatkowych frustracji, było ze strony autorów posunięciem przemyślanym.

Zabrakło mi jednak jednej rzeczy – quick time eventów, czyli popularnych QTE. Ta gra aż się o nie prosiła. Większość walk prowadzi się na najwyższych obrotach i aż chciałoby się wykańczać przeciwników efektowną kombinacją uderzeń. Zamiast tego mamy rozwiązanie identyczne jak w „Darksiders”, czyli naciskamy „kółko” (wersja dla PS3), a bohater robi wszystko samoistnie. Naprawdę żałuję, że twórcy nie pokusili się o wprowadzenie QTE, bo byłby to idealny dodatek do produkcji, która w tak dużym stopniu wymaga od gracza dobrego refleksu.

Na początku tego tekstu napisałem, że „Enslaved” bardzo niewiele brakuje do króla obecnych slasherów. Zdanie podtrzymuję. Produkcja ta posiada wszelkie zalety prawdziwego hitu – rewelacyjne postacie, ciekawą fabułę, doskonałe elementy zręcznościowe oraz piękną oprawę audio-wideo. Całość przechodzi się na jednym tchu. I to bynajmniej nie dlatego, że jest krótka (jedno przejście, bez bawienia się w DLC, zajmuje ok. 10-12 godzin). Zwyczajnie wciąga. Dlatego właśnie przyłączam się do chóru zdziwionych, którzy nie mogą nadziwić się słabym wynikom sprzedaży (do tej pory wykupiono ok. 500 tys. egzemplarzy „Enslaved”, choć Namco Bandai spodziewało się wyniku dwukrotnie większego). Ta gra warta jest wydanych na nią pieniędzy i przykro byłoby, gdyby stała się kolejnym produktem, który przeszedł bez echa, choć na nie zasłużył. Byłoby szkoda, naprawdę szkoda…

Andrzej Jakubiec

OCENA: 90%

Zalety: Wciągająca historia; kreacja bohaterów; system walki; umiejętnie wyważone elementy zręcznościowe; oprawa audio-wideo.
Wady: Brak QTE, choć gra aż się o to prosi; zawieszenie świata gry w próżni.

Dla rodziców: PEGI 16+. Raczej słusznie.

Wymagania sprzętowe: Playstation 3 / XBox 360

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Pytanie troszkę nie na temat – czy w najbliższym czasie pojawi się recenzja Portala 2?

  2. Tak, pojawi się, ale „z powodu choroby” PSN ograniczona do trybu singleplayer. Autorowi jest już niewymiernie głupio, że zawalił terminy i postara się maksymalnie sprężyć…
    W końcu (podobnie jak Sony) nie mówił, przed którym długim weekendem się wyrobi… :]

  3. Proszę, proszę – oto prawdziwe Web 2.0 – czytelnicy aktywnie wyjmują z ręki redaktora dyscyplinę, wymachując nią nad głową autorów Technopolis 😉 I niech ktoś powie, że nie jesteśmy nowocześni…
    JMD

  4. Dziękuję za odpowiedź i czekam cierpliwie. 🙂

css.php