Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

27.10.2010
środa

„Medal of Honor 2010” – recenzja kampanii dla jednego gracza

27 października 2010, środa,

Screen z gry Medal of Honor 2010BITWA W DOLINIE KRÓLÓW

W pierwszym odruchu trudno nie porównać nowego „Medal of Honor 2010” do ostatniej odsłony „Call of Duty”. Poza długoletnią rywalizacją obu marek o serca i portfele miłośników FPS-ów, łączą je takie elementy, jak bardzo podobna mechanika, tematyka nowoczesnej wojny, przedstawienie technologicznej przewagi nad przeciwnikiem. Jednak, choć akcja obu tytułów toczy się w świecie nam współczesnym, pomiędzy nimi jest jedna, fundamentalna różnica – o ile fabuła CoD należy do gatunku politycznej fikcji, o tyle historie opowiedziane w MoH (uwzględniając oczywiście pewien margines, o czym dalej), wydarzyły się naprawdę. I świadomość wirtualnego w nich uczestnictwa wpływa decydująco na odbiór tego znaczącego wydarzenia, jakim, moim zdaniem, jest nowa odsłona „Medal of Honor”.

Akcję, toczącą się w ciągu zaledwie kilku dni 2002 roku podczas amerykańskiej operacji w Afganistanie, obserwujemy oczami czterech różnych bohaterów, z których dwaj to operatorzy AFO (Advanced Force Operations) – elita wśród elity wojsk specjalnych, żołnierze znajdujący się na najwyższym szczeblu skomplikowanej drabiny US Special Operations Command, określani kryptonimem Tier One. 

Screen z gry Medal of Honor 2010

Osią opowiedzianej w grze historii są autentyczne wydarzenia – zdobycie lotniska Bagram oraz Operacja Anakonda. Oczywiście, scenariusz nie odtwarza drobiazgowo przebiegu walk. Słynne afgańskie lotnisko zostało zdobyte w grudniu 2001 r. przez brytyjskich komandosów z Special Boat Service, a wielka bitwa sił specjalnych w dolinie Shahi-Kot trwała od 1 do 16 marca 2002 r.


Operacja Anakonda, marzec 2002 r. Fot. Wikipedia

Tych z Was, którzy mają już za sobą kampanię singlową może zaskoczyć informacja, że przedstawiona w MoH 2010 historia o zastrzeleniu śmigłowca i poszukiwaniu zaginionego żołnierza SEAL wydarzyła się w trakcie operacji naprawdę. Nic zatem dziwnego, że grając w „Medal of Honor 2010” mamy wrażenie udziału w prawdziwym dramacie, i choć tafla monitora zapewnia nam komfortowy dystans wobec niebezpieczeństw świata przedstawionego, to odczucie jego realności jest głębsze niż w jakiejkolwiek dotąd zrealizowanej grze wojennej. (Udział konsultantów z Sił Specjalnych ma tu zapewne zasadnicze znaczenie.)

 

Te wrażenia dodatkowo pogłębia świetnie poprowadzona narracja, która, choć formalnie naśladuje rozwiązania zastosowane w „Modern Warfare”, jest od pierwowzoru zdecydowanie ciekawsza. Pierwszym powodem jest oczywiście sama historia oraz dobrze skonstruowane postacie.

Screen z gry Medal of Honor 2010

Jednak moim zdaniem znacznie ważniejsza jest rezygnacja twórców z „narracji filmowej” na rzecz poszukiwań własnego, „growego” języka opowieści. W MoH cut-sceny, podstawowy dotychczas środek narracyjny medium, nie mają większego znaczenia (wyjątkiem jest długa i poruszająca sekwencja finałowa). Zresztą wszystko to, co dzieje się zwykle na obrzeżach samej rozgrywki, zostało tu sprowadzone do niezbędnego minimum. Interakcje pomiędzy bohaterami mają charakter krótkotrwałych błysków, pozostawiających wiele miejsca na własne wyobrażenia i interpretacje. Tego, co niezbędne, dowiadujemy się będąc już w środku akcji, nie z perspektywy wszechwiedzącego narratora czy znajdującego się za czwartą ścianą użytkownika, lecz jednego z bohaterów. Nikt nie wkłada nam tu niczego łopatą do głowy – nie ma tu długich monologów, łzawych wspominków szczęśliwego dzieciństwa, czy łopotu amerykańskiego sztandaru. Właściwie jedynym nawiązaniem do filmowej retoryki jest postać niekompetentnego generała Flagga, usiłującego zza waszyngtońskiego biurka dowodzić operacjami na oddalonym o kilka tysięcy mil froncie.


Lotnisko Bagram. Fot. Wikipedia

Przyznaję – z pewnością doświadczony przeżuwacz kultury (nie tylko popularnej) nie da się całkiem zaskoczyć twórcom, którzy zresztą świadomie odwołują się do znanych nam klisz i konwencji (westernowe przybycie kawalerii w misji z afgańską chatką), ale zabawa z naszymi przyzwyczajeniami odbywa się w sposób subtelny i inteligentny. Ponieważ bohaterami są żołnierze Sił Specjalnych, siłą rzeczy MoH jest dość kameralna, a w bardziej „skradankowych”, oświetlonych zieloną poświatą noktowizora momentach nawet przypomina nieco starego Splinter Cella. Nie brak tu oczywiście i bardziej dynamicznych momentów – dzięki odpowiednio dozowanemu napięciu krzywa stresu gracza wznosi się i opada regularną sinusoidą.

 Screen z gry Medal of Honor 2010 
 
Żołnierze przedstawieni są jako wyzbyci bohaterszczyzny zawodowcy, których podstawową motywacją jest lojalność wobec kolegów. Ma to zresztą znaczenie nie tylko dla psychologicznego uwiarygodnienia postaci – jeśli trzeba by znaleźć jedno słowo, najważniejsze dla całej opowiedzianej historii, byłaby to właśnie lojalność, i to doprowadzona aż do samego, pozbawionego happy edu, końca.

Ale poza zrealizowaną z wielką maestrią warstwą narracyjną, „Medal of Honor” ma też warstwę „grową”, i w tej konkurencji przegrywa niestety z „Modern Warfare 2”, choć trzeba wziąć poprawkę na fakt, że MoH jest jednak z założenia skromniejsza, i nie pretenduje do miana największego blockustera w historii elektronicznej rozrywki. Grafika, choć całkowicie poprawna, nie dorównuje oprawie najnowszych tytułów tego roku. Mało jest tu aktywnych elementów (choć nie występują pancerne, niezniszczalne osłony), a środowisko dość brutalnie ograniczono do jedynej możliwej ścieżki przejścia. Wszelkie niedostatki wizualne niweluje jednak absolutnie genialna, mocno orientalizująca ścieżka dźwiękowa autorstwa Ramina Djawadi.

Screen z gry Medal of Honor 2010

Dolegliwą wadą programu są też bardzo widoczne w działaniu skrypty, definiujące zachowanie przeciwników; widać też, że plansze są zaprojektowane dla nas, a nie przeciw nam. To jeden z powodów, dla których MoH nawet na poziomie HARD nie stanowi większego wyzwania. Na marginesie – broń jest bardzo celna, a tam, gdzie twórcy oddają w nasze ręce nowoczesne środki pola walki, przewaga po stronie gracza staje się po prostu przytłaczająca, i zniwelować ją potrafią tylko… odpowiednio napisane skrypty.

Wreszcie, największa wada kampanii, czyli jej długość. Rozumiem oczywiście, że tryb single we współczesnym FPS jest przede wszystkim dodatkiem do multipayera, a kondensacja sprzyja utrzymaniu napięcia, ale zejście poniżej pięciu godzin rozgrywki przy tak wysokiej cenie programu jest już jednak przesadą.

Screen z gry Medal of Honor 2010

Mimo wszystko uważam, że „Medal of Honor 2010” dla rozwoju FPS-ów (i całej branży), jest tytułem ważniejszym niż ostatnia odsłona CoD. Umieszczenie opowiadanej historii w kontekście wciąż trwającej wojny w Afganistanie jest krokiem znacznie bardziej odważnym, niż nastawiony na generowanie medialnego szumu, w gruncie rzeczy głupi wybryk ze sceną na lotnisku w „Modern Warfare 2”. Fakt, że tematyka MoH sprowokowała do zabrania głosu taką osobę jak brytyjski minister obrony Liam Fox, dowodzi, że świat poważnych wartości zaczyna dostrzegać ogromny potencjał (ale i zagrożenie) drzemiący w jeszcze niedawno niszowych grach. Zaś patrząc na „Medal of Honor 2010” z mojego, partykularnego, punktu widzenia –  rozumiejąc, że tematyka może wywoływać kontrowersje, cieszę się nie tylko z podjęcia przez twórców politycznego ryzyka, ale też dopasowanej do niej, skłaniającej do refleksji metody narracji.

Jan M. Długosz

Ocena: 85% (tylko tryb kampanii)

0% 100%

Zalety: akcja tocząca się w prawdziwym świecie, świetnie poprowadzona narracja, umiejętnie budowane napięcie, wrażenie autentyzmu.

Wadywidoczne gołym okiem skrypty, grafika nieco poniżej oczekiwań, zdecydowanie za krótka.

Dla rodziców: Wyłącznie dla graczy pełnoletnich (PEGI 18+).

Wymagania sprzętowe Medal of Honor 2010:  Procesor Pentium D 3.0 GHz/Core 2 Duo 2.0 GHz; karta grafiki z 256 MB (GeForce 7800 GT lub lepsza), 2 GB pamięci RAM, 9 GB HDD, Windows XP/Vista/7.

Modal of Honor 2010, gra akcji (FPS), od lat 18 (PEGI 18+), w polskiej wersji językowej. Producent: Danger Close/EA Games, polski dystrybutor: EA. Cena: około 130 zł.

Polecamy także:

„Call of Duty: Modern Warfare 2” – recenzja gry

„Battlefield: Bad Company 2” – recenzja gry

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 9

Dodaj komentarz »
  1. ocena chyba troszkę przesadzona
    Gra dobra, aczkolwiek za mało w niej realizmu, a skrypty są na każdym kroku tak jak w tym durnym cod:black ops (i poprzednich częściach coda). Brakuje też spokojnych misji, czyli mało zabijania i wszystko robione na spokojnie.
    COD i Medal są bardziej grami dla gimbusów (gimnazjalistów), fanatyków Rambo, co widać szczególnie w multi. Jednak wolę Armę.

  2. @sgreger
    Skrypty – fakt, są bardzo widoczne. Jednak ich obecność jest ceną, jaką płacimy za obecność w grze wyraźnej linii fabularnej (a ta jest w MoH znakomita). A trochę skradania jednak w MoH jest – nie bardzo trudnego, ale jednak jest. Zresztą – nie w tym widzę siłę tego tytułu – to właśnie fabuła decyduje o tym, że MoH jest, moim zdaniem, grą wyjątkowo wręcz realistyczną.
    JMD

  3. powiedzcie mi dlaczego ta kampania jest taka krótka ????
    raptem 5 godzin przechodzenia…
    strasznie mi się to nie podoba że kończy się na śmierci królika, i nic nie ma potem…

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @miensor
    Na takiej krótkiej kampanii gracz, szczególnie taki, który nie gra w multi, przegrywa finansowo. Ale opowiedziana historia chyba zyskuje na spójności i napięciu. To doświadzczenie zbliżone do odbioru filmu – dłuższy Medla of Honor stałby się zwykłą grą.
    JMD

  6. A dajcie spokój w MoH grałem od pierwszej części i to jeszcze na PSXie i nie tego się spodziewałem po kolejnej części,gra jest przewidywalna grafika przeciętna fabula średnia a zakończenie i długość gry poniżej poziomu..no ale kto co lubi..ja wole powrócić do pierwszej części i tematyki II wojny światowej bo w tej tematyce MoH było numerem jeden..

  7. jest dobra gra

  8. Ta gra w porównaniu z mw2 i poprzednimi częściami MoH jest bardzo słaba….

  9. @meinsor 5 godzin to chyba z przerwami na lunch. Mi zajęło około 4 godzin. Gra trochę monotonna, w sumie po godzinie już strzelałem z głową podpartą o rękę z nudów. Jak się zaczęła jakaś fajna fabuła to się okazuje że to koniec gry 🙂 tak jakby w połowie ucięli. Grafika nawet spoko, poza niektórymi niedociągnięciami np. w domkach można zobaczyć w miejscu gdzie styka się ściana z podłogą ładne prześwity. Jest sporo niedociągnięć. Trochę to dziwnie zabrzmi ale pierwszy Medal of Honor (1999) był lepszy (jeśli chodzi o grywalność i ciekawość, wiadomo że wtedy dobrej grafiki nie było) miał jakiś klimat a tu trochę rozczarowanie.

  10. Według mnie MoH 2010 to bardzo dobra gra. Wysoki poziom realizmu psuje trochę długość rozgrywki. Natomiast nie wiem jak wam ale mi najlepiej strzela się z pistoletu Barretty 😀

css.php