Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

23.05.2008
piątek

Conflict: Denied Ops – recernzja gry

23 maja 2008, piątek,

okładkaBRACHU, CHYBA TYM RAZEM NAM NIE WYSZŁO

„Conflict: Denied Ops” to piąty już tytuł w serii „Conflict” po „Desert Storm”, „Desert Storm 2”, „Vietnam” i „Global Storm” i pierwszy, który obok wersji PC wydany został również na Xboxa 360  i PlayStation3. O ile poprzednie cztery części serii utrzymane były w konwencji „Third Person Perspective”, a gracz sterował w nich aż czterema członkami oddziału, w „Denied Ops” ich liczba zredukowana została do dwu, zaś sama gra stała się FPS-em.

Niestety, pomimo doświadczenia Pivotal Games w dziedzinie gier wojennych, „Denied Ops” jest niemal podręcznikowym przykładem, jak w roku 2008 FPSów robić NIE należy.

Owszem, kilka elementów ratuje tytuł przed kompletnym blamażem, ale jako całość jest to bardziej propozycja dla fanów old-skulowych shooterów, niż wymagających graczy wychowanych na pozycjach z kilku ostatnich lat.

Fabuła

Od serii firmowanej przez Pivotal Games nigdy nie należało oczekiwać ciekawej fabuły, a jedynie dobrego strzelania  – tak też jest i tutaj. Dwa agenci – Lincoln Graves i Reggie Lang – rozpoczynają akcję podczas fikcyjnego Konfliktu Wenezuelskiego, wywołanego przez niejakiego Generała Ramireza. Podczas pierwszej misji mają oni przechwycić tajne dane zawierające kontakty sponsorów i współpracowników Ramireza, który, jak wszystko na to wskazuje, zamieszany jest w handel bronią nuklearną.

W kolejnych misjach agenci trafiają więc do syberyjskiego zamku Bardzo Nieprzyjemnego Rosjanina, na pokład statku na pełnym morzu i stację wielorybniczą oraz do Afryki. Koniec końców Ramirez zostaje pojmany, a kolejny konflikt grożący rozlaniem się na cały świat – zażegnany.
 

Conflict: Danied_Ops
Screen z gry

Nie potrzeba wielkiej inteligencji, aby zorientować się, iż Ramirez to w istocie Hugo Chavez – obecnie „oficjalny” wróg kapitalizmu i demokracji, przynajmniej z perspektywy USA i krajów, których koncerny naftowe w Wenezueli zostały ostatnio na siłę znacjonalizowane. Twórcy gry zadbali również o to, by gracze nie łączyli Ramireza z Rosją – obecność wśród jego kompanów niejakiego Morczenki zrównoważona jest uczestnictwem „dobrych” agentów FSB oraz kilku innych Rosjan, którzy mogą wspierać naszych bohaterów podczas niektórych misji.

Jak rozumiem, ambicją autorów scenariusza było stworzenie wyraźnych, a jednocześnie kłócących się ze sobą postaci głównych bohaterów. Graves ma za sobą długi staż w służbach specjalnych i między innymi utratę partnera w jednej z wcześniejszych operacji – ma to współgrać z jego milczkowatym charakterem. Lang z kolei to głośny i narwany młodziak, który bezustannie zwraca się do starszego partnera „bro”, a na początku misji żartobliwie sugeruje, że to Graves strzelał do Kennedy’ego w 1963 roku.

Potencjalnie taka różnica temperamentów może być interesująca, ale formuła gry nie pozwala na rozwinięcie tej dynamiki. Problemem są też dialogi – tak nijakich wymian dawno nie słyszałem w grach, które przecież i tak zazwyczaj nie skrzą się dowcipnymi pojedynkami słownymi. Żarty są tu ciężkie, poszczególne teksty powtarzają się, Lang prawie każdą wypowiedź kończy „motherf***er”, zaś jego „kolesiowskie” odzywki są po prostu sztuczne i trącą najgorszymi stereotypami z filmów akcji klasy G.

Negatywne odczucia w tej mierze pogłębia polska lokalizacja – przede wszystkim nie jest ona opcjonalna i gracz zmuszony jest słuchać polskiej ścieżki dialogowej. A to jest raczej wątpliwą przyjemnością, gdyż tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia – począwszy od założenia, że „bro” to „brachu”, a skończywszy na drewnianych rozmowach, które dodatkowo czytane są przez kogoś, dla kogo „swoboda” to nazwisko czeskiego sportowca.

Rozgrywka

Taktycznie „Denied Ops” wydaje się być wyrwana z epoki pierwszej edycji Quake’a. Kolejne misje są niemal całkowicie linearne – co prawda w kilku miejscach pojedyncze zadania można zaliczyć w dowolnej kolejności, ale są to epizody nie wpływające na charakter całej rozgrywki. Niezależnie od typu otoczenia – 10 misji zbudowanych jest według schematu, który wymusza zawsze ta samą taktykę – od punktu A mamy dotrzeć do punktu B, pod drodze strzelając, strzelając i jeszcze raz strzelając.
 

Conflict: Danied_Ops
Screen z gry

Kilka razy należy wykraść dane, wysadzić w powietrze komputery czy przejście oraz rozbroić podłożony przez antagonistów ładunek z zapalnikiem czasowym.

Oprócz biegania i walenia z broni do wszystkiego niezależnie od tego, czy się rusza czy nie, w kilku misjach bohaterowie mogą użyć czołgu, transportowca i poduszkowca, a do ewakuacji – helikoptera. Okazjonalnie w misjach naszej dwójce mogą pomagać inni – rozbrajający bomby Doktor Passich, do których powstania się wcześniej przyczynił, wspomniani agenci FSB uwolnieni z cel w twierdzy Morczenki czy grupa komandosów amerykańskich.
 
Broń 

Wybór broni (częściowo mający odzwierciedlać rysy psychologiczne właścicieli – Graves używa karabinu snajperskiego i shotguna, zaś Lang – ciężkiego karabinu maszynowegoy oraz wyrzutni rakiet) zdecydowanie rozczarowuje. Gracz nie może korzystać z broni porzuconej przez zabitych i rejterujących z pola walki wrogów, nie może również zbierać od nich amunicji (uzupełnia się ją w pojawiających się co jakiś czas na drodze skrzyniach).

Ulubione przez FPS-owców klawisze od 1 do 8 są w „Denied Ops” zupełnie nieprzydatne – każdy z bohaterów ma do dyspozycji dwie główne sztuki, które wraz z zaliczaniem misji podlegają jedynie minimalnym modyfikacjom – zaginana lufa karabinu Gravesa, umożliwiająca strzelanie zza rogu, jest ciekawym pomysłem, ale już podczepienie do karabinu Langa miotacza granatów (które można zresztą rzucać „ręcznie”) nie wywoła nawet mikroskopijnego „wow”.

Plusem jest natomiast realizm balistyczny – im przeciwnik dalej stoi, tym trudniej go trafić i więcej kulek w niego wpakować, aby się już nie podniósł. Przy dystansie większym niż kilka metrów zasada „one man – one bullet” odnosi się tylko do snajperki Gravesa z maksymalnym przybliżeniem i celowaniem w głowę.

Pozytywy

Biorąc wszystko to, co powyżej pod uwagę, może się wydawać, że gra powinna smażyć się w jakimś niskim kręgu gamerskiego piekła, ale ostateczny efekt zaskakująco nie jest zupełnie beznadziejny. Nie jestem nawet pewny, czy to zasługa kilku jasnych punktów gry, czy po prostu jakaś swoista synergia poszczególnych elementów daje nam rozgrywkę, która może i nuży, ale przynajmniej nie wywołuje odruchów wymiotnych.

Pomimo, że poszczególne plansze nie zaskakują konstrukcją, ich strona graficzna jest całkiem przekonywająca, a rozmiary poziomów i szczegółowość designu robią spore wrażenie. Największym atutem gry, który jednocześnie wyróżnia go w swojej kategorii, jest system kontroli bohaterami – przy pomocy jednego przycisku możemy błyskawicznie przełączać się między Gravesem a Langiem. W pierwszej kolejności pozwala to na rozwinięcie jakiejś taktyki i reagowanie na wymagania otoczenia (w niektórych sytuacjach snajperski karabin efektywniej oczyszcza pole, w innych ciężki karabin).
 

Conflict: Danied_Ops
Screen z gry

Dodatkowo system ten pozwala na wzajemne uzdrawianie się partnerów – podobnie jak na przykład w „Kane and Lynch” postać, która dostała o jedną kulkę za dużo pada, a jej wizja rozmywa się i czarno-bieleje. W takiej sytuacji można klawiszem przywołać kolegę albo szybko przełączyć się na zdrowego i podbiec do rannego.

„Denied Ops” posiada również funkcję gry kooperatywnej dla dwu graczy przez Internet bądź w sieci lokalnej, w ramach której każdy kontroluje jednego z bohaterów. Funkcji multiplayera osobiście nie wypróbowałem, ale według wszystkich recenzji tego trybu gry nie wybiega ona poza przeciętne standardy.

Dobre wrażenie robi system dowodzenia – przy pomocy jednego kliknięcia prawym przyciskiem myszy kierowany przez nas w danej chwili bohater może wysłać drugiego (oraz ewentualne inne wsparcie) we wskazane miejsce – jeśli miejsce owo jest w strefie walki, niezwłocznie rozpoczyna on ostrzeliwanie wroga.

Jak to w każdym FPS-ie, największą frajdę w grze sprawia oczywiście strzelanie – w „Denied Ops” celem może być nie tylko szeroki asortyment wrogów, ale i wszelkie inne elementy świata. Przeciwników można więc również eliminować celnymi strzałami w beczki z paliwem, butle gazowe i tym podobne, a przy odpowiednim natężeniu ognia możemy nawet wyburzyć odcinki sporego muru.

Last but not least, gra bardzo szybko ładuje się – zarówno w przypadku przejścia na zupełnie nowy poziom, jak i wczytywania zachowanej gry. 

Podsumowanie

Pozytywów zebrało się więc kilka, ale w ogólnym rozrachunku są to raczej pojedyncze elementy pewnych funkcji. Całościowo nie są one w stanie udźwignąć gry –  „Denied Ops” ma wyraźny posmak retro i tym razem nie powoduje on nostalgii. Do wspomnianych problemów dodać można jeszcze koszmarny miks dźwięku – przy ustawieniach standardowych muzyka zagłusza nawet odgłosy strzałów!

Jest grywalnie, ale przy ograniczonym budżecie wybrałbym jakiś inny tytuł.
 

Paweł Frelik
 

Ocena: 2 /6
 

Zalety: Dobrze opracowany system dowodzenia i ciekawie rozwiązany tryb przełączania między postaciami.
Wady: Szablonowa i powtarzalna rozgrywka, nieudana polonizacja.
 
Dla rodziców: Pozycja dla graczy mocno dorastających (16+) – okazjonalne przekleństwa i przemoc wojenna.
 
Minimalne wymagania sprzętowe: Procesor 2.4 GHz lub szybszy, 1 GB RAM, 14 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym, karta grafiki 128 MB RAM (GeForce 6800+ albo Radeon X1300+).
  
 kup

„Conflict: Denied Ops”, gra akcji, pełna polska wersja językowa, od lat 16 (PEGI 16+). Cena: 99,90. Dystrybutor: Cenega.


Zobacz trailer gry:

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php