Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

7.04.2011
czwartek

„Crysis 2” – recenzja kampanii dla jednego gracza

7 kwietnia 2011, czwartek,

Gra, która nie robi wrrr

Crysis 2 z całą pewnością był jedną z najbardziej oczekiwanych gier tego roku. Tylko właściwie – dlaczego? Z pewnością z powodu niezwykłych możliwości potężnego silnika CryEngine 3, który może posłużyć do stworzenia pięknego i szczegółowego środowiska bez, jak się okazuje, nadmiernego obciążania procesorów i kart graficznych. Estetyczne oczekiwania i obietnice Crysis 2 spełnia aż z nawiązką – trudno co prawda o grze opowiadającej o zagładzie ludzkości, rozgrywającej się w zrujnowanym, pełnym umierających na nieznaną chorobę ludzi mieście powiedzieć, że jest piękna, ale poziom grafiki, zaprojektowana i dostępna przestrzeń, światło i barwy cyfrowego świata robią naprawdę olbrzymie wrażenie. Ale na tym jego innowacyjność się kończy. 

Crysis 2 oferuje nam dwie podstawowe nowości – środowisko i bohatera. Zaraz… środowisko z pewnością jest nowe, bo zamiast rekreacyjnych plenerów tropikalnej wyspy przyjdzie nam walczyć wśród drapaczy chmur Nowego Jorku. Ale bohater, pozbawiony wszelkich indywidualnych cech, jest ten sam, co w poprzednich częściach – to nanokombinezon w wersji 2.0, który, jak się okazuje, szeregowego zapijaczonego marine może bez trudu zmienić w ninja-jedi-ironmana. Zapytacie – jakiego znowu „szeregowego zapijaczonego marine”? No właśnie nie wiadomo. Prorok, bohater znany nam z pierwszej części na początku gry pojawia się tylko na chwilę, by zdjąć kombinezon, ubrać w niego przypadkowego amerykańskiego wojaka i… strzelić sobie w głowę. Jego rolę pogromcy obcych i paramilitarnych formacji złej korporacji przejmuje facet o nazwisku Alcatraz, o którym w trakcie całej gry dowiemy się tyle, że nazywa się Alcatraz (jeśli kogoś zainteresują biograficzne szczegóły, musi sięgnąć po opowiadanie Crysis: Legion autorstwa Petera Wattsa, jednego z dwóch pisarzy SF odpowiedzialnych za fabułę gry).

Protagonista jest dla nas całkowicie przeźroczysty – żadnych motywacji, wspomnień, doświadczeń – nic, nawet jednego, wypowiedzianego słowa. Historia inwazji Cepidów (choć słowo „inwazja” nie najlepiej oddaje sens tego, co się w grze wydarzy) i próby jej odparcia najdelikatniej mówiąc nie powala. W wizji końca świata, który właśnie rozgrywa się na naszych oczach nie ma niczego poruszającego, żadna postać nie budzi tu naszych emocji, a zwroty akcji nie wprowadzają suspensu, tylko irytację wywołaną koniecznością oczekiwania na ciąg dalszy rozgrywki.

Również sam sposób prowadzenia fabuły (rzecz trudna w FPS-ach, ale mieliśmy ostatnio kilka ciekawych przykładów, jak można ją nieco ożywić, choćby w drugim CoJ czy Medal of Honor 2010) – banalny, sztampowy i zachowawczy zdradza, że główną troską twórców ze studia Crytek był gameplay. A gemeplay jest w Crysis 2 zdecydowanie lepszy niż historia czy interakcje miedzy postaciami. 

Co prawda pierwsze dwie godziny, wypełnione głównie starciami z żołnierzami CryNet-u i pogonią za Nathanem Gouldem (naukowcem, który daremnie usiłuje wyjaśnić nam, co się w ogóle dzieje), raczej nie porywają, ale można je potraktować jako przydługi tutorial, przygotowujący nas do stać z Cepidami. Wraz z ich pojawieniem żarty się kończą, a każdy nowy typ przeciwników podnosi poprzeczkę stawianych wobec nas wymagań. Nawet pojedynczy, szeregowy Cepid (a bestie zwykle działają w stadach), może dać się nam we znaki – szczególnie, jeśli złapie nas w momencie przeładowywania albo wyczerpania baterii kombinezonu. Następni w szeregu to już znacznie mocniejsi zawodnicy, z którymi nie warto wdawać się w otwarte konfrontacje.

I tu okazuje się, jak fantastycznym pomysłem jest nanokombinezon, który wraz z rozwojem historii możemy wyposażać w nowe funkcje. Umożliwia on nam nie tylko przetrwanie w mieście opanowanym przez obcych, ale również dostosowanie stylu gry do sytuacji i naszych indywidualnych upodobań. Zależnie od tego, czy wolimy dynamiczna walkę, czy też bardziej taktyczny i skryty sposób działania, możemy na własny użytek zrobić z Crysisa rasowego FPS-a lub powolną, ale emocjonującą skradankę. Ten „efekt wyboru” wzmacniają jeszcze projekty plansz, zazwyczaj oferujące nam kilka dróg przejścia i możliwych do zastosowania taktyk. I tak nawet w silnie bronionych węzłach, które kilka razy napotykamy na swojej drodze, mamy możliwość prześlizgnięcia się dosłownie pod nosem strzegących ich obcych. Warto też zwrócić uwagę, że każdy z przeciwników ma swój słaby punkt, który można, a nawet należy wykorzystać – szczególnie w pojedynkach z trójnożnym, ciężko opancerzonym Pingerem, kosmicznym odpowiednikiem ziemskiego Abramsa. 

Mimo innowacyjności pomysłu z kombinezonem, Crysis 2 jest jednak bardzo klasyczną grą FPS. Widać to w zestawie dostępnych broni, z których większość nijak się ma do futurystycznych możliwości nano-zbroi, choć tu i ówdzie znaleźć można urządzenia ciekawsze niż nieśmiertelnie obowiązkowy i śmiertelnie skuteczny shotgun. Niestety, do nich właśnie prawie nigdzie nie można dostać dodatkowej amunicji. Mniejsza z tym zresztą – i tak najwięcej frajdy sprawia użycie wyrwanego z mocowania WKM-u, którego potężny kaliber daje nam, nieliczne w Crysisie, pełne radości chwile całkowitej przewagi ogniowej. Spotkają nas po drodze i inne, typowe do bólu elementy gry FPS – trzy razy z rzędu uciekający przed nami cel który, zdawało by się, mieliśmy już w garści, misje obronne z dostępną stacjonarna bronią, całkowicie zręcznościowe prowadzenie pojazdów i dwa obowiązkowe punkty, w których twórcy postanawiają ubarwić rozgrywkę, odbierając nam i broń i pracowicie zebrane punkty, zachomikowane na upgrade kombinezonu.

To, co w grze tak zaawansowanej technicznie jest wyjątkowo zgrzytliwym dysonansem, to rozstawione w każdym ważniejszym punkcie pomarańczowe wybuchające beczki (i nie jest to w żadnym razie puszczanie oka do użytkownika) oraz absurdalne ilości niepilnowanych przez nikogo skrzynek z amunicją, znajdujące się pod ręką akurat zawsze tam, gdzie mogą być potrzebne – nawet na terenach całkowicie kontrolowanych przez Cepidy.
Oczywiście, nie ma nic złego w sprawdzonych rozwiązaniach, ale po programie zrealizowanym z pomocą tak nowoczesnych narzędzi można by spodziewać się również jakichś innowacji w samej rozgrywce. Tu jednak twórcy z Crytek postanowili nie ryzykować i po raz kolejny zaśpiewać nam piosenkę, którą lubimy, bo ją dobrze znamy. Tę zachowawczość widać też w stosunkowo niewysokim poziomie trudności – mimo, że grałem na „weteranie” (nieco ponad dziesięć godzin, 520 zabitych przeciwników, sześćdziesiąt procent czasu gry spędzonych w maskowaniu), nowy Crysis nie zdołał pokonać mnie ani razu, nigdzie nie zmusił do zastanowienia, nie zatrzymał żadną zagadką. Jeśli nie liczyć pierwszego zetknięcia ze wspomnianym już Pingerem, nie spotkałem też przeciwnika, którego nie potrafiłbym pokonać najwyżej w trzeciej próbie – stąd i satysfakcja z ukończenia gry umiarkowana. No, ale w ten sposób postępują ostatnio autorzy wszystkich wysokobudżetowych produkcji.

Jest więc Crysis 2 tworem świetnych rzemieślników – dynamiczną, dobrze zrealizowaną, klasyczną grą FPS, oferującą wcale nierzadko naprawdę kapitalne momenty, ale nieporywającą jako całość, z boleśnie niewykorzystanym potencjałem fabularnym. Stąd może to lokomocyjne porównanie – Crysis 2 ma w sobie coś z Volkswagena Golfa – wygodny, porządnie zrobiony, solidny, ale żadne tam z niego wyścigowe auto. I nie robi wrrr.    

Jan M. Długosz

Ocena: 77%

0% 100%

Zalety: solidne wykonanie, emocjonujące walki, możliwość wyboru ścieżki i taktyki.

Wady: słaba fabuła, nieobecny bohater.

Dla rodziców:  PEGI 16+.

Wymagania sprzętowe Crysis 2: Procesor Core 2 Duo 2 GHz, 2 GB pamięci RAM, karta grafiki z 512 MB, 9 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym, system operacyjny  Windows XP/Vista/7 

 

Crysis 2, gra FPS, PEGI 16+. Deweloper: Crytek, polski dystrybutor: EA. Cena wersji PC: około 130 zł; również na PS3 i Xbox 360.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 8

Dodaj komentarz »
  1. 77% hmmmm 🙂

    Dorzucę jednak dwa kamyczki: grafika jest ładna, ale czasem irytująca, gdy odległe obiekty nie są renderowane podczas biegu i widać zza nich przeciwników, ale za to pojawiają się po przystawieniu broni do policzka, w powiększeniu. A z drugiej strony – ogromny plus: można spojrzeć w dół i zobaczyć swoje nogi. To się naprawdę nieczęsto zdarza w FPS-ach. Wiem, pierdółki i czepialstwo 🙂

    Muszę za to pochwalić tryb multiplayer – dzięki niewidzialności głównie gra mi się dużo przyjemniej niż w przeróżne CoD-y i Battlefieldy.

  2. To taki kulawy kompromis pomiędzy 75 a 80. Wiem, złamane zasady…
    JMD

  3. Moim zdaniem crycis 2 to hit ale 20% polaków wyłancza sie

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. eee???

  6. Ja jeszcze dodałbym jednego plusa, moim zdaniem rzecz godna uwagi. Niesamowita oprawa dźwiękowa Hansa Zimmera, w tym przydługim tutorialu czułem się jak na planie filmu „jestem legendą”.

  7. Genialna gierka. W FPS-y gram od legendarnego Wolfenstein 3D i jest to chyba pierwsza od cholernie wielu lat gra, która mnie pożarła absolutnie. Klimat, akcja, muzyka (mistrzostwo!), rozpisany po Hollywoodzku gameplay… No i w żadnym innym tytule przeładowywanie broni nie było zrobione w tak emocjonujący sposób. Serducho wyskakuje przez tors. Najlepszy FPS w jaki grałem, a grałem chyba we wszystkie…

  8. jestem fanem całej seri i musze powiedzieć ,że 2pozytywnie mnie zaskoczyła. Zajefajnie wygląda na 7 i z direkt x 11

  9. Jak ta gierka ma słabą fabułę, to ja chyba mam fioła.
    Fabuła może nie powala ale jest ciekawa – niejeden tani hollywoodzki film może się wstydzić.
    Poza tym klimat jaki buduje jest rewelacyjny. Ktoś kto lubi fantastykę to na pewno gry nie zapomni.
    Poza tym fps-y to nie rpg i nie o fabułę tu chodzi!

css.php