Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

15.04.2009
środa

„Stormrise” – recenzja gry

15 kwietnia 2009, środa,

Screen z gry StormrisePRAWIE PIĘKNA KATASTROFA

„Stormrise” to jest katastrofa. Ale za to jaka – prawie piękna! Winnym podobnej porażki wręcz chciałoby się wybaczyć, że powołali do życia coś niemal całkowicie bezużytecznego; wynalazek, który nie tylko wyprzedził swój czas (chyba), ale minął się ze swoim właściwym przeznaczeniem (na pewno). Klęskę łatwiej usprawiedliwić, wiedząc, że panom z Creative Assembly przyświecały iście demiurgiczne cele. Chcieli odmienić oblicze gatunku gier taktyczno-strategicznych rozgrywających się w czasie rzeczywistym. Jednym susem próbowali pokonać trzy stopnie.

Po pierwsze – do płaskich światów klasycznych erteesów dołożyli trzeci wymiar. Wyszło wspaniale. Oddziały wrogich frakcji poruszają się po ziemi, po dachach budynków, unoszą w powietrzu, przemykają pod ziemią. Trójwymiarowy, wielopoziomowy świat przecinających się wojennych ścieżek ma w sobie coś nieodparcie realnego. W szczycie rozgrywki jest jak ogarnięta gorączką walki, futurystyczna termitiera.

Screen z gry Stormrise
Screen z gry Stormrise

Po drugie – na rzeczywistość przedstawioną w „Stormrise” nie można spojrzeć z obiektywnego punktu widzenia brodatego jegomościa na chmurce, jak w innych erteesach, mając przed oczami mapę działań wojennych. Można natomiast spoglądać na świat subiektywnie, podpatrywać własne i cudze oddziały sponad głów walczących. Historia wojny, którą toczy zaawansowana technologicznie rasa Echelon i plemiona mutantów Sai, bliższa jest (przynajmniej w teorii) rutynie żołnierskiego znoju niż dylematom wyfiokowanych dowódców wyższego stopnia. To zamysł zgodny z intelektualnym klimatem epoki (naszej), ale w świecie gier wideo, a szczególnie erteesów – nowy, prawie rewolucyjny.

 

Po trzecie – „Stormrise” to strategia czasu rzeczywistego zaprojektowana z myślą o (a fuj!) konsolach. Lekarstwem na niemanie klawiatury ma być zaskakująco oryginalny i bardzo efektowny sposób przełączania punktu widzenia. Jedno smagnięcie bicza (dżojstika) i posyłamy nasze sauroniczne ślepie z jednego końca przestrzeni rozgrywki na drugi, znad jednego oddziału nad inny. Lewo w okamgnieniu zamienia się w prawo, tył w przód – na tej karuzeli kierunków zatęsknimy za bezwzględnym układem odniesienia znanym z płaskich strategii, ale jest w tym pomyśle jakiś rozmach, jest dynamika. Grając, jednocześnie budujemy wielowątkową, dynamicznie montowaną transmisję ze starcia wrogich sił. Kawał przyzwoitego kina akcji realizowanego jednym palcem.

Screen z gry Stormrise
Screen z gry Stormrise

I za te trzy pomysły należy się jak najbardziej poważny szacunek (wręcz szacun). Tym bardziej, że jak przekonywająco wyznają sami autorzy gry (www.sega.com/stormrise), przyświecała im chęć szczera stworzenia nowego formatu, a nie tylko wyrachowanie, by ziemie zdobyte pecetową serią „Total War” poszerzyć o terytoria zamieszkiwane przez nieokrzesanych użytkowników konsol. Rzeczywistych motywacji nie sposób dociec, lecz wynik tej eskapady jest oczywisty, a jest nim blok z lastryko: „Tu spoczywa pierwszy rozgrywający się w trzech wymiarach, konsolowy ertees z subiektywnym punktem widzenia. Miał chłopak potencjał. Pokój jego pamięci”.

Screen z gry Stormrise
Screen z gry Stormrise

Oto krótka lista uchybień, które prowadzą do klęski. Przełączanie „oka” między oddziałami jest łatwe, o ile ich liczba nie przekracza trzech bądź czterech i pozostają one w spoczynku, w przeciwnym razie zaczyna przypominać chwytanie żwawych kijanek w mętnej kałuży (tym bardziej, że w jednej chwili można wydawać rozkazy zaledwie jednemu zgrupowaniu liczącemu nie więcej niż trzy oddziały). Trójwymiarowa, na wpół przezroczysta mapa jest śliczna jak cukierek, lecz niemal całkowicie bezużyteczna, i gracz pozostaje, jak bohaterowie pewnego filmu, lost in space. Wrodzony, niezależny od gracza, spryt naszych oddziałów dorównuje rezolutności oddziałów nieprzyjaciela i plasuje wszystkie w piątym centylu skali inteligencji; a wszyscy i tak kończą zwykle jak seler w zupie.

Screen z gry Stormrise
Screen z gry Stormrise

Pozbawiona suspensu fabuła nie wykorzystuje potencjału dramatycznego wynikającego z dwuznacznej moralnie ofensywy Echelonu (który przeczekał globalną katastrofę w stanie uśpienia, jak jakieś karaluchy, pod powierzchnią Ziemi) przeciwko istotom Sai (będącymi dowodem zdumiewających zdolności adaptacyjnych form białka), czyli w zasadzie prawowitym władcom planety.

O żołnierzach Legii Cudzoziemskiej zwykło się mawiać, że nie ponoszą klęski, oni tylko zostają zabici. Noszący znamiona wielkości „Stormrise” został zabity na śmierć nadmiarem świetnych, z zarazem całkiem chybionych (w kontekście gatunku) pomysłów. Można tylko mieć nadzieję, że powstanie ze zmarłych w innym, bardziej grywalnym kontekście i wtedy dołoży konkurencji.

Karol Jałochowski

Wszystkie screeny pochodzą ze strony oficjalnej gry.

Ocena: 40%
 

0% 100%

Ocena: Dysonans poznawczy. Dwa punkty za grywalność, dziesięć za zamysł (zwykła średnia, arytmetyczna, czyli sześć, wydaje się oceną na wyrost). Wspaniałe narzędzie służy do snucia nieinteresującej i nieczytelnej opowieści. Może przyda się jako silnik do machinimy?

Zalety: Rewolucyjny metoda budowania narracji (skaczące oko). Trzeci wymiar erteesa. Być może, podkreślam, być może, jakieś miłe niespodzianki kryje także tryb wieloosobowy, pod warunkiem wszakże, że wokół „Stormrise” zwiąże się dostatecznie liczna społeczność.
 
Wady: Wszystko poza zaletami.

Dla rodziców: Teoretycznie od 16. roku życia, ale grafika jest tak grubo ciosana, a zamieszanie związane z przeskokami punktu widzenia tak wielkie, że wszelka przemoc przechodzi prawie niezauważona. Młodszych graczy mogą jednak przygnębiać epizody, w których całe oddziały kładą się pokotem bez powodu, jakby ilustrując powiedzenie, że pan Bóg kule nosi ? także te, których nikt nie wystrzelił. Czasem też żołnierze potykają się o niewidzialne przeszkody lub przenikają przez kolegów, mogąc wprowadzić młodego gracza w stan egzystencjalnego niepokoju.

„Stormrise”: gatunek: RTS; projekt i wykonanie: Creative Assembly; producent: SEGA dla Microsoft; dystrybutor CD Projekt; sugerowana cena wersji Xbox 360: 299 zł.

Przeczytaj także recenzje innych gier strategicznych:

„Empire: Total War”

„Men of War”

„War Leaders: Clash of Nations”

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. No to teraz muszę sprawdzić ten tytuł. Ambitne porażki są zawsze warte poznania i wsparcia portfelem 🙂

  2. Bardzo szlachetny jest taki poryw empatii, nie wiem tylko, czy właśnie o to chodziło twórcom gry 😉
    Wiele to wyjaśnia w sprawie tej drugiej gry – widać nie da się zrobić dobrze dwóch rzeczy na raz.

  3. JMD: Cóż pozostaje poza empatią, w świecie, gdzie enduser enduserowi botem, a nad wszystkimi wisi oko wielkich korporacji? Projektant tez czlowiek. 🙂 Inna sprawa, że trzystu złotych szkoda.
    Z tą grą jest trochę jak z bombowcem o napędzie atomowym – pomysł w zasadzie słuszny, ale w praktyce bez sensu.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. O jakich 300 (299) złotych wy tu piszecie? Ja tą grę kupiłem za 94.90 pln na gram,pl. No chyba że mówicie o wydaniach konsolowych, ale właśnie dla tego nie mam, ani PS3, ani xbox-a. I mimo komputera za który dałem 1700 pln pół roku temu, śmiga aż miło.

  6. Zgadza sie – pisalismy o wersji na X360, co chyba nam umknelo w tekscie.

  7. Zamierzałem to kupić. Ale najpierw postanowiłem ściągnąć i wypróbować.
    Dotarłem do trzeciej misji. Wszystkie jest piękne i cudne, co prawda żołnierzyki „przenikają” się, czasem mają problem ze znalezieniem drogi, często lecą jak głupi na ostrzeliwujący ostrzał wroga, jakby nie mieli karabinów tylko chcieli ich pięściami zaszczuć.
    No ale interfejs…. TRAGEDIA po prostu to przełączanie się między jednostkami to jest KOSZMAR i ogólnie strasznie psuje grę. Mapa obszaru? Jak wspomniał recenzent BEZUŻYTECZNA. Oj dobrze że mamy piractwo, dzięki temu wiem już, że tej gry na pewno nie kupię, bo szkoda pieniędzy. Pirata już odinstalowałem, bo szkoda miejsca na coś, co tylko ładnie wygląda. Fabuła też jakoś niespecjalnie mnie zainteresowała – jest jakaś taka (przynajmniej do trzeciej misji) oklepana i przewidywalna.

  8. @Stefan
    Bardzo źle, że mamy piractwo. Bo przez nie coraz mniej ambitnych gier na pc, a zabezpieczenia coraz bardziej koszmarne.
    JMD

css.php