Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

27.10.2011
czwartek

„Costume Quest” – recenzja gry

27 października 2011, czwartek,

Cukierek czy psikus?

Po słabych wynikach sprzedaży znakomitego „Brutal Legend„, Tim Shaffer postanowił zmienić podejście. Zamiast inwestować w drogie produkcje, zajął się mniej kosztownymi grami rozpowszechnianymi w e-dystrybucji. Dzięki temu mógł tworzyć bardziej zwariowane, zrywające z konwencją tytuły, które za żadne skarby świata nie ukazałyby się nakładem dużych wydawców. Można by pomyśleć, że to wymarzone warunki dla słynącego z nieszablonowych pomysłów twórcy. Niestety, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te oczekiwania. „Costume Quest” ma w sobie, co prawda, odrobinę geniuszu Shaffera, ale nie potrafi przyciągnąć uwagi na dłużej, zupełnie jakby słynny twórca nie uważał za stosowne dopilnować realizacji świetnego pomysłu. Idea gry należała zresztą nie do niego, lecz do głównej animatorki studia Double Fine, Tashy Harris – Shaffer zapewnił jedynie wsparcie, głównie przy scenariuszu.

W naszym kręgu kulturowym nie świętuje się Halloween, nie wspominając już o zabawie w „cukierek albo psikus”, za którą przepadają amerykańskie dzieci. Oto w przeddzień Wszystkich Świętych na ulice wylega parada przedziwnych, często makabrycznych postaci. Poprzebierane smyki chodzą od domu do domu, wytrwale gromadząc (lub konsumując na miejscu, jeśli nie należą do cierpliwych) ofiarowane przez gospodarzy słodkości. To właśnie do tych elementów: zbierania słodyczy i przebieranek, sprowadza się cała gra.

Wcielamy się w rolę dzieci, które wyruszają na tradycyjny halloweenowy obchód po sąsiedztwie. Ten jednak – głównie dlatego, że historia przedstawiona jest z perspektywy kilkulatka – zamienia się w wielką przygodę i walkę z siłami ciemności, próbującymi pozbawić dzieci cukierków.  Ukazanie, w jaki sposób dzieci postrzegają świat, jak małe rzeczy urastają w ich oczach do rangi wielkiego wydarzenia, a rzeczywistość niepostrzeżenie przechodzi w świat marzeń sprawia, że początkowo trudno się od gry oderwać. Brak szarości moralnej, „gangi” naukowców konspiracyjnym szeptem przekazujące między członkami wymyślne hasła, „cuda” zbudowane ze znalezionych przedmiotów oraz poczucie wspaniałej zabawy sprawia, że w dorosłych budzi się tęsknota za dawnymi czasami i drzemiące w nas dziecko, które zwykle niknie gdzieś pod zwałami codziennych problemów.

Widać to szczególnie podczas walk ze złymi, orkopodobnmymi istotami. W takich chwilach przebrany w kartonowy strój robota urwis zamienia się w olbrzymiego mecha rodem z japońskich kreskówek, a smyk biegający z zabawkowym mieczem zamienia się w archetypowego rycerza.  Potem dochodzi do wymiany ciosów i czar pryska.

Walki z pozoru wyglądają jak żywcem wyjęte z jRPG. Odbywają się w systemie turowym, w którym wybieramy czynność, a następnie oglądamy efektowną animację ataku czy użycia zdolności specjalnej. Pod tą fasadą kryje się jednak typowa zręcznościówka bazująca na znienawidzonych przez wielu Quick Time Events. Żadne wymyślne plany nam nie pomogą, jeśli nie nauczymy się wciskać na czas wyświetlanych przycisków. Jeżeli nie zdążymy w trakcie naszego ataku, zadamy minimalne obrażenia i analogicznie, jeżeli się nie obronimy, będzie nas to kosztować sporą utratę energii. Z walki na walkę robi się to coraz bardziej irytujące, a na dalszą metę, męczące.

Można urozmaicić sobie zabawę zbierając plany przebrań, a następnie szukając poukrywanych w świecie gry elementów strojów. Dzięki temu nasze zuchy przywdzieją inny kostium, wraz z nim zyskają nowe moce, a my „w nagrodę” dostaniemy nowe sekwencje QTE do opanowania.

Są jeszcze nieliczne mini-gierki, jak choćby zabawa w wyławianie zębami pływających w beczce jabłek, proste zagadki polegające na wykorzystaniu umiejętności poszczególnych kostiumów (na przykład robot może korzystać z porozstawianych tu i tam skoczni, a rycerz osłania tarczą) oraz sklepy, w których kupujemy specjalne znaczki – to modyfikatory, wpływające na efektywność naszych bohaterów. Niestety każdy z nich może korzystać w danym momencie wyłącznie z jednego, więc można jedynie pomarzyć o wykorzystaniu ich w celu pokierowania rozwojem postaci. Krótko mówiąc, próby urozmaicenia zabawy nie zakończyły się powodzeniem.

Można byłoby jeszcze przymknąć oko na powtarzalność walk i uciążliwe QTE, dając się oczarować nieszablonowemu klimatowi gry i przesympatycznej, niezwykle kolorowej oprawie graficznej. Pod warunkiem, że gralibyśmy w małych dawkach. Nie ma jednak takiej możliwości, ponieważ nie pozwala na to nieprzemyślany system automatycznego zapisu stanu gry. Ten jest dokonywany wyłącznie po ukończeniu misji, co czasami może zająć kilkadziesiąt minut. Granie na siłę, byleby tylko nie stracić postępu rozgrywki w momencie, gdy nad głową stoi zniecierpliwiony domownik wymownie pokazujący na zegarek, to mocno deprymujące przeżycie.

Costume Quest jest zdecydowanie produkcją unikalną, głównie dzięki tematyce i sposobowi jej przedstawienia. Niestety nieprzemyślane wykonanie sprawia, że można pomyśleć, iż twórcy zamiast dać pysznego cukierka, zgotowali nam wyjątkowo niesmacznego psikusa.

Artur Falkowski

Zalety: Ciekawa tematyka – Halloween w oczach dzieci, przyjemna dla oka grafika, pomysłowe animacje ciosów
Wady:  Brak możliwości nagrania stanu gry w dowolnym momencie, walki sprowadzone do QTE, monotonna rozgrywka

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 16

Dodaj komentarz »
  1. nota bene: witcher 2 nadal w czolowce ulubionych gier na rynku niemieckim, ale nowy deux depcze mu po pietach
    salute fryki

  2. @”Słabych wynikach sprzedaży znakomitego Brutal Legend”
    – mam identyczne odczucia wobec tej gry (i to nie będąc w ogóle fanem tej muzyki). Nie rozumiem, skąd te słabe wyniki, bo to była rewelacyjna pozycja, jedna z tych, które są argumentem „za” w sporze pt „czy gry to sztuka”.

    I o ile Costume Quest mi się nie spodobał (demo grałem tylko i mnie zmęczyła kiepska grywalność), to już „Stacking” uważam za genialne.

    Plus: Schafer, nie Schaffer 🙂

  3. Dla mnie Schaffer jest przede wszystkim twórcą Grim Fandango – gry absolutnie genialnej (znacznie bardziej niż pierwszy i trzeci DX razem ;), z równie genialna ścieżką dźwiękową. Nie do kupienia…
    JMD

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. A w sprawie QTE zgadzam się z autorem – nie po to australopitek 3,5 mln lat temu zlazł z drzewa, żeby teraz na powrót robić z niego małpę!
    Rzekłem
    JMD

  6. por.
    http://en.wikipedia.org/wiki/Tim_Schafer
    http://en.wikipedia.org/wiki/Tim_Schaffer

    🙂

    Ale jak by się nie nazywał, to faktycznie Grim Fandango był lepszy od wszystkich Małpich Wysp razem wziętych, a gdzie tam dopiero od Deusów. (a Missed Link w ogóle mnie nie wciąga, no niestety. najprawdopodobniej po prostu tylko przemęczę na siłę, jeśli nic się nie zmieni).

  7. jasnie wielebni hierofanci plejstejszyn @gwozdz & @dlugosz,
    podalem tylko fakty;
    it´s all.

  8. @byk
    Ależ my z faktami nie dyskutujemy. A ja nawet nie mam palystation 😉
    JMD

  9. @jmd.
    moze jestem przwrazliwiony,
    priwjet.

  10. A ja nie wiem, co znaczy ‚hierofant’, więc: „chyba yo’ mama”.

    Ale jaśnie to można być oświeconym.

  11. Nie do końca mogę się zgodzić z zarzutem dotyczącym zapisywania stanów gry. W większości lokacji dostępny jest automat telefoniczny, który pozwala zapisać grę przy skorzystaniu z niego. Owszem, to nie to samo co zapis w dowolnym momencie, ale zawsze jakieś ułatwienie dla graczy.

  12. @ Virgo C.

    Tyle tylko, że do tego automatu trzeba dojść, co czasami zajmuje sporo czasu. Poza tym, czasami za nic nie było można go znaleźć. To mogłoby przejść w produkcjach typu Dark Souls, ale w tytule mającym być lekką i przyjemną rozrywką to zdecydowanie za mało.

  13. @Artur
    Prawda, nie są one zbyt gęsto rozsiane i nie twierdzę, że to rozwiązanie idealne. Ale z pewnością dotarcie do nich zajmuje zdecydowanie mniej czasu niż ukończenie questa.

  14. Gra wygląga świetnie. Trochę kojarzy mi się z filmami Tima Burtona.

  15. Problemem Brutal Legend jest ograniczenie do konsol, gdyby nie ten fakt, to bym posiadal ta gre z pewnoscia 😉

  16. Może trochę OT, ale może warto wiedzieć, że Grim Fandango jest dostępne w Auchan – przynajmniej w Żorach – i kosztuje, o zgrozo, 5 zł… leży tam wśród różnych Mortyrów VIII i innych takich. Gdyby ktoś chciał zaopatrzyć się w oryginał – warto tam zajrzeć.

  17. Oj, widzę że trzeba napisać tekst o tej pięknej grze. A egzemplarze z Żorów trzeba wykupić i na allego z nimi – żeby się przy kiszonej kapuście nie marnowały 😉
    JMD

css.php