Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

7.05.2009
czwartek

Piękni chłopcy z SS

7 maja 2009, czwartek,

Na sklepowych półkach od niedawna znaleźć można samodzielny dodatek do gry „Company of Heroes”, noszący znamienny tytuł „Tales of Valor”. Na okładce dumnie pręży się niemiecki Panzerkampfwagen VI (przez profanów zwany Tygrysem), wznosząc wysoko lufę potężnego, 88 milimetrowego działa. Nie dojrzymy na niej jednak prawdziwego bohatera gry, którego autor zamieszczonej w Technopolis recenzji trafnie zidentyfikował jako Michaela Wittmanna. Jego tożsamość autorzy gry ukryli bowiem pod kilkoma innymi nazwiskami. Wszystko przez dyktat politycznej poprawności, który niedługo, wiele na to wskazuje, zostanie złamany. Pytanie – czy słusznie?


Art z gry Company of Heroes: Tales of Valor

Dlaczego „as niemieckich wojsk pancernych” nie występuje w „Tales of Valor”? Powód jest prosty – Wittmann nie był żołnierzem „rycerskiego Wehrmachtu”, ale zagorzałym nazistą, od 1936 roku członkiem SS, który w szeregach Leibstandarte-SS Adolf Hitler brał udział w kampaniach w Polsce, Francji, na Bałkanach i w Rosji, by awansować do stopnia SS-Hauptsturmführera (kapitana SS). Jego najsłynniejszą akcją jest pokazana w grze potyczka w Villers-Bocage, gdzie w ciągu zaledwie piętnastu minut trzy dowodzone przez Wittmanna Tygrysy zniszczyły dziesięć brytyjskich czołgów, dwa działa przeciwpancerne i trzynaście transporterów. Niemiecki as zginął wraz z całą załogą swojego czołgu 8 września 1944 roku we Francji, zabity bądź strzałem z działa brytyjskiego Shermana Firefly, z czołgu z 1 Dywizji Pancernej lub rakietą odpaloną przez pilota Hawker Typhoona.

Jak widać, Wittmann nie bardzo nadaje się na okładkę dodatku do, nomen omen, „Company of Heroes”. Jednak panowie z Relic (kanadyjskiego producenta gry) natrętnie mrugają do graczy okiem – każdy zainteresowany historią wojskowości odgadnie bez trudu, kto kryje się pod nazwiskiem Voss (swoją drogę też as, tylko myśliwski z I wojny światowej, latał na Fokkerze DR I). Nie jest to, oczywiście, przypadek ani błąd jakiegoś niewydarzonego producenta. Działy promocji mainstreamowych firm, do których Relic należy, przygotowują skomplikowane strategie marketingowe, wiedząc doskonale, czego oczekują nabywcy. Jest zatem grupa użytkowników, którzy czekają na podobne treści, i nawet się z tym specjalnie nie kryją.

Dość długo w grach historycznych, których akcja dzieje się w czasie II wojny, ukazywanie w dobrym świetle nazistów (czy był to Wehrmacht, Luftwaffe, czy SS) stanowiło tabu, szczególnie w grach FPS. Wizerunek niemieckiego żołnierza/oficera powielał stereotypy znane z przygodowego wojennego kina – fanatycznego, w pewien perwersyjny sposób wyrafinowanego i, obowiązkowo, bardzo eleganckiego okrutnika – w odróżnieniu od rozchełstanego, nieogolonego, ale fajnego chłopaka z US Army. Oczywiście, mimo lśniących oficerek i wyprasowanego munduru, wirtualny nazista nie grzeszył zwykle (sztuczną) inteligencją, łatwo więc było go pokonać – szczególnie w grach akcji, które z samej swej natury zakładają niemal nadludzką przewagę gracza nad tłumem NPC-ów (postaci niezależnych). Przykłady takich produkcji można mnożyć – „BloodRayne”, której bohaterka, wampi, czy raczej dhampirzyca, morduje setki niemieckich żołnierzy i współpracujące z nimi potwory, podobny w treści „Wolfenstein” we wszystkich swoich odsłonach, „Indiana Jones and the Emperor’s Tomb”, czy bonusowa plansza do ostatniej części „Call of Duty” o wdzięcznym tytule „Nazi zombies” (Niemiec w mundurze był tu symbolem zła absolutnego, a jego anihilacja miała dawać graczowi poczucie moralnej i fizycznej wyższości).

Zarówno scenariusze tych gier, jak i specyficzny sposób interakcji (polegającej głównie na strzelaniu) opowiadały o sprawach bardzo trudnych w sposób banalny, dając – pozornie – możliwość opowiedzenia się po właściwej stronie i wystawienia oceny moralnej, spłaszczając jednocześnie i infantylizując najokrutniejszą wojnę w historii ludzkości.

Tabu zostało złamane przez gry posiadające tryb multiplayer, które, zgodnie ze swoją logiką, musiały dać użytkownikom możliwość uczestnictwa po obu stronach wirtualnych konfliktów. Jeśli producenci mieli obawy, czy ktoś (poza obszarem niemieckojęzycznym) będzie chciał wcielać się w niemieckich żołnierzy, szybko zostały one rozwiane. Można odnieść wrażenie, że „druga strona” jest nawet popularniejsza – podobne, równie niezwykłe zjawisko zachodzi np. w przypadku popularnych „grup rekonstrukcyjnych”, odtwarzających umundurowanie i uzbrojenie żołnierzy II wojny światowej (nawet w Polsce są grupy noszące mundury Waffen-SS).

Choć w samych grach nie umieszcza się zwykle symboli nazistowskich (w Niemczech i Austrii nawet jedna swastyka eliminuje, z mocy prawa, grę z rynku) to jednak programy te są modowalne, a producenci sami udostępniają narzędzia do edycji dodatkowych map i postaci, za które wydawca nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Bez trudu zatem można znaleźć w sieci mody do najpopularniejszych strzelanin i gier RTS, w których spotyka się symbole nazistowskie i odznaki SS.

Interesujące jest też zestawienie ulubionych programów miłośników Trzeciej Rzeszy – po wpisaniu w Google pytania o najpopularniejsze „nazistowskie gry” okazuje się, że do kategorii tej należą tytuły z absolutnego mainstreamu – pierwsza i druga część „Call of Duty”, „Medal of Honor”, „Brother in Arms” oraz sieciowe strzelaniny „Day of Defeat” i „Red Orchestra Ostfront 41-45”.

Twórcy tej ostatniej, programiści z amerykańskiego studia Tripwire Interactive, postanowili przełamać kolejną barierę politycznej poprawności – ich najnowsza produkcja „Red Orchestra: Heroes of Stalingrad” ma posiadać, jako pierwsza w historii, kampanię w trybie single, w której gracz będzie mógł wcielić się w niemieckiego żołnierza (na razie Wehrmachtu). Panowie z Tripwire Interactive zdają sobie oczywiście sprawę, że tego typu produkcja nie powstała dotąd nie dlatego, że nikt nie wpadł na podobny pomysł. Ten brak był wynikiem niepisanej umowy, wedle której pewnych treści się, po prostu, nie przekazuje w grach. Jednak pokusa okazał się zbyt silna – interes wydawcy łączy się tu z wielokrotnie artykułowanym przez użytkowników znudzeniem powtarzającymi się tematami i sceneriami w grach o II wojnie światowej. 


Fot. Bundesarchiv (CC BY SA), źródło: Wikipedia

„Red Orchestra: Heroes of Stalingrad” z pewnością stanie się pretekstem do bezowocnej debaty o granicach wolności wypowiedzi, a darmowa publicity wpłynie na świetne wyniki sprzedaży programu. Zapewne bronić jej będą wszyscy ci, dla których jakiekolwiek ograniczenie w publikowaniu choćby najgłupszych i najpodlejszych treści oznacza wprowadzenie cenzury, tego strasznego słowa zamykającego każdą dyskusję, jak i część graczy spragniona nowych, mocnych wrażeń (o wcale licznych wśród młodszych graczy miłośnikach Trzeciej Rzeszy nie wspominając). Można będzie wreszcie użyć tego wspaniałego, niemieckiego wojennego sprzętu, założyć te eleganckie, schludne mundury. Złamane zostanie następne tabu, zostaną otwarte kolejne drzwi do relatywizacji historii i ludzkich postaw w ogóle. To oczywiście nie tylko kwestia chciwości producentów gier, ale przede wszystkim prosta konsekwencja wprowadzenia tematu II wojny do szeroko pojętej rozrywki. Mam tylko nadzieję (nikłą), że „Red Orchestra: Heroes of Stalingrad” nie zostanie wprowadzona do oficjalnej sprzedaży w Polsce. Wszystkim, którzy będą twierdzić, że należy sprzedawać ludziom wszystko, za co chcą zapłacić, bo sami przecież podejmują decyzję, odpowiem, że to argumentacja sutenera. Nie do przyjęcia, ale, niestety, niezmiennie skuteczna. 
 
Jan M. Długosz

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 8

Dodaj komentarz »
  1. A już przed laty Uklańskie ostrzegał w Zachęcie ?Nazistami? 🙂

  2. Naturalnym jest łamanie wszelkich zakazów, czy to obyczajowych, czy różnego rodzaju tabu, zwłaszcza w środowisku w którym nie grożą żadne konsekwencje (własny pokój, przy biurku…).

    Stąd ogromna popularność grania stroną niemiecką we wszelkich grach multiplayer. Podsycane jest to tylko wyższością parametrów niemieckich broni (StG’44 we wszystkich FPS-ach wymiata, z tego co pamiętam 🙂 ) i sprzętu (PzKpfw V vs T-34…)

    Podobnie jest z terrorystami w Call of Duty 4 — strzelanie z kałacha do US-manów sprawia po prostu większą frajdę niż bycie Joe McDonaldem z M-16tką.

    Dopóki w grach nie będzie wstawek „Herr Hauptmann, właśnie zdobyliśmy wioskę XYZ, macie za zadanie zebrać wszystkich niearyjskich mieszkańców i rozstrzelać na miejscu” to moim zdaniem żadna norma nie zostanie przekroczona.

  3. Bzdury pan piszesz. Faszyzm, szowinizm, rasizm siedzą w głowach a nie w pudełkach z grą. Gra powinna być sprzedawana od lat 18 i tyle. To ja decyduję co czytam, oglądam, jem, piję i jak spędzam czas. Oczywiście, dostęp do tego typu treści dla osób niepełnoletnich powinien być zakazany ale osoba dorosła o ukształtowanym charakterze ma prawo sama decydować o swoim życiu. Jeśli łamie przy tym prawo? Trudno, idzie do więzienia. A porównanie do prostytucji? Demagogia drogi panie. A czemu nie porównać tego do sprzedaży alkocholu?
    Ja grając w taką grem mam świadomość jaka była prawda historyczna, a pan drogi panie cenzorze chce mnie pozbawić możliwości zakupu produktu. A temat drugowojenny do rozrywki trafił już za Charliego Chaplina. Filmów ,o grach nie mówiąc, także komedii o nazistach powstały dziesiątki. Poza ty powinien pan protestować przeciw wszelkim drugowojennym grom z trybem multi. Ogólnie ten artykuł to jeden wielki bełkot, a logicznym jego uzasadnieniem jest porównanie do sutenerstwa. Dwója z logicznego myślenia.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @bialygolabek
    „Faszyzm, szowinizm, rasizm siedzą w głowach a nie w pudełkach z grą”
    W pudełkach z grami nie, a w książkach, prasie, filmie? Skąd w takim razie 65 lat po wojnie ciągle w Europie mamy różnej maści faszystów?
    Temat drugowojennej rozrywki trafił do filmu – jasne, że trafił, ale czy zabrałby Pan do kina na „Inglorious bastards” osiemdziesięcioletniego sąsiada, który przeżył holokaust albo pacyfikację zamojskiej wsi? II wojna to nie fantastyka, tylko największa tragedia w dziejach. Czy naprawdę jako temat nadaje się do produkcji gier i komedii?

  6. Ale nikomu nie przeszkadza bycie Czerwonoarmistą w COD5? Ja nie skończyłem gry – bo nie chciałem zatykac tej czxerwonej szmaty. A „death to spies”?

  7. Mnie przeszkadza (choć sformułowania czerwona szmata bym nie użył). Dlatego na przykład, mimo że lubię Blitzkrieg, gram tylko w alianckie kampanie. Różnica polega na tym, że twórcy CoD umieszczając radziecką kampanię w grze albo nie mają pojęcia o roli, jaką ZSRR pełnił w pierwwszej fazie wojny, albo dostosowują opowiedzianą historię do wiedzy przeciętnego użytkownika z tzw. Zachodu. Natomiast ktoś, kto robi gre historyczną „pod Niemców” na 100 % zdaje sobie sprawę z wiekszości z kontekstu. „Deth to Spies” – obrzydliwość, że komuś w Polsce przyszło do głowy to wydać.
    JMD

  8. Mnie przeszkadza natomiast określenie :”Panzerkampfwagen VI (przez profanów zwany Tygrysem)” Od wielu lat interesuje się II wojną i sprzętem używanym przez niemców w tym okresie i Tygrys to zawsze był dla mnie Tygrys o od momentu gdy dowiedziałem się o jego istnieniu do momentu gdy poznałem o nim prawie wszystko łącznie z kolejnością zapłonu poszczególnych cylindrów w silniku.
    To że praktycznie każdy niemiecki pojazd ma jakieś bardziej wyszukane oznaczenia kodowe to nie znaczy że użycie powszechnie znanej nazwy „Tygrys” jest jakąś profanacją!
    No bo kto chciałby zapamiętywać jakieś – SdKfz 181…
    albo inny przykład:
    38cm RW 61 auf sturmmorser „tiger” , sturmpanzer VI to poprostu
    Sturmtiger – i każdy wie o co chodzi 🙂

  9. @janek
    Nie chciałem nikogo urazić – to tylko zabawa słowem. Gratuję wiedzy, ale mnie osobiście w Tygrysach fascynuje jedno – jak daleko odpada wieża po trafieniu rakietą z Typhoona 😉
    JMD

css.php