Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

18.10.2010
poniedziałek

„Atlantis Evolution” – recenzja gry

18 października 2010, poniedziałek,

Screen z gry Atlantis EvolutionO WZGLĘDNOŚCI EWOLUCJI

Nie tak miało być. Możemy się spierać, gdzie się znajdowała: na Morzu Śródziemnym, pośród wód Atlantyku czy w miejscu Antarktydy. Możemy rozważać, czy na zagładę skazał ją wybuch wulkanu, trzęsienie ziemi lub inny przejaw gniewu bogów. Nie ulega jednak wątpliwości, że Atlantyda potężną cywilizacją była. Bo że istniała, to wiadomo, prawda?

Tymczasem zamiast zgłębiać jej tajemnice, podziwiać bogactwo kultury i zaawansowane technologie, Curtis Hewitt musi się zmagać z opresyjnym państwem policyjnym. Trafia tam w  spektakularnych, choć nie do końca zrozumiałych okolicznościach: podczas sztormu otwierają się morskie głębiny, z niebios zstępuje statek powietrzny, by zabrać bohatera… pod powierzchnię skorupy ziemskiej, gdzie obecnie (tj. w 1904 roku) mieści się Atlantyda.

Ze sterroryzowanymi mieszkańcami nie sposób się porozumieć; powtarzają wyuczone slogany, jakby ktoś wyprał im mózgi. Drżą ze strachu przed niemiłościwie panującą Enną, niczym Wielki Brat wszystkowidzącą  i wszechobecną. Samodzielne myślenie okazuje się zbrodnią, zadawanie pytań sprowadza kłopoty. Kto łamie zasady, uznawany jest za Odstępcę i poddawany bolesnemu procesowi reedukacji. Cóż za koszmarny totalitaryzm, całe szczęście, że Platon tego nie widzi.

Screen z gry Atlantis Evolution

Inną niespodzianką, a dla wielu rozczarowaniem, okaże się konstrukcja Atlantis, odbiegająca od wyobrażeń o tradycyjnej grze przygodowej. Autorzy zbudowali ją wedle prostej recepty: na osi fabuły rozmieścili  opóźniacze akcji w postaci interaktywnych zadań. Zgodnie z kanonem tę funkcję pełnią zwykle zagadki, w miarę możności dobrze osadzone w fabule i logicznie z nią powiązane. W tym wypadku jednak rozwój akcji przerywają i urozmaicają rozliczne mini-gierki (różne formy platformówek, skradanki, czasówki, układanki, łamigłówki logiczne), które nawet nie próbują udawać związku z treścią. 

Screen z gry Atlantis Evolution

Przyznam, że drażniło mnie to bardzo, dopóki nie zaczęło śmieszyć. Przełom nastąpił w chwili, gdy ważyły się losy nie tylko bohatera, ale i świata, w jednym z tych momentów, gdy w innego typu grach nastąpiłby decydujący pojedynek, a w tradycyjnej  przygodówce jest miejsce na piekielnie trudną łamigłówkę. W takich właśnie okolicznościach Atlantis Evolution niespodziewanie zaproponowała mi… odmianę Ponga, czyli coś na kształt partyjki tenisa. Propozycja była tak absurdalna i nie na miejscu, że aż śmieszna.

 

Jako że śmiech rozluźnia i łagodzi obyczaje, będę bronić mini-gierek ze względu na ich walory edukacyjne. Niewielu współczesnych graczy miało okazję poznać Ponga, Froggera, Ballerburg czy inne legendy elektronicznej rozrywki. Atlantis pozwoli im uzupełnić braki w edukacji, stanowi bowiem swego rodzaju interaktywne muzeum gier. Znajdziemy tam również klasyczne zadania logiczne, jak na przykład Wieże Hanoi, tyle że w wersji uproszczonej, dla przedszkolaków. Przynajmniej tak oceni je każdy, kto pamięta perfidnie skomplikowaną zagadkę tego typu z finału polskiej gry przygodowej Reah.

AE zwyczajowo uznaje się za czwartą z pięciu części cyklu. Brak w nim jednak ciągłości  wątków fabularnych, bo każda odsłona to odrębna i niezależna wariacja na temat zaginionego miasta. O ile pierwotną, w miarę zwartą trylogię stworzyło francuskie Cryo Interactive, dwie ostatnie części firmuje studio założone przez kilku jego byłych pracowników. Kontynuacja znanego cyklu była w 2004 roku dobrym pomysłem marketingowym, a jednocześnie odpowiedzią na oczekiwania graczy, bo dwa pierwsze, a zarazem zdecydowanie najlepsze tytuły serii zdobyły sobie liczne grono fanów. Niestety, dalej było już coraz gorzej.

 Screen z gry Atlantis Evolution

Na tym tle podtytuł Evolution brzmi nieco ironicznie, zwłaszcza że porównania narzucają się od pierwszych scen.  Gdy Seth (bohater Zapomnianych Opowieści z 1997 roku) zawitał do Atlantydy, miał określony cel (odnaleźć komnaty towarzyszy królowej), do którego zmierzał typowo przygodowymi ścieżkami: poprzez eksplorację (cośmy się wówczas nabłądzili i nastukali do pozamykanych na głucho drzwi…) i dialogi z napotkanymi postaciami. Natomiast Curtis Hewitt nie ma pojęcia, dlaczego zostaje uwięziony i nie ma szans na logiczną interakcję, bo cokolwiek zrobi, i tak zostanie pojmany, a zaraz potem zmuszony do przejścia kompletnie niezrozumiałej mini-gierki, wskutek czego niechybnie „zginie”.

Screen z gry Atlantis Evolution

Trzeba zaznaczyć, że „zginąłeś!” nie oznacza tutaj: „przegrałeś, bo byłeś słabo uzbrojony lub wybrałeś niewłaściwą taktykę”. W grach przygodowych nie ginie się dosłownie, w walce, tylko umownie. „Zginąłeś!” to sygnał, że popełniłeś błąd w rozumowaniu i musisz wymyślić lepsze rozwiązanie problemu. Symbolem takiej porażki w pierwszej Atlantis był widok załamanego Setha w więziennej celi oraz komentarz narratorki o głosie przypominającym Krystynę Czubównę: „Seth drogo zapłacił za swoją nieostrożność. Nikt nigdy nie usłyszał już ani o nim, ani o Rhei”. Aż chciało się próbować od nowa, by ocalić Królową i dobre imię bohatera. Natomiast w AE porażkę sygnalizuje dyszący nienawiścią okrzyk strażnika „Halt, deviant!” i widok upadającego w konwulsjach Kurtisa, porażonego laserowym paralizatorem. Barbarzyńska dosłowność jako oznaka ewolucji? To chyba raczej symbol powrotu do epoki kamiennej.  Aż chce się rzucić grę w kąt, co pewnie bym uczyniła, gdyby nie chodziło o egzemplarz recenzencki.

Screen z gry Atlantis Evolution

A szkoda by było, bo w trakcie gry Atlantis zyskuje. Przez jakiś czas grałam bez przyjemności, frustrując się mini-gierkami i tęskniąc za pierwszymi odsłonami cyklu. Na szczęście później, gdy poznajemy ciekawie zarysowane sylwetki rządzących Atlantydą, rozgrywka zaczyna wciągać i bawić, pojawia się humor i elementy satyryczne, a fabuła okazuje się bardziej skomplikowana, niż początkowo można by przypuszczać. Sekwencja, gdy bohater próbuje zmienić przebieg wydarzeń z przeszłości, wpływając w dość subtelny sposób na uczestników akcji, to kawałek całkiem przyzwoitej gry przygodowej. Nawet muzyka na tym etapie przypomina (złośliwi powiedzą: nieudolnie naśladuje) kompozycje z Atlantis 2, a ta zawierała przecież jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii.

Screen z gry Atlantis Evolution

Finał był łatwy do przewidzenia: po przejściu gry odczułam palącą potrzebę powrotu do korzeni i natychmiast odkurzyłam pierwszą część cyklu. Musiałam, w imię recenzenckiej rzetelności, sprawdzić, czy towarzyszące mi poczucie przewagi starych gier nad nowymi nie wynika tylko z nostalgicznej tęsknoty do czasów, gdy nawet trawa wydawała się bardziej zielona. Okazuje się, że po kilkunastu latach od premiery The Lost Tales pozostaje przygodą, od której trudno się oderwać. Z tej perspektywy Atlantis Evolution wydaje się grą ledwie przeciętną, choć na tle współczesnych produkcji pewnie dałoby się ją potraktować mniej surowo. Tak czy inaczej warto się przekonać, dokąd popularny cykl zawędrował i czy na pewno podążał drogą ewolucji.

tetelo
 

Zalety: próba kontynuacjii znakomitego cyklu, satysfakcja z grania wzrasta w miarę rozwoju akcji, interaktywne muzeum gier.

Wady: słabsza od poprzedniczek, wyjątkowo zniechęcająca sekwencja początkowa, frustrujące momentami i oderwane od treści mini-gierki.

Dla rodziców: Pegi 12+.

Atlantis Evolution, gra przygodowa, od lat 12. Producent: Dreamcatcher; polski wydawca: IQ Publishing; cena: około 40 zł.

Polecamy także:

„Amnesia: the Dark Descent” – recenzja gry

„Kleopatra: Droga do tronu” – recenzja gry

Downfall – Jak przeżyłam Upadek, choć umarłam dwa razy   

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php