Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

11.05.2010
wtorek

Uwielbiam zapach skojarzeń

11 maja 2010, wtorek,

W czytanych książkach czy oglądanych filmach lubię szukać odniesień do (pop)kultury czy historii. Każde znalezione nawiązanie daje wrażenie, jakby autor dzieła mrugał okiem do odbiorcy. Przełamuje formę utworu i ukazuje jego kolejną warstwę dodając postmodernistycznego smaczku do całego dania. Takie odwołania do  historii  czy bieżących wydarzeń mogą być formą komentarza rzeczywistości (np. cykl wiedźmiński Sapkowskiego), lub bezpardonowo walącym po oczach product placementem, jak reklama firmy obuwniczej – również u Sapkowskiego, tym razem w trylogii husyckiej. Wszystko jest kwestią wyczucia.

Najczęściej jednak jest tak, że te nawiązania pozwalają twórcom poszerzyć target filmu (np. w „Shreku” lub niektórych kreskówkach Disneya), albo są rodzajem gry między autorem, a odbiorcą (jak w genialnym pod tym względem serialu „Chuck”). Zabawa ta pozwala z jednej strony widzowi się dowartościować – na zasadzie: „o kurcze, ja wiem, o co chodzi; ależ jestem inteligentny i oczytany” (nie ma w tym nic złego, to taka sama satysfakcja z umiejętnie rozwiązanej zagadki, jak po wypełnieniu trudnej krzyżówki), zaś z drugiej strony jeszcze bardziej wiąże odbiorcę z dziełem bądź jego autorem („ale fajnie, mamy podobne zainteresowania i podobnie myślimy, poszukam więcej tytułów tego gościa”).

Nawiązania, a gry
Najczęściej to jednak właśnie gry komputerowe korzystają z takich chwytów. Przeważnie w formie żartu, jak w klasycznej scenie w drugiej odsłonie serii „Monkey Island”, gdy Guybrush podmienia książki na brzuchu śpiącego gubernatora w identyczny sposób, jak Indiana Jones kradnie statuetkę w „Poszukiwaczach zaginionej arki”. Oczywiście, w przygodówkach LucasArts jest wiele nawiązań do dzieł Lucasfilm Ltd., ale nie tylko – mnie na łopatki rozłożył pojedynek na banjo z trzeciej części „Monkey Island”, który był pięknym odniesieniem dla klasycznej sceny w filmie „Deliverance”. Natężenie takich żarcików w grach jest dowolne: od subtelnych easter-eggs w „Half Life 2”, gdzie między innymi możemy znaleźć logo Inicjatywy Dharma z serialu „Lost” (i komputer z wpisanymi szczęśliwymi numerkami 4 8 15 16 23 42) po serię „Fallout”, wręcz ociekającą przeróżnymi nawiązaniami.


 
Blizzard, mistrz
Jednak żaden deweloper nie prześcignie twórców z Blizzarda. To, co zrobili (i ciągle robią) w „World of Warcraft”, zrywa czapki z głów – z prawdziwym wdziękiem i bezpretensjonalnością umieszczają nawiązania, gdzie tylko się da. Do tego stopnia, że znajdując nowego NPC-a albo wykonując nowy quest zaczynam od zastanowienia się, z czym się on kojarzy. A może kojarzyć się ze wszystkim. Od całych krain, poprzez imiona postaci niezależnych, po bossów wzorowanych na przeróżnych mitologiach – czy to egipskiej, czy nordyckiej, czy Przedwiecznych z literatury H. P. Lovecrafta. Ba! Są nawet walki, których mechanika jest wzorowana na odwołaniach do utworów popkulturowych: podczas walki z bossem o imieniu Yogg-Saron (czyli Lovecraftowym Yog-Sothothem) postać sterowana przez gracza otrzymuje unikalny atrybut o nazwie Poczytalność o wartości 100, który spada w wyniku różnych niewłaściwych akcji gracza. Przecież u każdego, kto spotkał się ze „stolikową” grą RPG pt. „Zew Cthulhu” musi to spowodować uśmiech wielkości banana.

Zazwyczaj te nawiązania są uzasadnione settingiem konkretnej krainy i opowieścią, która się w niej rozgrywa – wtedy po prostu się ich tam spodziewamy. Gdzieś w kosmicznym Outland po prostu musi się znaleźć miasteczko o nazwie Area 52 i stacja Toschley (na której, tak jak Luke Skywalker w „Gwiezdnych Wojnach” będziemy musieli znaleźć konwertery mocy), nie może też zabraknąć Tawerny Końca Świata, jaku Douglasa Adamsa – bo to jest przecież kosmos. Czasem jednak bywa tak, że zostajemy zaskoczeni jakimś rzuconym mimochodem tekstem, który przywołuje zupełnie inne skojarzenia. Drobnostka z księgi tysiąca i jednego przykładu: jedna z bliźniaczek-walkirii po zabiciu postaci gracza krzyczy wersetem z Księgi Daniela [5:27] „You have been measured, and found wanting!”.

Takie nawiązania mogą w pewnych kręgach budzić kontrowersje. Pamiętam, jak tuż po ukazaniu się dodatku „Wrath of the Lich King” (w znacznej mierze opartego o mitologię nordycką), na oficjalnym forum gry pojawiła się pretensja człowieka twierdzącego, że to razi jego uczucia religijne, i że Blizzard nigdy nie pozwoliłby sobie na podobne zachowanie, gdyby chodziło o jakąś popularniejszą religię. To bzdura (pomińmy z oczywistych względów islam) – nie tylko dlatego, że przecież to właśnie Blizzard stworzył „Diablo”, ale przede wszystkim w żadnej mierze nie jest to wyraz lekceważenia religii – wręcz przeciwnie, widzę w tym hołd dla jej tradycji i uznanie wpływu, jaki miała na naszą kulturę. Podobnie zresztą ze wszystkimi innymi nawiązaniami – czy to do literatury, filmu, czy muzyki.

Ponieważ świat gry „World of Warcraft” jest ciągle rozbudowywany, twórcy na bieżąco dodają nawiązania do całkiem świeżych produktów. Podczas Walentynek w lutym 2008 roku pojawiły się „kostki-towarzyszki” z wydanej kilka miesięcy wcześniej gry „Portal”, później zaś można było zdobyć kucharskie osiągnięcie [The Cake Is Not A Lie] albo znaleźć książkę „Thinking with Portals”.


 
Nie tylko żart
Czasem jednak to nie poczucie humoru jest powodem, dla których twórcy używają takich nawiązań. Bywa, że autorzy chcą w ten sposób przemycić jakieś dodatkowe informacje o przedstawionym świecie. Z czymś takim spotkaliśmy się między innymi w „Matrixie”, gdzie niemal wszystkie drobnostki miały swoje wytłumaczenie i uzasadnienie, będąc referencjami czy to do cyberpunku, czy do filozofii „mózg w naczyniu”, czy nawet Biblii.
W grach komputerowych klasycznym przykładem jest „BioShock”, w którym pełno mniej lub bardziej ukrytych odniesień do Ayn Rand i jej filozofii i dzieł. Nawet nazwisko twórcy Rapture, Andrewa Ryana, nie wzięło się z niczego, a występujące tam imiona Atlas i Fountaine są zaczerpnięte bezpośrednio z tytułów książek Rand: „Atlas zbuntowany” i „Źródło”.

Również w niezależnych, niskobudżetowych produkcjach przewrotnie umieszczone nawiązanie potrafi rzucić nowe światło na fabułę: W świetnej skądinąd platformówce „Braid”, podobnie jak w klasycznym „Mario”, przechodzimy kolejne etapy gry, chcąc uratować ukochaną księżniczkę. Jednak przy końcu „Braida” czytamy słynne zdanie „Now we are all sons of bitches” – w połączeniu z kilkoma innymi wskazówkami pozwala to na taką interpretację gry, w której bohater jest naukowcem pracującym na pustyni New Mexico nad projektem Manhattan, zaś księżniczka – pierwszą bombą atomową. Gra, już piękna artystycznie i dająca dużo satysfakcji, odkrywa przed nami drugie dno.

Dowcipy trzeba umieć opowiadać niezależnie od tego, czy mają postać baby przychodzącej do lekarza, czy easter-egga. Dopóki jednak deweloperzy będą to robić ze smakiem i zgodnie z wizją artystyczną całego dzieła, nie mam nic przeciwko temu, aby wystawiali na próbę naszą spostrzegawczość. Jeszcze lepiej, gdy (podobnie jak autor „Braida”) będą używać takich aluzji nie tylko w formie żartów, ale też poważnych zabiegów artystycznych – będziemy wtedy mieć jeszcze więcej tematów do niekończących się rozmów w „dyskusyjnych klubach graczy”.

Jakub Gwóźdź

(Jakub Gwóźdź jest autorem bloga „Gry wideo dla dorosłych„) 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 6

Dodaj komentarz »
  1. Dawno nie przeczytalam nic o grach komputerowych z takim zainteresowaniem :)) Normalnie chcialoby sie zagrac w cos 🙂

  2. O tak, bo gry, zupełnie jak oGRY (i cebula), mają warstwy 🙂
    JMD

  3. Tylko taka mała uwaga – zaprezentowana na screenie scena z Nowej Nadziei nie pokazuje Tosche [nie Tochley] Station (scena została wycięta z filmu), tylko farmę Larsów. A interpretacja „Braida” – interesująca.
    Kyle

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Toshley Station się nazywa w WoW, Tosche w filmie. Podejrzewam, jak to wyglądało w momencie tworzenia gry:
    Blizzard wiedział, że nie będzie mógł każdej nazwy użyć w grze (z powodów prawnych) – więc chcąc być konsekwentnym postanowił zmieniać każdą nazwę własną czy tytuł. Zadziałał mechanizm opisany tutaj: http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/AKA47
    Dopóki się człowiek nie przyzwyczai – zgrzyta to jak fałszywa nuta. Albo się wdrukowywuje i potem miesza w głowie: miałem tak po zrobieniu questu „All Along the Watchtowers” – ilekroć potem słuchałem tej piosenki Dylana, chciałem, żeby tam było właśnie „Watchtowers”, a nie pojedyncze „Watchtower”, jak faktycznie jest.

  6. Rozumiem – sprytna sztuczka związana z prawami autorskimi. Dzięki za wyjaśnienie.

  7. I jeszcze a propos farmy Larsów: szybki gugiel mówi, że w jednej z orkowych twierdz w Outland jest mob, który narzeka na to, że jego wujek nie pozwoli mu pójść do jakiejś „akademii” aż do następnego sezonu. Brzmi znajomo? 🙂 Właśnie dlatego tak uwielbiam Blizzarda.

css.php